Duże nadzieje rozbudziła zmiana, która weszła w życie 1 grudnia br. Chodzi o nowelizację Kodeksu pracy, która znacząco podwyższyła kary grzywny dla pracodawców wypłacających „pod stołem” część wynagrodzeń pracownikom, będącym dłużnikami alimentacyjnymi. Niektóre firmy pomagały im, niestety, w ukrywaniu dochodów. Szkopuł w tym, że nowe przepisy - na co wskazują rozmówcy Prawo.pl - są niedopracowane i, jeśli w ogóle, to obejmą ograniczoną liczbę osób. 

Na problem zwracają uwagę m.in. komornicy. Jak podkreślają, kara dla pracodawcy - nawet wysoka - nie przyniesie zamierzonego skutku, jeśli sposób jej egzekwowania będzie problemem. Ważna jest bowiem jej nieuchronność. A to z kolei powinno wiązać się ze stworzeniem systemu, aparatu państwowego, który by takich dłużników "wychwycił" w sposób racjonalny oraz pozwolił na wskazanie nierzetelnych pracodawców. 

 

- Jeśli kara będzie rzeczywiście wysoka, to może się zdarzyć, że "wylejemy dziecko z kąpielą". Pracodawca, który będzie chciał zatrudnić pracownika i stwierdzi, że w świadectwie pracy wpisane jest zajęcie alimentacyjne, może bać się go zatrudnić, a to z kolei będzie oznaczać dłuższe pozostawanie bez pracy osoby zobowiązanej do alimentacji. Może też być tak, że jeżeli pojawi się zajęcie komornicze, to pracodawca będzie chciał zwolnić takiego pracownika, ponieważ będzie się zwyczajnie bał, albo stanie się to dla niego niekomfortowe z obawy przed kontrolą czy karami - mówi Beata Rusin, komornik przy Sądzie Rejonowym dla Warszawy Żoliborza w Warszawie.

Czytaj: Sprytny się wywinie, biedny posiedzi – system nie pomaga „alimenciarzom” ani ich dzieciom>>

Kara goni karę, a alimenciarze nadal nie płacą

W polskich realiach utarło się już, że z jednej strony problemem są niepłacone alimenty, z drugiej - ograniczenia lub uniemożliwianie kontaktów z dzieckiem. Podłoże to często długotrwałe i zaognione konflikty między byłymi partnerami. I choć te kwestie wracają jak bumerang, a ze strony rządu pojawiają się co i rusz nowe pomysły na ich rozwiązanie, niewiele się w tym zakresie zmienia. 

O tym, że sytuacja dotycząca alimentów jest poważna, świadczą choćby dane z Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor. Pod koniec lipca 2020 r. 
280 tys. rodziców nie płaciło alimentów, ich zaległości sięgnęły prawie 11,5 mld złotych, a średni dług alimentacyjny na osobę to 40 686 złotych. Tylko w lipcu do bazy dłużników trafiło 2655 alimenciarzy, o ponad tysiąc więcej niż w lipcu 2019 r. Co więcej, epidemia - o czym mówią prawnicy na co dzień zajmujący się sprawami rodzinnymi - jeszcze bardziej sprawę skomplikowała. 

- Co najmniej raz na  pół roku komornik ma obowiązek kierowania zapytań dotyczących poszukiwania majątku w sprawach alimentacyjnych. Są to głównie pytania do ZUS, bo wówczas taka informacja zwrotna najszybciej do nas trafia i jest najbardziej miarodajna. Osobiście mam takich dłużników, którzy od 2011 r. nie pracują i utrzymują się jedynie z tzw. prac dorywczych. Majątku również nie posiadają, ponieważ wszystko przepisali na babcie, nowe partnerki i innych członków rodziny. Z egzekucją należności alimentacyjnych nie można więc zrobić nic przez lata. Nasz system prawny niestety bardzo łatwo obejść - wskazuje Beata Rusin.

