Dziewięć państw z 37 należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zdecydowało się na obniżenie podatków, by wspomóc gospodarkę w trudnym czasie pandemii koronawirusa. Dziesięć krajów obniżyło VAT. Nasz zachodni sąsiad – Niemcy - zdecydował się na obniżenie do końca tego roku podstawowej (z 19 proc. do 16 proc.) i zredukowanej (z 7 proc. do 5 proc.) stawki podatku od towarów i usług. Argumentem była konieczność pobudzenia popytu i wsparcia najgorzej uposażonych gospodarstw domowych. Piszemy o tym w tekście pt. Państwa OECD obniżają podatki, by łagodzić skutki epidemii.

Im głośniej o pomocy, tym jej mniej

A co zrobiło polskie ministerstwo finansów? Głównie opowiadało o tym, jak to pomaga przedsiębiorcom. W rzeczywistości jednak doprowadziło do tego, że uchwalone zostały przepisy, które zmieniły obowiązujące zasady w zakresie ewentualnego powrotu do wcześniejszych (niższych) stawek VAT. Przed zmianą podwyższone o 1 punkt procentowy stawki VAT miały obowiązywać do końca roku następującego po roku, w którym zostały spełnione określone warunki makroekonomiczne. Na podstawie danych za rok 2019 r., polska gospodarka spełniła te warunki, co oznaczałoby powrócenie do niższych stawek VAT od dnia 1 stycznia 2021 r.

Stawki VAT mogłyby więc być niższe już za nieco ponad dwa miesiące. Problem jednak w tym, że nie będą. Zmieniono przepisy, by uniemożliwić obniżkę.

W zakresie podatków można w zasadzie wskazać jeden rodzaj pomocy. O nim też wiele się mówiło – zwłaszcza przed kamerami TVP. Chodzi tu m.in. o odroczenie terminów wpłaty zaliczek na podatek dochodowy. Nie było to żadne zwolnienie podatkowe, ani ulga, lecz pozwolenie, by niektóre podatki wpłacić później. Problem jednak, że nie była to istotna pomoc. Dotyczyła bowiem tylko zaliczek za marzec, kwiecień i maj.

 

Epidemia koronawirusa trwa w najlepsze

Wypada więc przypomnieć rządowi, że epidemia z końcem maja się nie skończyła. Koronawirus nigdy nie był, ani nie jest w odwrocie. Jest koniec października, liczba zakażonych rośnie, całemu krajowi (w tym podatnikom, prowadzącym różnego rodzaju biznesy) grozi kolejne zamknięcie, z resortu finansów nie słychać jednak żadnych głosów o planowanej pomocy. Biznes mówi natomiast o wielkiej reformie, która wkrótce znacząco dotknie opodatkowania spółek komandytowych. W rezultacie ich dochody zostaną objęte dużo wyższym podatkiem, niż obecnie. O tym resort finansów nie chce jednak mówić ani zbyt dużo, ani zbyt głośno. Faktycznie, tematy niezbyt wygodne najchętniej chciałoby przemilczeć. Nie tak jednak powinien się zachowywać minister i rząd, od których pomysłów i decyzji zależą losy milionów podatników. Podatnicy nie są głupi, nie chcą propagandy sukcesu, chcą uczciwej i rzetelnej informacji. Teraz – w czasie epidemii – potrzebują także dodatkowej pomocy. Darowane wsparcie i tak wróci – państwo działa przecież z pieniędzy podatników. Dochody budżetu nie biorą się z księżyca. Szkoda tylko, że co pewien czas trzeba o tym przypominać.