W tekście pt. Drogi zegarek adwokata może być kosztem uzyskania przychodu napisaliśmy, że dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej w niedawnej interpretacji pozwolił prawnikowi zaliczyć do kosztów podatkowych drogi zegarek, który będzie mierzył czas poświęcany projektom klientów. Wnioskodawca twierdził, że istotnym narzędziem w jego pracy jest urządzenie z funkcją stopera/chronografu, za pomocą którego możliwe jest dokładne odmierzanie czasu poświęcanego na poszczególne zadania, z możliwością natychmiastowego wstrzymania pomiaru w sytuacji, gdy np. telefon z sądu lub urzędu przerywa wykonywanie aktualnego zadania. Adwokat właśnie taki zegarek zamierzał kupić. Nie miał jednak pewności, czy wydatek będzie mógł zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów.

 

Zegarek firmowy tylko w pracy

Fiskus pozwolił na takie odliczenie. Wydaje się, że przekonał go argument, że prawnik wspomniany zegarek będzie używał tylko w pracy i jedynie w dniach, w których prowadzi działalność gospodarczą, gdyż tylko wtedy potrzebuje mieć przy sobie bezustannie urządzenie do dokładnego odmierzania czasu poświęcanego poszczególnym zadaniom.

Argumentacja dobra i – jak się właśnie okazało – przekonująca. Trzeba jednak teraz pamiętać, by z zegarkiem nie pokazać na prywatnym przyjęciu u rodziny czy przyjaciół. Na pewno też nie można pokazać się w nim na zdjęciu z wakacji wrzuconym do któregoś z portali społecznościowych. A jeśli zobaczy je urzędnik i przyjdzie na kontrolę? Wtedy biada prawnikowi. Będzie musiał skorygować koszty, zapłacić zaległy podatek, odsetki, a może nawet i karę z kodeksu karnego.

 


Definicja kosztów uzyskania przychodów mało precyzyjna

Można sobie żartować, ale przykład z zegarkiem pokazuje problem, jak cienka i nieokreślona jest granica między wydatkami związanymi z prowadzeniem biznesu, które z definicji są kosztem uzyskania przychodów, a wydatkami o charakterze osobistym, których odliczyć nie można. Może przy okazji zmian w prawie podatkowym w ramach Polskiego Ładu resort finansów znalazłby jakieś systemowe rozwiązanie tego problemu? Byłoby dobrze.

Bo przecież korzystania z zegarka nie da się podzielić na służbowe i prywatne. Co w sytuacji, gdy prawnik, nawet w trakcie spotkania z klientem, spojrzy na zegarek, by sprawdzić, za ile minut musi wyjść z pracy, by np. zdążyć do lekarza czy do przedszkola po dziecko? To przecież cel osobisty. Zegarek w tym momencie nie jest używany na potrzeby firmy, co oznacza, że jednak kosztem być nie może. A może trzeba prowadzić specjalną ewidencję i do kosztów zaliczyć tylko część ceny zegarka?

 

Pies musi liczyć szczeknięcia

Przypomina mi to przy okazji wydaną jakieś sześć lat temu interpretację (IBPBI/1/415-170/10/KB). Chodziło w niej o możliwość zaliczenia do kosztów podatkowych jedzenia dla psa, który miał pilnować biura rachunkowego. Problem jednak w tym, że biuro miało siedzibę w domku jednorodzinnym, w którym księgowa, jej rodzina i pies też mieszkali. Fiskus pozwolił wtedy na odliczenie wydatków na karmę. Wskazał jednak, że może to dotyczyć tylko tej części, która dotyczy pilnowania biura. Wyszło na to, że trzeba liczyć szczęknięcia i warknięcia zwierzaka, a kosztem będą tylko te, które mają związek z działalnością firmy. Teraz natomiast trzeba ewidencjonować, które zerknięcia na zegarek są związane z biznesem, a które nie. Trochę to jednak śmieszne.