I dodaje, że w przypadku egzekucji alimentów rolą komorników jest ochrona interesów małoletnich, bo chodzi o zapewnienie im bytu i wyegzekwowanie pieniędzy na ich rzecz. - Fundusz Alimentacyjny zabezpiecza alimenty bieżące, ale tylko do określonej kwoty. A prawda jest taka, że zapewnienie godnego życia dziecku nie powinno być odpowiedzialnością jednego rodzica. Zresztą podejście mężczyzn do rodzicielstwa zmienia się w sposób pozytywny, ale to nadal w większości mężczyźni są dłużnikami alimentacyjnymi. Dochodzi nawet do takich sytuacji, że przychodzi do mnie dłużnik i mówi, że nie ma pieniędzy na spłacanie alimentów, bo ma już "nowe dzieci". Więc pytam go, czy tamte "stare dzieci" nie są jego i czy są w czymś gorsze? I słyszę: pani to nic nie rozumie - mówi komornik. 

Czytaj: Król życia na mieście, bankrut w sądzie - polski dłużnik alimentacyjny>>

Niby miecz Damoklesa, ale... przytępiony

Przypomnijmy, ostatnie zmiany w prawie, dotyczące niepłacących alimentów, weszły w życie 1 grudnia br. W art. 281 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. - Kodeks pracy (Dz. U. z 2018 r. poz. 917, z późn. zm.) dotychczasową treść oznaczano jako par. 1 i dodano par. 2 w brzmieniu: jeżeli pracownik, o którym mowa w par. 1 pkt 2, jest osobą wobec której toczy się egzekucja świadczeń alimentacyjnych oraz egzekucja należności budżetu państwa powstałych z tytułu świadczeń wypłacanych w przypadku bezskuteczności egzekucji alimentów i zalega on ze spełnieniem tych świadczeń za okres dłuższy niż 3 miesiące, to pracodawca lub osoba działająca w jego imieniu podlega karze grzywny od 1500 zł do 45 000 zł.

- Każdą zmianę legislacyjną, dotyczącą poprawienia ściągalności należności alimentacyjnych, zwłaszcza tak istotnych ze społecznego punktu widzenia, należy ocenić pozytywnie. Jest to w istocie kontynuacja wprowadzonej w kodeksie karnym zapisów dotyczących dokładniejszego określenia przestępstwa niealimentacji. Zarówno art. 281 par. 2, jak i art. 282 par. 3 Kodeksu pracy pozwalają na ukaranie grzywną pracodawcy w przypadku spełnienia łącznie 3 przesłanek: wobec pracownika – dłużnika alimentacyjnego musi być aktualnie prowadzone postępowanie egzekucyjne tych świadczeń, jednocześnie musi on posiadać zaległości wobec Funduszu Alimentacyjnego, a zaległość tych świadczeń musi być wyższa niż 3 miesiące. Wszystkie te przesłanki muszą być spełnione jednocześnie - mówi Krzysztof Pietrzyk, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej.

I precyzuje, że niespełnienie jednej z nich powoduje brak możliwości zastosowania przepisu. Czyli wystarczy, że zaległość będzie trwała mniej niż 3 miesiące, a pracodawca nie zostanie ukarany, mimo że będą spełnione pozostałe kryteria. 

Potwierdza to zresztą Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert ds. prawa pracy Pracodawców RP. - Ustawodawca w treści nowych przepisów (art. 283 par. 3 kp) posłużył się spójnikiem „oraz”. Zatem zastosowanie sankcji karnych będzie możliwe w przypadku czynu zabronionego pracodawcy w stosunku do pracownika będącego osobą, wobec której toczy się egzekucja świadczeń alimentacyjnych oraz egzekucja należności budżetu państwa powstałych z tytułu świadczeń wypłacanych w przypadku bezskuteczności egzekucji alimentów. Natomiast konieczność istnienia dwóch egzekucji w toku tak naprawdę może zmniejszyć liczbę podmiotów, do których zastosowanie znajdzie przepis – podkreśla Katarzyna Siemienkiewicz.

Czytaj: W czasach koronawirusa zaczyna się wojna o alimenty>>

Nieuczciwych trzeba najpierw "złapać" 

Ponadto, jak wskazuje Siemienkiewicz, dopiero 1 lipca 2021 r. wejdzie w życie ustawa o Krajowym Rejestrze Zadłużonych, a do tego czasu weryfikacja czy przeciwko pracownikowi toczą się dwie takie egzekucje, może okazać się trudna. - Takich informacji nie uzyska ani pracodawca, ani chociażby Państwowa Inspekcja Pracy – zauważa.

