Minister Zdrowia Bartosz Arłukowicz powiedział we wtorek 3 lutego 2015, że chodzi o klinikę ginekologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Na placówkę została nałożona maksymalna przewidziana w takich sytuacjach kara finansowa - 10 procent wartości kontraktu, w tym przypadku to 76 tys. zł. Wypowiedziano jej też umowę w zakresie rządowego programu in vitro, a zawiadomienie o możliwości popełnienia błędu medycznego trafiło do prokuratury.
Czytaj: Klinika, w której mogło dojść do pomyłki podczas in vitro, ukarana >>>
- Ta sytuacja powinna być potraktowana jako argument, który przemawia za tym, żeby w końcu sprawę uregulować ustawowo, bo wówczas będzie bardzo wyraźna podstawa prawna - z jednej strony do tego, żeby wymagać odpowiednio wysokich standardów jakościowych, a z drugiej strony, by była podstawa do pociągania do odpowiedzialności osób, które tych standardów nie przestrzegają - powiedział.
Jego zdaniem sprawa nie powinna jednak wpłynąć na ogólne postrzeganie in vitro.
- Trzeba zdać sobie sprawę, że tak jak każda procedura medyczna, metoda ta jest obarczona ryzykiem ludzkiego błędu lub pomyłki. Tego typu nieliczne przypadki są znane również z innych krajów. Poza tym wystąpienie takiego błędu nie jest specyficzne dla in vitro. Kilka lat temu mieliśmy w Polsce przypadek dzieci, które przyszły na świat bez korzystania z metod in vitro, zamienionych w szpitalu i wychowywanych przez nie swoich rodziców - zaznaczył.
Łuków ocenił, że w tej sytuacji zrozumiałe jest rozczarowanie matki.
- Trzeba zrozumieć, że nie po to przez ileś lat razem z mężem podejmowała wysiłki, żeby mieć swoje biologiczne dziecko, żeby teraz łatwo jej było zaakceptować sytuację, która jest inna - ocenił. (pap)