Z miesiąca na miesiąc widoczne jest nasilenie się kampanii ugodowej banków, choć nie dotyczy to wszystkich. Jedną z przyczyn jest niewątpliwie rosnąca liczba orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które są w dużej mierze korzystne dla konsumentów. Prawnicy podkreślają jednak, że warto dogłębnie zastanowić się nad wszystkimi za i przeciw przed podpisaniem dokumentów. Ugoda może bowiem wiązać się ze stratą dla konsumenta. Istotny jest też etap, na którym została zawarta. 

- Nie ma już obecnie dnia, w którym nie mielibyśmy do czynienia z nowymi propozycjami dla kolejnych klientów. Oferty ugodowe trafiają do naszych klientów zarówno na wczesnym przedprocesowym etapie, np. zaraz po złożeniu wniosku o wydanie zaświadczenia zawierającego historię spłaty kredytu, w trakcie trwającego postępowania, jak również tuż przed jego zakończeniem – mówi Tomasz Konieczny, radca prawny i partner w kancelarii Konieczny Polak Partnerzy.

Jak uważa Oskar Miłoń, adwokat z kancelarii Kieler-Miłoń, postępowanie banków wynika tylko i wyłącznie z chłodnej kalkulacji, na końcu której znajduje się gra o wynik finansowy, przedłużenie kadencji zarządów, czy też czyszczenie portfela kredytowego pod przyszłą sprzedaż.

- Skądinąd wiem również, że prezesi niektórych banków otrzymali od swoich zagranicznych właścicieli wymóg zawarcia jak największej liczby ugód, jako warunek wypłaty premii rocznej – mówi mec. Miłoń.

Czytaj też: ZBP: Liczymy na ustawę regulującą ugody frankowe

Nie warto się spieszyć z ugodą

Banki występują z propozycjami ugód na różnych etapach sporów z konsumentami. Jak podaje Tomasz Konieczny, to na etapie sądowym jest zdecydowanie najwięcej propozycji ugodowych. Są one korzystniejsze od tych „systemowych”, wysyłanych wszystkim kredytobiorcom.

- Kalkulacja w tej sytuacji jest prosta, zawarcie ugody przed wydaniem wyroku uwzględniającego powództwo klienta oznacza mniejsze „straty” dla banku – ocenia Oskar Miłoń.

Jednak propozycje ugód potrafią pojawiać się jeszcze później.

- Co więcej, również po prawomocnym, korzystnym dla kredytobiorcy wyroku, banki nie przestają oferować porozumień – zmienia się jedynie ich treść, ponieważ chodzi wówczas nie tyle o konwersję kredytu czy jego umorzenie, ponieważ kredytu już nie ma z uwagi na orzeczenie sądu, lecz o rozliczenie kompensacyjne, czyli potrącenie między wierzytelnością kredytobiorcy o zwrot rat z przeciwstawnym roszczeniem banku o zwrot kapitału kredytu – mówi Tomasz Konieczny.

Banki podchodzą do tematu pragmatycznie.

- Generalna zasada jest taka, że im bardziej zaawansowany proces, tym lepsza oferta ugodowa. Zwykle najmniej atrakcyjne warunki oferowane są kredytobiorcom na etapie przedprocesowym, a najlepsze na etapie postępowania apelacyjnego. Zatem można powiedzieć, że pozew i proces jest kluczem nie tylko do korzystnego rozstrzygnięcia sądowego, ale też do możliwie najkorzystniejszej ugody – uważa Tomasz Konieczny.

Z tej przyczyny cierpliwość procentuje.

- Doświadczenie uczy, że nie warto przyjmować pierwszej lepszej oferty ugodowej. Z czasem po jej odrzuceniu pojawią się kolejne, korzystniejsze. Nawet i one mają zwykle pewien margines negocjacyjny. Wręcz regułą stało się, że finalna ugoda jest korzystniejsza od pierwotnej oferty, przy czym rozpiętość jest ogromna: od 5 do nawet 50 proc. - mówi Tomasz Konieczny.

 

W propozycjach ugód kryją się pułapki

Jak mówi Oskar Miłoń, dla pewnej grupy kredytobiorców nawet niekorzystne warunki ugód dają złudne poczucie rzucenia koła ratunkowego. Są to najczęściej klienci, którzy znaleźli się w poważnych problemach finansowych, w które zostali wplątani przez banki, oferujące wadliwie skonstruowane umowy kredytowe.

