Część przepisów odpowiedniej uchwały rady miejskiej w Stawiskach została unieważniona rozstrzygnięciem nadzorczym wojewody z powodu przekroczenia delegacji ustawowej zawartej w ustawie z 13 września 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (Dz. U. z 2025 r. poz. 733). Zgodnie z art. 4 ust. 2 pkt 1d) tej ustawy regulamin utrzymania czystości i porządku na terenie gminy ma określać m.in. wymagania co do mycia i naprawy pojazdów samochodowych poza myjniami i warsztatami naprawczymi. Brak wykonywania obowiązków określonych w takim regulaminie utrzymania czystości i porządku jest wykroczeniem karanym grzywną (art. 10 ustawy). Rada w Stawiskach pozwoliła zaś myć tylko nadwozia aut, w miejscach o utwardzonym podłożu oraz przy użyciu środków ulegających biodegradacji. Grzebanie w silnikach oraz inne naprawy poza warsztatami, mogły odbywać się wyłącznie tam, gdzie nie będą uciążliwe dla sąsiednich nieruchomości. - Powołany przepis nie upoważnia organu uchwałodawczego gminy do wprowadzenia generalnego ograniczenia możliwości mycia pojazdów tylko do określonych miejsc i określonych środków myjących, ani do wskazania miejsc, w których można myć pojazdy poza myjniami i warsztatami naprawczymi - pisze Urszula Matusiewicz-Jasińska, dyrektor Wydziału Nadzoru i Kontroli w Podlaskim UW. - Organ gminy został upoważniony wyłącznie do wskazania wymogów dopuszczalności mycia i naprawy pojazdów poza myjniami i warsztatami, mających na celu zapewnienie ochrony środowiska i ludzi przed zagrożeniem zanieczyszczeniem lub uciążliwościami stwarzanymi na skutek wykonywania tych czynności. Jednocześnie nie znajduje również uzasadnienia ograniczenie możliwości mycia pojazdów wyłącznie przy użyciu środków ulegających biodegradacji na wydzielonych utwardzonych częściach nieruchomości – czytamy w dalszej części uzasadnienia wojewody. O ograniczeniu możliwości mycia auta do jedynie nadwozia wspomina też regulamin przyjęty przez miasteczko Skarszewy (woj. pomorskie), które zastrzega również, że na prywatnych posesjach wolno dokonywać jedynie drobnych napraw.

Radni podlaskich Stawisk rozciągnęli też – choć chyba bardziej z nieświadomości niż złej woli - zakazy mycia m.in. na traktory, mimo że przepisy pozwalają im to robić tylko wobec pojazdów samochodowych (czyli takich, które mogą jeździć z prędkością powyżej 25 km/h i nie są ciągnikami rolniczymi). Wszystko przez to, że rada miejska wpisała sobie do uchwały, że zakaz mycia ma dotyczyć wszystkich „pojazdów mechanicznych”. Ten oryginalny pomysł radnych wojewoda także zastopował.

 


Gminny regulamin nie rozwiąże sporów sąsiedzkich

Urzędnicy wojewody zarzucili także miastu Stawiski, że rajcy ingerują w prawo sąsiedzkie,  a konkretnie art. 144 kodeksu cywilnego. Zastrzegają bezpodstawnie warunek nieuciążliwości mycia aut dla właścicieli sąsiedniej nieruchomości. Zgodnie z tym przepisem powinno się przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które zakłócałyby korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych. - Przepisy regulaminu nie mogą regulować stosunków sąsiedzkich. Mają tworzyć warunki do utrzymania ładu publicznego, ale nie mogą wkraczać w sferę zarezerwowaną dla regulacji prawa cywilnego – czytamy  w uzasadnieniu wojewody. Byłoby to zresztą otwarcie puszki Pandory, gdyż o co mogą się pokłócić sąsiedzi przy myciu auta? Tu życie, wyobraźnia i bogate orzecznictwo sądowe podpowiadają całą gamę pomysłów. Przykładami takich typowych immisji wymienianych w kontekście art. 144 k.c. są np. kierowanie wody za pomocą sztucznej instalacji na działkę sąsiednią, dymienie, przenikanie zapachów, hałasu, światła i wstrząsów. Można więc sobie wyobrazić spory sąsiedzkie o mycie pojazdu przy głośnej muzyce połączone z zarzutami śmierdzących środków czyszczących. Nie każdy jest też zachwycony, gdy sąsiad z nagim torsem od rana kręci się wokół auta na podjeździe położonym kilka metrów pod oknami sypialni, słuchając np. wulgarnego rapu albo głośnego disco polo. Do przeciwdziałania temu wystarczy mu jednak kodeks cywilny, a nie jest konieczny gminny regulamin porządkowy. Co ciekawe, wojewoda podlaski już 2,5 roku temu z tych samych powodów uchylił Stawiskom analogiczne zapisy w poprzedniej uchwale, ale radni teraz odświeżyli swój dawny pomysł.

