Używanie feminatywów jest zrozumiałe w świetle refleksji językowej, zgodnie z którą – jak pisał Ludwig Wittgenstein – „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”. Oznacza to, że to, czego nie potrafimy nazwać, zaczyna wymykać się naszej percepcji, a nienazwane – w pewnym sensie – przestaje istnieć w świadomości społecznej. Język nie jest jedynie narzędziem opisu rzeczywistości, ale jej współtworzenia: wpływa na to, co zauważamy, jak klasyfikujemy zjawiska i jak nadajemy im znaczenie. Jeśli brakuje w nim form odnoszących się do kobiet wykonujących określone zawody lub pełniących konkretne funkcje, wówczas ich obecność w tych rolach staje się mniej widoczna, a czasem wręcz niewypowiadana.

W tym ujęciu feminatywy nie są jedynie kwestią stylistyczną lub estetyczną, lecz elementem poszerzania językowego obrazu świata. Dodając do języka nazwy obejmujące doświadczenia i pozycję społeczną kobiet, nie tylko odzwierciedlamy rzeczywistość, ale też umożliwiamy jej pełniejsze zaistnienie w dyskursie publicznym. Innymi słowy – jeśli coś można powiedzieć, może to istnieć jako część naszej wspólnej świadomości; jeśli pozostaje nienazwane, usuwa się na margines lub całkowicie znika z pola widzenia. W tym sensie rozwój feminatywów jest naturalną konsekwencją dążenia do precyzyjnego, sprawiedliwego i włączającego języka, który pozwala wyrażać to, co realne.

Wierzę w moc języka, jednak wprowadzone rozwiązania budzą pewne wątpliwości pod względem interpretacji przepisu “par. 3. Pracodawca zapewnia, aby ogłoszenia o naborze na stanowisko oraz nazwy stanowisk były neutralne pod względem płci, a proces rekrutacyjny przebiegał w sposób niedyskryminujący.” Często jest to rozumiane poprzez na siłę feminatyzowanie nazwy stanowiska.

 

Organy i osoby pełniące funkcje publiczne

W takiej sytuacji pojawia się wątpliwość, czy mamy do czynienia z wójtową (wójciną?), starościną? A idąc dalej można zastanowić się, jak powinien wyglądać feminatyw funkcji nadleśniczego? (“nadleśnicza”?) Zapewne język polski wypracuje odpowiednie warianty, ale mogą być trudne, zarówno do słuchania, jak i o charakterze deprecjonującym.

W mojej opinii natomiast, będziemy mieli tutaj typową normę derogacyjną “lex specialis derogat leges generalis” - prawo szczególne - uchyla prawo ogólne. Ustawami szczegółowymi są  zwłaszcza ustawy samorządowe, tj. ustawa o samorządzie gminnym (odpowiednio - powiatowym), ustawa o pracownikach samorządowych, o lasach etc.

Jeśli więc w ustawa o samorządzie gminnym wskazuje funkcje organu- jako “wójt, burmistrz, prezydent” stosowanie feminatywów w oficjalnych dokumentach jest działaniem contra legem. Analogicznie: w urzędzie gminy, starostwie powiatowym i urzędzie marszałkowskim tworzy się odpowiednio stanowisko sekretarza gminy, powiatu i województwa, zwanego dalej "sekretarzem". Tworzenie więc funkcji o innej nazwie “sekretarzowa” “sekretarzyna” “osoba sekretarska” (poza tym że brzmi deprecjonująco), narusza przepisy art. 5 ustawy o pracownikach samorządowych. Analogicznie do wyłącznej właściwości rady gminy należy m.in. powoływanie i odwoływanie na wniosek wójta skarbnika gminy będącego głównym księgowym budżetu oraz sekretarza gminy. Funkcja ta posiada więc umocowanie ustawowe i próby “feminatyzowania” są też naruszeniem tych przepisów ustawy. Podobnie jeśli chodzi o nauczycieli. W art.1 ust. 1. Karty Nauczyciela wskazano, że  “Ustawie podlegają nauczyciele, wychowawcy i inni pracownicy pedagogiczni… “- feminatyzowanie tych stanowisk również będzie stanowiło naruszenie tej ustawy.

Przeczytaj także:  Sekretarz, sekretarzyni, osoba sekretarska - samorządowcy wdrażają nowe prawo

Identycznie będzie w zakresie “nadleśniczych”, “sędziach”, “ministrach” etc.- jeśli ustawa wyraźnie wskazuje, jak się stanowisko pracy lub funkcja nazywa, to dalsze feminatyzowanie będzie stanowiło naruszenie przepisów. Przykładów można mnożyć w nieskończoność “inżynier nadzoru budowlanego” etc., etc.

W zakresie pozostałych stanowisk. W mojej ocenie ten przepis nie zabrania używania takich nazw jak „inspektor” czy „mechanik” jako takich. W mojej ocenie, ogłoszenie nie może preferować ani wykluczać żadnej płci - nie można pisać, że zatrudnię mężczyznę- mechanika, tylko mechanika.  Po prostu. Uważam, że w przepisie tym mowa jest o tym, aby język ogłoszenia (lub stanowiska) nie sugerował, że stanowisko jest przeznaczone dla konkretnej płci. Należy unikać zwrotów takich jak "poszukujemy pana mechanika" czy "zatrudnimy kobietę na stanowisko inspektora".

 

Rola Rada Języka Polskiego

W mojej ocenie ustawa jest niedopracowana. Rolą organu wykonawczego jest zarządzanie jednostką samorządu terytorialnego: utrzymywanie dróg, oświaty, dbanie o zagospodarowanie przestrzenne, odbiór śmieci, organizacja transportu i wiele innych. Dział kadr nie jest również działem językoznawców, polonistów ani  specjalistów z tematyki gender: którzy będą zastanawiać się, jak stosować feminatywy lub inne określenia neutralne płciowo (dla osób które uważają, że są niebinarne). Zadaniem kadr w urzędzie jest profesjonalne rozpisywanie konkursów, a potem dbanie o regulamin pracy.

Uważam, że ustawa powinna wyznaczyć Radę Języka Polskiego lub inny kompetentny organ, aby przed wdrożeniem przepisów opracował poradnik lub inny dokument o charakterze soft law - jak nazywać prawidłowo nazywać stanowiska, które należy feminatyzowac, a które nie oraz co oznacza neutralność płciowa stanowisk.

W obecnej sytuacji każdy pracodawca będzie działał po omacku i będą powstawać potworki językowe. Zapanuje więc wolna amerykanka, a reforma która miała być potrzebna, może stać się martwa, lub parodią samą siebie. Autor ma jednak nadzieję, że mimo wszystko ustawa zacznie funkcjonować prawidłowo.