Zdaniem Tomasza Klemta, radcy prawnego, właściciela kancelarii prawnej, fakt wypłacania „pod stołem” części wynagrodzenia pracownikowi będącemu dłużnikiem alimentacyjnym może zostać ujawniony wyłącznie przy okazji jakiejś innej kontroli. Żadna ze stron nie będzie bowiem zainteresowana ujawnieniem tego faktu, gdyż grozić za to będą negatywne konsekwencje prawne. Dlatego, jak twierdzi mec. Klemt, obowiązujące od 1 grudnia przepisy Kodeksu pracy, zwiększające zagrożenie w przypadku pracy „na czarno” mają z jednej strony zniechęcić pracodawców do wypłat bez potrącania świadczeń i części wynagrodzenia „na czarno”, ale i stworzyć możliwość karania tych, którzy na takim procederze zostaną złapani.

W jego ocenie nie można wykluczyć choćby sankcji dla księgowości. - Chodzi oczywiście o przypadki zwykłego ludzkiego błędu lub braku informacji o tym, że wobec danego pracownika toczy się egzekucja świadczeń alimentacyjnych, gdy księgowość nie będzie miała o tym informacji albo po prostu zapomni potrącić alimenty. W takiej sytuacji Państwowa Inspekcja Pracy będzie mogła ukarać grzywną – zapewne będzie to w granicach dolnego wymiaru kary, tj. 1,5 tys. złotych – zauważa mec. Klemt.

Na problem z ustaleniem kto płaci pod stołem zwracają też uwagę komornicy. - Dla mnie, jako komornika, najistotniejsza jest skuteczność, czyli ile wyegzekwuję na rzecz małoletnich. System grzywien funkcjonuje od dawna i pracodawca, który ukrywa takich pracowników ryzykuje, że zostanie nałożona na niego grzywna. Natomiast - powtarzam - moim zdaniem to nie wystarczy. Bo trzeba przede wszystkim wyłapywać nierzetelnych pracodawców i rozsądnie ich karać. I to tak, żeby nie ograniczyć zatrudniania osób z zajęciami alimentacyjnymi, bo oni bez pracy tych długów nie uregulują - wskazuje Beata Rusin.

Jak dodaje, nie wiadomo kto ma weryfikować czy są nieprawidłowości. - Pracodawca przedstawia w odpowiedzi na zajęcie wynagrodzenia listę płac z ostatnich trzech miesięcy, że dany pracownik tyle i tyle zarabia i odprowadzane są składki do ZUS. Z ZUS mam też informacje, że są w takiej wysokości składki odprowadzane i to wszystko. Skąd mam wiedzieć, czy ta pensja nie jest zaniżona, jak mam ocenić, że to jest praca na cały etat etat, a nie - jak wskazano w dokumentach - na pół etatu. Do tego dochodzą inne nieprawidłowości, jak np. rozliczanie "pod stołem", czyli wypłacanie części pensji do ręki bez opodatkowania. Kto ma to weryfikować - komornik? Czy może Inspekcja Pracy, a komornik jeśli stwierdzi nieprawidłowość ma być sygnalistą? Naszą podstawową funkcją jest przecież prowadzenie egzekucji, a nie dociekanie, weryfikowanie i kontrolowanie - wskazuje.

 

Potrzebna zmiana przepisów

Prawnicy nie mają wątpliwości, że nowe przepisy powinny zostać poprawione. 

- Taka konstrukcja stanowi ułatwienie dla nieuczciwych pracodawców, którzy w porozumieniu z pracownikami pozwalają na uchylanie się od spełniania świadczeń alimentacyjnych. Wysokie kary grzywny przewidziane tymi przepisami mają charakter prewencyjny, mają odstraszać pracodawców od ulegania namowom pracowników i pomagania im w unikaniu płacenia alimentów. W praktyce łatwo jednak będzie im unikać odpowiedzialności, poprzez czuwanie nad tym, aby chociaż jedna z przesłanek nie została spełniona, tak jak wspomniana trzymiesięczna zaległość - mówi Pietrzyk i dodaje, że w ocenie Krajowej Rady Komorniczej skuteczniejsze mogłoby okazać się rozłączne stosowanie wskazanych kryteriów.