Na tendencję urzędników i sąsiadów do szczegółowego ingerowania w to, jak myje się auta na własnych posesjach zwraca też uwagę influencer Michał Jesionowski, twórca popularnego kanału motoryzacyjnego „Miłośnicy 4 kółek” mającego 1,64 mln subskrybentów. - Prawie każda gmina ma swoje obostrzenia, ale generalnie każde prawo zakazuje mycia auta na trawie. Auto można umyć pod domem, jeżeli są spełnione odpowiednie wymagania, przede wszystkim grunt jest nieprzepuszczalny i woda spływa do studzienki kanalizacyjnej. Część gmin żąda wprost środków biodegradowalnych – opisuje Jesionowski w swoim programie ustalenia, które na potrzeby kanału poczynił ze znajomymi prawnikami. Jesionowski wskazuje jednak różnorakie absurdy, jak np. spłukanie auta z brudu podczas deszczu na trawie, albo taką cienką czerwona linię pomiędzy tym co zabronione a dozwolone, jak przejechanie kilku metrów na własnej posesji w utwardzone miejsce z odpływem do kanalizacji, zamiast bezodpływowego podjazdu albo mycia auta zaparkowanego na prywatnym trawniku.

Gmina Lipusz (woj. pomorskie), gdzie ma firmę Jesionowski wymaga np. aby mycie nie odbywało się przy użyciu detergentów, szamponów i innych środków chemicznych powodujących zanieczyszczenie środowiska. Poza warsztatami naprawczymi gmina Lipusz zakazuje też prowadzenia wszelkich prac blacharsko-lakierniczych. W stolicy zaś radni nie bawili się kazuistykę i przez to przepisy lokalne brzmią dość ogólnie: mycie tylko środkami biodegradowalnymi i na utwardzonym, szczelnym podłożu z odprowadzaniem ścieków, a warszawiacy mogą naprawiać auta w taki sposób, aby uniemożliwić zanieczyszczenie powierzchni nieruchomości, wód powierzchniowych i podziemnych, gleby i ziemi, a także powietrza atmosferycznego.

 

Przepisy nie zastąpią zdrowego rozsądku

Spór o mycie aut na prywatnych posesjach to kolejna odsłona sąsiedzkich konfliktów o hałas z boisk i stadionów, smród z wiejskich zagród, głośne kościelne dzwony, zbyt jasne światła reklam itp. (część z nich opisaliśmy w tekście Mieszkańcy nie chcą Orlików). Tylko niektóre z tych kwestii może rozwiązać przygotowywana dopiero w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW) ustawa o funkcji produkcyjnej wsi, odpowiedź na głośną sprawę rolnika Szymona Kluki, mającego chlewnię pod Łodzią, który przegrał sprawę sądową ze swoimi sąsiadami o smród. Jak tłumaczy minister Stefan Krajewski, po pierwsze, dotyczyć ona będzie jedynie terenów wiejskich, nie rozwiąże więc konfliktów sąsiedzkich w miastach, gdyż nie dotyczy (co do zasady) boisk, immisji nierolniczych, hałasów. Ponadto, jak podkreśla Krajewski, w przepisach tych nachodzą na siebie regulacje z różnych dziedzin prawa, od administracyjnego i cywilnego, po prawo karne i kodeks wykroczeń. Krajewski apeluje zaś przede wszystkim o zdrowy rozsądek i wyobraźnię, i to nie tylko do tych, co się przeprowadzają z miasta na wieś. - Jeśli ktoś wybuduje swój dom w bliskim sąsiedztwie linii kolejowej, to nie powinien oczekiwać, że nagle przestaną jeździć pociągi – podkreśla. - Nie zabronię nikomu kupna ziemi na wsi, ale niech wie, z czym to się wiąże – mówi Krajewski, zauważając jednocześnie, że rzadko kto dokładnie sprawdza dokładnie stan prawny okolicy, zwłaszcza plany zagospodarowania przestrzennego i inne dokumenty planistyczne, a potem zdaje się być zaskoczony, że będzie mieszkał na typowym terenie wiejskim ze wszystkimi jego (zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi) walorami.