Coraz więcej miast uzależnia ceny wywożenia i zagospodarowania odpadów od zużycia wody w gospodarstwie domowym. Mieszkańcy skarżą się, że to niesprawiedliwe, ale samorządy chcą w ten sposób uszczelnić system i uniknąć sytuacji uchylania się od płacenia przez mieszkańców.

Krytyka i sprzeciwy mieszkańców

W Warszawie od grudnia mieszkańcy będą płacić według tego, ile zużyli wody, czyli 12,73 zł za każdy wykorzystany metr sześcienny. W Łodzi zmiana nastąpi od lutego – radni uchwalili, że nowy system opłat za wywóz śmieci będzie bazował na tym, jak dużo wody mieszkaniec zużyje. Obecnie łódzka opłata zależy od liczby osób w gospodarstwie domowym, w Warszawie wynosi 65 zł w zabudowie wielorodzinnej i 94 zł w jednorodzinnej.

Michał Bursztynowicz, członek Samorządowego Kolegium Odwoławczego we Wrocławiu, ekspert w zakresie gospodarowania odpadami mówi, że uzależnienie opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi od zużycia wody spotyka się najczęściej z olbrzymią krytyką, czy sprzeciwem społecznym. – A to ze względu na oparcie sposobu jej wyliczenia na szacowaniu (trudno tu bowiem mówić o jakimkolwiek bezpośrednim związku między ilością zużytej wody, a ilością faktycznie wytworzonych odpadów), a także błędne utożsamianie ceny wody i jej zużycia - wyjaśnia.

 


Zalety metody „od wody”

Jak każdy sposób obliczania opłaty za śmieci metoda ta ma zarówno zalety, jak i wady. Jeśli chodzi o zalety, to przede wszystkim należy tu zwrócić uwagę na to, że zużycie wody jest bezpośrednim dowodem na to, że mieszkanie jest użytkowane i przybliża średnią liczbę osób w nim przebywających  - stałych i okresowo – więc można w ten sposób ocenić zmienność wytwarzania odpadów.

- System ten wydaje się zatem najbardziej uczciwy dla mieszkańców, bo traktuje ich indywidualnie i stosunkowo prosty do sprawdzania, bo łatwo zweryfikować zadeklarowane dane na podstawie odczytu wskazań wodomierza. Dlatego też coraz więcej miast decyduje się na tę metodę. Oczywiście można także przyjąć, że metoda ta jest proekologiczna, bo zachęca do oszczędzania wody – podkreśla Michał Bursztynowicz.

Wady metody „od wody”

Wśród wad eksperci wymieniają przede wszystkim stosunkowo wysokie koszty obsługi, a także to, że duża zmienność danych może powodować częstą zmianę deklaracji śmieciowych. Metoda ta generuje wysokie koszty dla niewielkich gospodarstw domowych zużywających relatywnie dużo wody, w szczególności konieczne może być więc zainstalowanie podliczników ogrodowych.

Józef Banach, radca prawny, partner w kancelarii InCorpore Banach Szczypiński Partnerzy podkreśla, że w wielu domach jednorodzinnych w dużych miastach nie ma liczników wody, bo miasta nie są w stanie podłączyć ich do wodociągów miejskich (dotyczy to np. Warszawy). Tymczasem ustalenie średniego ryczałtu 4 m sześc. na osobę dla rodziny 2+3, która płaciła dotąd 94 zł miesięcznie (przy posiadaniu kompostownika 90 zł), oznacza ogromną podwyżkę, bo  będzie płacić blisko 260 zł. - Wykracza to poza poziom UE, w Niemczech np. stawki są zasadniczo niższe, przy nieporównywalnej relacji wynagrodzeń i kosztów pracy – podkreśla.

Jego zdaniem ustalenie opłat od zużycia wody, tam gdzie nie ma możliwości ich wyliczenia, jest rozwiązaniem niesprawiedliwym i niewłaściwym. - W przypadku nieruchomości, gdzie nie ma możliwości ustalić opłat w oparciu o zużytą wodę, należało zachować ryczałt płacony dotychczas – uważa.

