Jak wynika z najświeższych danych, zaległości alimentacyjne na koniec 2020 roku sięgnęły ponad 12,9 mld złotych - o przeszło 666 mln zł więcej niż 12 miesięcy wcześniej, kiedy kwota ta nieznacznie przekroczyła 12,2 mld zł. Zwiększyło się też średnie zadłużenie, z prawie 41 tys. zł do prawie 43 tys. zł. 

Czytaj: Rosną długi alimenciarzy. Rekordzista ze Śląska ma do spłacenia blisko 800 tys. złotych>>

Przyczyny tego mogą być różne, cześć prawników dopatruje ich w samej epidemii. - Możemy oczywiście podnieść larum i powiedzieć, że
działania dłużników alimentacyjnych jeszcze bardziej się zintensyfikowały i bardziej oponują przeciwko płaceniu, a być może restrykcje, tak naprawdę uniemożliwienie działania gastronomii, hoteli, uderzenie w wiele innych branż mają tu istotne znaczenie. Pamiętajmy też - co wynika z moich doświadczeń procesowych, że w sytuacji gdy rodzic płacący alimenty traci pracę, sąd nie zawsze i nie aż tak chętnie decyduje o obniżeniu alimentów - mówi radca prawny Aleksandra Ejsmont, specjalizująca się w sprawach rodzinnych.

Alimenty natychmiastowe - plan jest, z realizacją gorzej

Przypomnijmy w przeciwdziałaniu niealimentacji miał pomóc jeden z kluczowych projektów Ministerstwa Sprawiedliwości - dotyczący alimentów natychmiastowych. Miał to być nowy instrument ułatwiający szybsze uzyskanie środków utrzymania dla dzieci, który nie wykluczałby jednocześnie ubiegania się o wyższe, "zwykłe" alimenty, tradycyjną drogą. 

Czytaj: Alimenty natychmiastowe? Projekt jeszcze w tym roku>>

Projektowano, że pozew o takie alimenty byłby składany na urzędowym formularzu, dostępnym zarówno na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości, jak i w budynkach sądów. Do uzyskania natychmiastowych alimentów wymagane miało być oświadczenie o uzyskiwanych dochodach, kosztach utrzymania, liczbie wspólnych dzieci, a także wskazanie, że pozwany nie płaci na ich utrzymanie - złożone pod rygorem odpowiedzialności karnej. Celem było szybkie zabezpieczenie choćby podstawowych potrzeb dziecka, a decyzję w tym szybkim trybie rodzic miał uzyskać w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Alimenty natychmiastowe miały wejść w życie w trzy miesiące po wejściu w życie ustawy i wynosić początkowo:

  • 496 złotych w przypadku jednego dziecka,
  • 450 złotych na każde z dwojga dzieci pochodzących od tych samych rodziców,
  • 404 złote na każde z trojga dzieci pochodzących od tych samych rodziców,
  • 359 złotych na każde z czworga dzieci pochodzących do tych samych rodziców,
  • 313 złotych na każde z pięciorga i więcej dzieci pochodzących od tych samych rodziców.

Projekt trafił do Sejmu w 2019 r. Tam utknął i dotknęła go dyskontynuacja prac w związku z zakończeniem kadencji. Jeszcze w maju 2020 r. Ministerstwo Sprawiedliwości informowało, że nad kolejnym pracuje i chce go skierować do konsultacji do końca roku. Teraz nie wiadomo kiedy to nastąpi. - W tej chwili nie jest możliwe precyzyjne określenie wejścia w życie przepisów, jednak resort podejmuje działania w celu zakończenia opracowywania regulacji i poddania ich konsultacjom społecznym - brzmi najnowsza odpowiedź na pytanie Prawo.pl. 


Czytaj: Król życia na mieście, bankrut w sądzie - polski dłużnik alimentacyjny>>

Jak walka z wiatrakami

O tym, że kwestia zalegania z alimentami wymaga uregulowania, mówi się od dawna. Problem w tym, że od lat poszukiwane są rozwiązania, które niewiele zmieniają. Batem na alimenciarzy miała być choćby penalizacja niealimentacji i tak zgodnie z artykułem 209 k.k. – po jego nowelizacji (z 2017 r.)  można ukarać niepłacącego rodzica, jeżeli łączna wysokość powstałych wskutek tego zaległości stanowi równowartość co najmniej trzech świadczeń okresowych, albo jeżeli opóźnienie zaległego świadczenia innego niż okresowe wynosi co najmniej trzy miesiące. Karą jest w tym przypadku grzywna, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do roku. Do dwóch lat, jeżeli mamy do czynienia z typem kwalifikowanym i przez brak świadczeń osoba uprawniona jest narażona na niemożność zaspokajania potrzeb życiowych.  

Czytaj: Sprytny się wywinie, biedny posiedzi – system nie pomaga „alimenciarzom” ani ich dzieciom>>

Tyle w teorii. Bo sędziowie, adwokaci i radcy zgodnie podkreślają, że taki "straszak" nie działa. Lawinowo wzrasta liczba zawiadomień dotyczących dłużników alimentacyjnych, przy czym częściej niż matki lub ojcowie, robią to instytucje realizujące świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego. Do więzienia najczęściej trafiają osoby, które zawsze miały niskie dochody lub nie miały ich wcale i wpadły w spirale zadłużenia. Koniec końców i za ich pobyt za kratkami i za wsparcie dla ich dzieci płacą podatnicy.

Ciekawy skutek przyniosło też zlikwidowanie w czasie zmian k.k. (w 2017 r.) znamienia „uporczywości”. Jak mówi Prawo.pl dr Mateusz Woiński z Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert w dziedzinie prawa karnego, to w pierwotnej wersji przepisu pozwalało wymiarowi sprawiedliwości „odsiać” tych, którzy, mówiąc w uproszczeniu, nie płacili nie ze złej woli, ale dlatego, że nie byli w stanie. 

