Chodzi o ustawę o zmianie ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych oraz niektórych innych ustaw. Jego autorem jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Serwis Prawo.pl po raz pierwszy napisał o tym w grudniu ubiegłego roku w artykule pt.  Rząd wkrótce ograniczy możliwość amortyzowania samochodów >>

Z dokumentu wynika, że do kosztów uzyskania przychodu podatnicy zarówno podatku PIT, jak i CIT, w większości będą mogli zaliczyć odpisy amortyzacyjne z tytułu zużycia samochodu osobowego tylko wtedy, gdy jego wartość nie przekracza 100 tys. zł. Oznacza to, że dotychczasowy limit wynoszący 150 tys. zł zostanie obniżony.

Z projektu wynika, że limity amortyzacji mają wynosić:

  • 225 000 zł – w przypadku samochodu osobowego będącego pojazdem elektrycznym w rozumieniu art. 2 pkt 12 ustawy z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych (Dz. U. z 2021 r. poz. 110, 1093 i ….) oraz w przypadku samochodu osobowego będącego pojazdem napędzanym wodorem w rozumieniu art. 2 pkt 15 tej ustawy,
  • 150 000 zł – jeśli emisja CO2 silnika spalinowego samochodu osobowego, określona na podstawie danych zawartych w centralnej ewidencji pojazdów wynosi mniej niż 50 g na kilometr,
  • 100 000 zł – jeśli emisja CO2 silnika spalinowego samochodu osobowego, określona na podstawie danych zawartych w centralnej ewidencji pojazdów jest równa lub wyższa niż 50 g na kilometr.

Z uzasadnienia do projektu ustawy wynika, że projektowane rozwiązania mają na celu określenie zasad korzystniejszej amortyzacji dla pojazdów niskoemisyjnych. Przewiduje się uzależnienie wysokości limitu amortyzacji od wielkości emisji przez pojazd dwutlenku węgla CO2. Jak czytamy w dokumencie, zaproponowane rozwiązania są korzystniejsze dla pojazdów które charakteryzują się niską emisją CO2 – poniżej 50 g/km.

Co istotne, pierwotna wersja nowelizacji nie zawierała przepisów przejściowych. Pojawiło się więc ryzyko, że amortyzację rozpoczętą przed końcem 2025 roku trzeba będzie nagle zaprzestać. Firmy nie odliczyłyby więc pełnych kosztów i straciłyby finansowo. Po naszej publikacji Ministerstwo Klimatu zmieniło treść projektu. Zdecydowało, że do pojazdów zakupionych przed datą wejścia w życie nowych przepisów stosuje się regulacje w brzmieniu dotychczasowym. Taka wersja została zatwierdzona przez rząd. Co ciekawe, uwagi do projektu miał sam resort finansów w opinii przedstawionej pod koniec lutego sekretarzowi Komitetu do Spraw Europejskich w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Ministerstwo Finansów było wtedy przeciwne propozycji obniżenia limitu amortyzacji ze 150 tys. zł na 100 tys. zł dla pojazdów o napędzie innym niż elektryczny lub wodorowy. Resort tłumaczył, że zmiana ta będzie niekorzystna dla dużej liczby podatników i byłaby ogłoszona w krótkim czasie po podwyższeniu omawianego limitu (z początkiem 2019 r.). Podnoszono, że zmiany przeprowadzane w tym trybie mogą stawiać w złym świetle spójność wizji prowadzenia polityki gospodarczej, podatkowej i ochrony środowiska.

 

- Ministerstwo Finansów słusznie zwróciło uwagę, że od 2019 r. limit amortyzacji dla samochodów osobowych został podwyższony. Jego obniżenie do poziomu zbliżonego do poprzedniego, który wynosił 20 tys. euro, stawiałoby więc pod znakiem zapytania racjonalność ustawodawcy, szczególnie że przecież ceny nowych samochodów rosną. Ustalenie limitu amortyzacji na poziomie 100 tys. zł stanowiłoby poważną dolegliwość dla przedsiębiorców, zwłaszcza tych, którzy dysponują dużymi flotami pojazdów. Cieszy więc, że w tym przypadku resort finansów staje po stronie podatników – komentował dr Grzegorz Keler, adwokat w kancelarii SPCG. Ekspert podkreślał, że skutek obniżenia limitu amortyzacji może być odwrotny od zamierzonego. - Zamiast wybrać samochód elektryczny czy napędzany wodorem, przedsiębiorca może zdecydować się na zakup tańszego samochodu używanego, który będzie mniej ekologiczny od nowego, nawet z silnikiem spalinowym. Wydaje się więc, że jeżeli instrumentem promocji elektromobilności ma być prawo podatkowe, to lepiej aby stwarzało ono zachęty do zakupu pojazdów o napędzie elektrycznym czy wodorowym niż zniechęcało do zakupu nowych samochodów z silnikami spalinowymi – zaznaczał dr Grzegorz Keler.

Zobacz więcej: Rząd szykuje istotne ograniczenie amortyzacji samochodów >>

 

Liczy się nie ekologia a pieniądze

Można zatem postawić tezę, że rządowi chodzi tu nie o ekologię, a jedynie pieniądze i zapewnienie dodatkowych wpływów do budżetu państwa. Niższe odpisy amortyzacyjne, to niższe koszty uzyskania przychodów i tym samym wyższy podatek dochodowy do zapłacenia. Taka interpretacja wydaje się uzasadniona. Zwłaszcza, że od stycznia przyszłego roku, jeśli Polski Ład wejdzie w życie, wielu pracowników zostanie zmuszonych do zapłacenia wyższego podatku, jeśli wykorzystują do celów prywatnych służbowe samochody. Zgodnie bowiem z przyjętymi przez Sejm przepisami, przy określaniu wysokości ryczałtu, będzie stosowny inny wskaźnik tj. zamiast pojemności silnika, będzie brana pod uwagę moc silnika, z podziałem na do i powyżej 60 kW.

Jak tłumaczy Maciej Gruchot, doradca podatkowy, partner w kancelarii Kempa Gruchot Rawicz-Zaborowska, zmiana polega na bardzo istotnym poszerzeniu zakresu samochodów, których używanie w celach prywatnych będzie oznaczało doliczenie wyższego zryczałtowanego przychodu do opodatkowania (nawet 400 zł miesięcznie, a nie 250 zł). Zaproponowany w przyjętej ustawie próg mocy silnika uprawniający do zastosowania niższego doliczenia przychodu (250 zł) w wysokości 60 KW to po przeliczeniu niecałe 82 KM.

- Jest to moc silnika, którą można określić jako szokująco niską. Powiedzmy sobie szczerze – idealnym samochodem flotowym jest wciąż sedan z silnikiem benzynowym lub diesla pozwalającym na względne szybkie przemieszczanie się do klientów. Moc minimalna w takich samochodach to zazwyczaj 120-150 KM, zejście do poziomu 80 KM jest zaś możliwe w zasadzie przy bardzo małych samochodach z silnikami wolnossącymi - zaznacza Maciej Gruchot. Dodaje również, że teoretycznie można by potraktować zmianę jako zachętę do nabywania bardziej ekologicznych aut. Z drugiej strony można chyba postawić tezę, zwłaszcza w braku jakichkolwiek ulg dla samochodów hybrydowych, że ta drobna korekta jest raczej motywowana dążeniem do prostego zwiększenia wpływów budżetowych w obszarze PIT.

Zobacz więcej: Niektóre prywatne podróże służbowym autem z wyższym podatkiem >>

 

POLECAMY