Urząd Miasta Warszawy wyjaśnia na stronie miasta, że jeśli w nieruchomości nie ma wodomierza, albo nie jest ona podłączona do sieci wodociągowej lub nie ma danych za zużycie wody za okres sześciu kolejnych miesięcy, stawka naliczona zostanie według wzoru: liczba mieszkańców x 4m³ wody x 12,73 zł. Ryczałt 4m³/osobę to zbliżone, średnie miesięczne zużycie wody w Warszawie, według danych Głównego Urzędu Statystycznego.

Michał Bursztynowicz zauważa też, że uzależnienie opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi od zużycia wody może mieć wpływ na gorsze wyniki działalności przedsiębiorstwa wodociągowego, a w konsekwencji wzrost ceny wody.

Zobacz też: Inteligentne pojemniki pozwalają kontrolować segregację śmieci w blokach>>

Nie ma idealnej metody

Mec. Józef Banach dodaje, nie ma idealnej metody wyliczeń opłat za śmieci i jej wybór jest trudny do rozstrzygnięcia, ale taka próba „dociśnięcia” mieszkańców z uwagi na braki budżetowe samorządów jest niedopuszczalna. Jak podkreśla, powinna być przynajmniej ustalona stawka maksymalna, aby uniknąć kompletnie nieracjonalnych opłat przy większych rodzinach. - Zwiększenie liczby osób w rodzinie nie przekłada się wprost proporcjonalnie na wzrost ilości śmieci – dodaje.

Łódzcy radni argumentowali, że przeciętnie jeden mieszkaniec zużywa ok. 3 metrów sześciennych wody, co przy ustalonej stawce obliczeniowej, czyli 9,60 zł za metr, a dla osób „w złej sytuacji, które nie mają wody bieżącej" ryczałt wynosi tyle, ile łódzka średnia zużycia, czyli równowartość ok. 3,3 metra sześciennego wody.

W tym tygodniu wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł w związku z licznymi głosami m.in. spółdzielni mieszkaniowych wzywających do uchylenia tzw. uchwał śmieciowych zaapelował do prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego o przyjęcie mechanizmu prawnego chroniącego "mieszkańców wrażliwych".

Naruszenie Konstytucji

W połowie listopada np. warszawskie spółdzielnie mieszkaniowe we wnioskach skierowanych do wojewody i RIO w Warszawie wniosły o stwierdzenie nieważności zaskarżonych uchwał, zarzucając im m.in. naruszenie konstytucji. Ich zdaniem uzależnienie wysokości opłaty za odbiór odpadów jedynie od zużycia wody jest nieadekwatne do ilości faktycznie wytworzonych odpadów.

Zarzut niezgodności z Konstytucją wysuwa też rzecznik praw obywatelskich, który zwrócił się do ministra środowiska i klimatu Michała Kurtyki z pytaniem, jak przeciwdziała podwyżkom opłat za wywóz śmieci. Po zbadaniu uchwał rad gmin RPO uznał, że są przyjęte z naruszeniem konstytucyjnej zasady równości podatkowej i prawa unijnego.

W piśmie skierowanym do prezydenta Trzaskowskiego wojewoda pyta także, czy w najbliższym czasie planowane jest przekazanie pod obrady rady miasta projektu, który dotyczy zwolnienia w całości lub w części z opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi właścicieli nieruchomości, których dochód nie przekracza kwoty uprawniającej do świadczeń pieniężnych z pomocy społecznej.

Gminy od 2019 roku mogą pobierać opłaty za śmieci według ściśle określonych metod - od powierzchni lokalu, od gospodarstwa domowego, od osoby i od wody. Żadna z nich nie jest powiązana wprost z ilością wytwarzanych odpadów, bo jedna osoba może produkować mniej śmieci niż inna.

Gminy argumentują, że zmiana stawki od zużycia wody to odpowiedź na prośby mieszkańców i apele radnych. Podobne rozwiązanie działa w Markach, Sopocie oraz w Szczecinie w zabudowie wielorodzinnej.