1 czerwca br., krótko po godzinie 23.00 zmarł koncept tzw. neo-sędziów. Do 6 sierpnia wielu mogło jeszcze wierzyć, że koncept wstanie z grobu – dojdzie do przeliczenia głosów wyborców, co ujawni masowe fałszerstwa i wyjdzie na jaw, kto naprawdę wygrał te wybory. Potem jednak... prezydent Karol Nawrocki został zaprzysiężony . A w kampanii wielokrotnie powtarzał, że nie pozwoli na jakiekolwiek podważanie statusu sędziów, którzy otrzymali nominację Prezydenta Rzeczypospolitej, co stanowiło kontynuację poglądów Andrzeja Dudy. Pełną świadomość tego stanu miał minister Adam Bodnar, który ewidentnie pozorował „prace” nad przepisami, które miałyby doprowadzić do usunięcia „neosędziów” z wymiaru sprawiedliwości. Tworzył projekty, poddawał je opiniowaniu, dyskusjom, wysyłał do organizacji międzynarodowych – jednak nie kładł ich na początek ścieżki legislacyjnej, wiedząc że dopóki w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu jest Andrzej Duda, to końcem ścieżki legislacyjnej tych projektów jest niszczarka. Przedstawił m.in. projekt ustawy, w którym zawarto opcję samokrytyki neo-sędziowskiej czy segregacji grupowej (grupa czerwona, żółta i zielona). Jednak minister realnie wykonywał te działania, które mogły być skuteczne. Przykład: zmiana na stanowisku prokuratora krajowego – nawet jeśli dokonana w sposób, który u wielu budzi wątpliwości co do zgodności z prawem, to została faktycznie przeprowadzona.

 

Czytaj: Projekt regulujący status "nowych" sędziów już w opiniowaniu>>

Sędzia spoza zawodu? Będzie mógł zostać referendarzem>>

Projekt regulujący status tzw. neo-sędziów już w wykazie prac rządu>>

 

Nowy minister - koncept "neo-sędziów" wraca

Po rekonstrukcji ministrem został były sędzia Waldemar Żurek, który z pełnym zaangażowaniem wrócił do konceptu „neo-sędziów”. Ostatnio przedstawił „nowy” projekt „ustawy przywracającej praworządność”. Projekt, który jest kosmetycznie zmienionym projektem z czasów ministra Bodnara – mamy trzy grupy sędziów, podobne zasady segregacji grupowej (przy czym „zieloni” zostają bezwarunkowo), prezentującym podobne podejście do tych grup.

Projekt został przedstawiony z pełnym zaangażowaniem – konferencja prasowa, minister, wiceministrowie. Profesjonalny slideshow, słowa o kompromisowym charakterze projektu, przywracaniu praworządności. Konferencja z dużą oprawą medialną – po niej wielu polityków koalicji rządzącej wrzucało wpisy na mediach społecznościowych, generalnie temat numer 1 tego dnia. Nie będę się tutaj rozwodził nad szczegółami tego projektu, każdy może zrobić to sam, projekt jest dostępny. Zwrócę tylko uwagę na dwa aspekty – pierwszy natury zasadniczej i logicznej – jeśli minister uważa, że tzw. neo-sędziowie sędziami nie są, to po co tworzy ustawę pozbawiającą ich statusu sędziów? Przecież jeśli ktoś by się rzeczywiście przebrał za sędziego, założył togę i łańcuch, zasiadł na sali sądowej i zaczął prowadzić sprawę, to w dość oczywisty sposób zostałby wyprowadzony przez służby porządkowe bez żadnej ustawy. Czyli samo założenie tego projektu potwierdza, że to są sędziowie, których minister chciałby pozbawić urzędu. Tak, wiem, logika bywa trudna dla prawników – ale nie da się równocześnie twierdzić, że te osoby nie są sędziami, są "przebierańcami" i jednocześnie tworzyć ustawę pozbawiającą ich urzędu sędziego. Panie ministrze – jeśli to nie są sędziowie, to dlaczego nie zwróci się Pan do ministra Marcina Kierwińskiego, żeby wysłał do sądów policjantów, którzy tych przebierańców wyprowadzą?