- Banki często na to liczą, dając krótki czas do namysłu. W praktyce terminy związania ofertą banku są dość płynne – tzn. ich przekroczenie wcale nie wiąże się z wygaśnięciem oferty, lecz często z jej odnowieniem po jakimś czasie na korzystniejszych warunkach. Zatem nie warto się spieszyć – najlepiej na chłodno i spokojnie policzyć, czego bank oczekuje w zamian – ostrzega Tomasz Konieczny.

Policzenie i konsultacja z pełnomocnikiem są ważne, gdyż pozornie korzystna oferta przy bliższym poznaniu może wcale taka nie być. Mec. Konieczny przytacza przykład, gdy bank oferował umorzenie salda wynoszącego np. 250 tys. zł do zera i wydawało im się to bardzo korzystną propozycją, podczas gdy po zsumowaniu rat i kosztów kredytu, które już zapłacili wychodziło, że byliby stratni na ugodzie względem wyroku o ok. 150 tys. zł, które bank powinien był im zwrócić tytułem zwrotu nadwyżki (różnicy między sumą rat i kosztów kredytu a kapitałem kredytu).

Radosław Górski, radca prawny, Kancelaria Prawna Radosław Górski i Wspólnicy sp.k, radzi, żeby przy ocenie korzyści wynikających z ugody każdorazowo wziąć pod uwagę sumę wpłat na rzecz banku. Wielokrotnie zdarza się, że na przykład pozornie korzystna ugoda, prowadząca do umorzenia pozostałej do zapłaty kwoty kredytu, nie uwzględnia tego, że na chwilę jej zawarcia konsument bardzo znacząco nadpłacił już kwotę kapitału kredytu. W zależności od konkretnej sprawy, straty z tym związane mogą być liczone nawet w setkach tysięcy złotych. Do tego z reguły propozycje ugodowe nie biorą pod uwagę należności konsumentów z tytułu odsetek ani kosztów poniesionych w procesie sądowym.

Z kolei Marek Skrobacki z Kancelarii CHF Marek Skrobacki zauważa, że mBank proponuje części klientów warunki, które pozornie są zbliżone do rozstrzygnięć sądowych o nieważności, ale jak do tej pory nawet w takich propozycjach znajdują się „zaszyte” dodatkowe - i to całkiem spore - koszty, które bank zastrzega dla siebie.

Ostrożność powinni zachować też kredytobiorcy, którzy spłacają po dwa lub więcej kredytów, np. jeden na zakup działki, inny na budowę domu, a jeszcze inny za zakup mieszkania. W takich sytuacjach podatku od przychodu uzyskanego z umorzenia kredytu nie będzie tylko w przypadku pierwszej ugody. Pozostałe ze względów podatkowych stają się właściwie nieopłacalne, ponieważ bank wystawi PIT-11 i od wartości umorzenia trzeba będzie zapłacić podatek dochodowy.

 


Banki różnie podchodzą do ugód

Między bankami zachodzą dość spore różnice zarówno co do aktywności w zakresie oferowania ugód, jak i ich warunków. Mec. Konieczny obserwuje największą aktywność ze strony takich banków, jak: mBank, PKO BP czy BNP Paribas.

W zależności od tego, kiedy i na jak długo zawarto umowę kredytu oraz ile już zostało spłacone tytułem rat, propozycje ugodowe można podzielić na trzy grupy:

  • takie, w których bank oferuje umniejszenie salda oraz zmianę kredytu z indeksowanego/denominowanego kursem CHF na wyżej oprocentowany kredyt złotowy, choć o mniejszym saldzie;
  • takie, w których bank oferuje całkowite umorzenie salda i uznanie kredytu za całkowicie spłacony;
  • takie, w których bank nie tylko uznaje kredyt za całkowicie spłacony, ale dodatkowo proponuje zwrot określonej nadwyżki liczonej w dziesiątkach, a czasem setkach tysięcy złotych.

- Moim zdaniem czas prawdziwych ugód jeszcze nie nadszedł – banki ciągle oficjalnie wierzą, że w przypadku nieważności być może uda się ugrać coś w sprawie zwaloryzowania kwoty kapitału, pomimo jednoznaczności wyroku TSUE C-520/21. Ta wiara niedługo upadnie – tak jak upadła wiara w roszczenie o „wynagrodzenie” za korzystanie z kapitału. Natomiast dopóki znajdują się chętni kredytobiorcy na podpisywanie tak niekorzystnych ugód, to banki będą kontynuować obecne postępowanie – podsumowuje Marek Skrobacki.