- Od 31 maja 2017 r. znamię „uporczywości” zostało usunięte, dodano natomiast przepisy stanowiące zachętę dla spłaty długu alimentacyjnego w okresie 30 dni od przesłuchania w charakterze podejrzanego: klauzulę niekaralności i podstawę odstąpienia od wymierzenia kary. Miało to zmotywować sprawców do szybszego spłacenia długu, bo tylko w ten sposób mogli uniknąć kary. Po części tak się stało, ale – mogło to też sprawić – że karani są teraz ci, którzy faktycznie nie mogą zapłacić, a osoby, które np. ukrywają dochody mogą się łatwo wywinąć - dodaje dr Woiński.     

 


COVID w alimentach miesza

W ostatnim roku na sytuację rodziców płacących alimenty duży wpływ ma jednak - jak podkreślają prawnicy - epidemia. Przyznają, że mają do czynienia z dużą grupą osób, które wcześniej alimenty płacił, ba nawet same wyraziły zgodę na ich określoną, często dość wysoką stawkę. Teraz stanęły pod ścianą. Problem zresztą dostrzegają też komornicy. 

- To często dotyczy rodziców, którzy wcześniej płacili. I oczywiste dla większości z nich ważne jest to, że jak mamy dziecko to bierzemy
za nie również odpowiedzialność ekonomiczną. Dostrzegam jednak, że ogólna sytuacja gospodarcza utrudnia płacenie alimentów w pełnej wysokości. Przykład - ktoś przed pandemią zgodził się na dobrowolne płacenie 2 tys. zł, bo jego sytuacja na to pozwalała, a teraz musiał zamknąć działalność gospodarczą i znaleźć pracę dużo gorzej płatną. W tym momencie ta kwota, na którą sam się zgodził, absolutnie przekracza jego możliwości. Płaci powiedzmy tysiąc złotych, a z pozostałej części tworzy się zaległość - mówi mecenas Ejsmont.

Problem dostrzega również komornik Beata Rusin, przy Sądzie Rejonowym dla Warszawy Żoliborza w Warszawie. - Rynek pracy ewidentnie zareagował. Część osób straciła zatrudnienie, ale też trzeba pamiętać, że wiele z nich pracowało na tzw. „czarno”. Pracodawcy, jeśli zatrudniali pracowników bezumownie, nie chroniły ich tarcze, czyli nie otrzymywali wsparcia, aby utrzymać zatrudnienie. Taki pracodawca, mógł więc zwolnić pracowników od razu, bez żadnego okresu wypowiedzenia, który gwarantuje kodeks pracy. Jest to szara strefa zatrudnienia, trudno ją oszacować. Część pracodawców - o czym musimy pamiętać - obniżyła także pensje pracownikom, a to również odbiło się na spłacaniu i terminowym regulowaniu długów alimentacyjnych - mówi.  

Jak zauważa przed pandemią dłużnicy płacili częściej. - Przychodzili osobiście dokonywać drobnych wpłat. Teraz tego nie robią, gdyż twierdzą, że pracowali jedynie dorywczo, a obecnie nie mają już takich możliwości zarobkowania - dodaje.  

Alimenty na raty, a może strata prawa jazdy i paszportu? 

W ocenie prawników mogą być różne sposoby na walkę z długami alimentacyjnymi, przykłady można czerpać choćby z innych krajów. Czasem - jak mówi mecenas Ejsmont - mogłoby wystarczyć rozłożenie płatności alimentów w skali miesiąca. - Pamiętajmy też, że procedury sądowe trwają i powtarzam jeszcze raz, to nie jest tak, że z automatu te alimenty są obniżane. Nadal problemem jest także to, że poczucie odpowiedzialności w tym przypadku jest mniejsze u młodszych rodziców. Jest więc też grupa osób, które nie płacą i które niezależnie od swojej sytuacji i konsekwencji nadal płacić nie będą - podkreśla.

W podobnym tonie wypowiada się mecenas Rusin. W jej ocenie być może warto zwiększyć uprawnienia komorników. - Skala tego problemu - nie ukrywajmy, jest ogromna. Moim zdaniem można zastosować proste rozwiązania, np. jeśli egzekucja będzie bezskuteczna przez trzy miesiące od jej wszczęcia, pomimo, iż komornik wykonał zapytania do urzędów, banków, podjął czynności terenowe i nie ustalił majątku podlegającego egzekucji, a dłużnik ewidentnie go unika, nie kontaktuje się, nie składa stosownych oświadczeń, to organ egzekucyjny mógłby złożyć wniosek (do właściwego podmiotu) o odebranie mu prawa jazdy - mówi. 

W jej ocenie dłużnik w takiej sytuacji najprawdopodobniej skontaktowałby się z komornikiem i próbował sytuacje wyjaśnić, a nawet znacząco uregulować zadłużenie. - W niektórych krajach dłużnicy nie mają też możliwości wyjazdu za granicę, co uważam za dobre rozwiązanie. W Polsce, tak naprawdę, dłużnicy mogą spokojnie opuszczać kraj, pracować na „czarno” w innych państwach, a nawet być tam legalnie zatrudniani i konsekwentnie unikać płacenia alimentów. Bardziej represyjne nastawienie państwa wobec dłużników alimentacyjnych niewątpliwie zmusiłoby ich do płacenia swoich zobowiązań - dodaje. 

. Uważam, z doświadczenia, że pieniądze szybko by się znalazły, gdyż nader często jest tak, że dłużnicy alimentacyjni po prostu nie płacą kierując się niechęcią do swojej byłej żony czy partnerki i nie jest dla nich istotne dobro małoletnich dzieci.