Czytaj też w LEX: Ubezpieczenia OC osób wykonujących wybrane zawody prawnicze w kontekście odpowiedzialności za korzystanie z rozwiązań AI >

Drugi aspekt – to refleksja nad podejściem ministra do nas, adwokatów, ale też radców prawnych i innych przedstawicieli zawodów prawniczych. Popatrzmy na kolorową segregację dokonaną w projekcie. Sędziowie – wychowankowie KSSiP całą grupą trafiają do grupy zielonej. Czyli będąc w 100 proc. tzw. neo-sędziami, nie mając wcześniej żadnej „legalnej” nominacji, żadnego wcześniejszego uprawnienia do powołania na stanowisko sędziego (stażu w innych zawodach prawniczych, tytułu naukowego itp.), zostają w 100 proc. zalegalizowani. Na przeciwnym biegunie są osoby, które trafiły do sądu z innych zawodów prawniczych (w tym z adwokatury) – tu kompletnie nic innego się nie liczy, podejście jest proste – nie jesteś „nasz” nie pochodzisz z naszego, sędziowskiego środowiska – idź sobie, nie chcemy cię. Nie ważne dlaczego tu przyszedłeś, nie ważne jak przez te kilka lat pracowałeś jako sędzia – nie jesteś produktem systemu (KSSiP) ani nie zostałeś przyjęty do naszej "kasty" wcześniej – dostajesz łatkę „pisowskiego karierowicza” i kierunek drzwi. Ewentualnie możemy w łaskawości swojej pozwolić ci zostać referendarzem.

Zwracam uwagę na ten aspekt, bo nikt wcześniej o nim nie wspominał, a w mojej ocenie jaskrawo pokazuje podejście ministra, byłego sędziego, do osób z innych zawodów prawniczych. Podejście, z którego wyziera niechęć, nieufność i zwykła dyskryminacja. Gwoli rzetelności można tylko przypomnieć, że poprzednie wersje tego projektu spotkały się z powszechną krytyką różnych gremiów, na tyle wyraźną, że minister Żurek zdecydował się wycofać go z opiniowania przez Komisję Wenecką.

Czytaj też w LEX: Wykorzystanie narzędzi opartych o sztuczną inteligencję w pracy sędziego, asystenta sędziego i referendarza sądowego >

 

Po co ta farsa? 

Tyle na temat projektu. Spójrzmy jednak na jego dalsze losy – trafi on do Sejmu, będzie przedmiotem „prac” różnych komisji, podkomisji, zespołów. Ktoś będzie zgłaszał do niego poprawki, ktoś je uzasadniał – zostanie w to „wklejone” mnóstwo roboczogodzin wielu osób. Tylko po to, żeby na końcu trafił do „niszczarki”.  Bo tak jak napisałem już w komentarzu na FB, ze 100 proc. pewnością możemy przewidzieć, że w tej kadencji parlamentu ustawa nie ma szans na podpis prezydenta, który jak dotąd wykazuje się pełną konsekwencją. 

Stąd moje tytułowe pytanie – po co ta farsa? Po co marnować czas i energię ludzi, którzy będą uczestniczyć w „pracach” różnych komisji, podkomisji, zespołów? Przecież to są inteligentni ludzie, wiedzą że robią coś czego koniec jest przesądzony. Więc albo będą marnować swój czas i energię i rzetelnie pracować (marnując te zasoby) albo nastąpi demobilizacja i poczucie wykonywania bezsensownych zadań. Dodatkowo – tracąc czas i energię na ten projekt, nie zajmą się innym, który ma szansę powodzenia. Przypominam też o zasadzie dyskontynuacji prac pomiędzy kadencjami Sejmu – stąd nawet przy przyjęciu, że kolejna większość rządowa (np. złożona z Koalicji Obywatelskiej i Konfederacji) będzie miała większość pozwalającą na przełamanie prezydenckiego weta, to i tak pełną procedurę będzie należało przeprowadzić od nowa.

Czy po to, żeby ktoś zarobił na „pracach” różnych komisji, podkomisji, zespołów – diety, wynagrodzenia ekspertów? Czy dla zaspokojenia potrzeb najsilniejszych z silnych razem, którzy będą karmieni wizją „przywrócimy praworządność”? Czy może po to, żeby dać temat zastępczy i przykryć medialnie to, że przez kolejne 2,5 roku nie będziemy organizować konkursów na stanowiska sędziowskie i będziemy wciąż się spierać o „neo” „paleo” czy „komucho” sędziów oraz wyłączać różne grupy sędziów od orzekania, likwidując System Losowego Przydziału Spraw? Co w konsekwencji pogłębi zapaść w sądownictwie i spowoduje, że zamiast uzyskać wyrok już po pięciu latach, poczekamy na niego rok-dwa dłużej.

Czy nie mamy innych zagadnień, którymi mogliby się zająć specjaliści, których czas będziemy marnotrawić na „prace” nad projektem, którego los jest przesądzony? Tak przyziemnych i trywialnych jak informatyzacja wymiaru sprawiedliwości, kwesta systemu wynagrodzeń za czynności z urzędu, spraw frankowych, a może za chwilę i WIBOR-owych? Czy stać nas na marnotrawstwo nieodnawialnych zasobów?

Czytaj też w LEX:

Rozstrzyganie sporów cywilnych związanych z wykorzystaniem systemów AI – problemy utrudniające orzekanie >

Problemy praktyczne wynikające z nowych przepisów o składach sądu w postępowaniu cywilnym >

Tytuły wykonawcze i egzekucyjne – przewodnik po orzecznictwie >