Sylwia Gortyńska: Subwencja oświatowa ogólna nie wystarcza w wielu gminach wiejskich nawet na wypłatę pensji dla nauczycieli. Dlatego środowiska samorządowe postulują ostatnio, aby właśnie wynagrodzenia nauczycieli były wypłacane z budżetu państwa. Co mogłoby się stać, jeśli ich propozycja zostałaby przyjęta pozytywnie przez rząd?

Prof. Elżbieta Kornberger–Sokołowska: Takie pomysły nie są nowe. Rozwiązania tego typu funkcjonują na świecie. Tak jest na przykład we Francji, gdzie wynagrodzenia nauczycieli wypłacane są w budżetu państwa.

W gruncie rzeczy założenie subwencji też jest takie, że ma ona sfinansować zadania oświatowe. Tyle jednak, że subwencja umożliwia samorządom pewne swobodne działanie - ustalenie jak konkretnie podzielą te środki, na co je przeznaczą, mimo że wszystko będzie należało do zadań oświatowych to już jest pewien margines swobody nawet w zakresie wynagradzania nauczycieli. I w momencie, kiedy wyłączymy ten system, z jednej strony spowoduje to, że to będzie pewne źródło, i to źródło, które będzie gwarantowane. Ale z drugiej strony trzeba się liczyć z tym, że to odejmie trochę swobody samorządom, jeśli chodzi o kształtowanie wysokości wynagrodzeń. I tak w tej chwili istnieje tak wiele regulacji dotyczących wysokości tych wynagrodzeń - przeliczników, dodatków itd., jakie tworzą skomplikowaną sieć, która krępuje samorządy. Ale jednak mają pewną swobodę kształtowania wynagrodzeń nauczycieli - np. z uwagi na nakład pracy – oczywiście w granicach uregulowań prawnych.

Więc nie wiadomo, czy ten pomysł pozwoliłby na to, aby samorządy mogły na przykład sfinansować jakieś dodatki załóżmy dla nauczycieli, którzy mają specjalne kwalifikacje.

Zobacz w LEX: Nowe zasady finansowania zadań oświatowych >

Zatem proponowane rozwiązanie nie jest idealne.

Tak jak każde - ma zawsze ma wady i zalety. To, o którym właśnie rozmawiamy zwiększyłoby niewątpliwie pewność finansowania. Nie dziwię się, że samorządy bardzo silnie w tej chwili zabiegają o taką zmianę. Reforma oświatowa stawia przed nimi ogromne wyzwania. Zresztą, jak się co roku obserwuje funkcjonowanie algorytmu subwencji oświatowej, to spory toczą się wokół tego, że samorząd „nie przewidział on czegoś”. Zmiana uwolniłaby samorządy od takich sporów.

 

I pewnie także od tego przerzucania się np. odpowiedzialnością za problemy z wypłatą obiecanych przez władze centralne podwyżek. Rząd mówi, że przekazał pieniądze, a samorządy mają inne wyliczenia i mówią, że do podwyżek dokładają.

W sensie politycznym finansowanie pensji z budżetu centralnego uwolniłoby samorządy od takiego przekazu. Ale jednocześnie takie finansowanie jest wbrew idei samorządności. Coraz bardziej krępujemy i ograniczamy samorządy. W gruncie rzeczy w zakresie szkolnictwa zostałaby im jedynie dbałość o infrastrukturę, bo i tak wszystkie standardy nauczania są ustalane centralnie.

Czytaj też: Dworczyk: nie ma pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli>>
 

A właśnie ta infrastruktura, w dobie reformy edukacji, budzi najwięcej kontrowersji. Szkoły trzeba do reformy dostosować. I tu samorządy postawione są pod ścianą. Przeliczają, jakie koszty poniosły, a w zasadzie cały czas ponoszą przez zmiany przepisów oświatowych. Bo nie ma w tej chwili danych, gdzie będzie uczyć się młodzież w nowym roku szkolnym. Likwidują się właśnie gimnazja. I szczególnie w małych gminach wiejskich to dostosowanie infrastruktury jest ogromnym wyzwaniem. Na przykład gmina właśnie wykończyła budynek gimnazjum za pożyczone pieniądze, które latami trzeba będzie spłacać, a za chwilę ten budynek nie będzie wykorzystywany. Takie problemy, w skali małej gminy, gdzie dzieci muszą dojeżdżać, pokonując duże odległości, mogą być naprawdę poważne. W dużym mieście się tego tak nie odczuwa. Można podjechać autobusem czy tramwajem i dostać się do innej szkoły. W małych gminach jest inaczej. Przy braku połączeń komunikacyjnych dojazd i powrót ze szkoły staje się prawdziwym kłopotem. Dla włodarzy kłopotem stają się też, jak mówiłam, budynki.

Zobacz w LEX: Strajk i inne formy protestu - zadania dyrektora szkoły >

Pojawiają się ostatnio pomysły poselskie, aby gminom odebrać opłatę targową. Czy to ma rację bytu?

Zlikwidowanie opłaty targowej nie jest dobrym pomysłem. Niektóre gminy mają z jej tytułu bardzo duże dochody. Tak jest na przykład tam, gdzie są giełdy samochodowe. Opłata jest dziś fakultatywna, choć samorządy, zwłaszcza te małe, nie zawsze same chętnie z niej rezygnują. Oczywiście to powoduje, że rozkład dochodów jest nierówny, ale to jest uwzględniane przy podziale subwencji. Natomiast pomysły całkowitej likwidacji opłaty targowej nie są racjonalne. Czym je uzasadnić? Pomysł jest mało realny. Jeśli część gmin straciłoby dochody, to czym – zgodnie z zasadą adekwatności je zastąpić?

Czytaj też: Wpływy z opłaty targowej są niskie, koszt jej poboru wysoki>>
 

Posłowie twierdzą, że większymi dochodami od przedsiębiorców, które przełożą się na wzrost wpływów z tytułu podatku PIT, w którym gminy mają swój udział.

To wymagałoby zmiany systemowej. Osobiście nic złego nie widzę w opłacie targowej. Pomijając jej dość archaiczną regulację, ale to wymaga innego typu zmian. Jeśli gminom brakuje środków finansowych, a mają zagwarantowane pewne dochody, to radą dla nich jest egzekwowanie tych należności w skuteczniejszy sposób. Mogą zwiększyć bazę podatkową. Mogą zintensyfikować działania z kierunku pozyskiwania środków unijnych czy dotacji. Nie bardzo widzę inne możliwości. Trwają prace nad zmianami w janosikowym. To może pomóc finansom gmin.

Zobacz w LEX: Egzamin gimnazjalny w roku szkolnym 2018/2019 >

Jednym z ważniejszych zadań samorządowych jest utrzymanie dróg. Gminy nie są do końca zadowolone z podziału środków przez nowo powstały Fundusz Dróg Samorządowych.

Nie znam szczegółów dotyczących tego funduszu. Uważam jednak, że tworzenie funduszy na różne cele powoduje, że ograniczamy samorządność. To pokazuje, że nie ufamy w to, iż samorządy mając pieniądze, wydadzą je rozsądnie. Tylko musimy to scentralizować. W systemie dotacyjnym mamy włączony silny mechanizm upolitycznienia, a tak nie powinno być. Kryteria podziału powinny być maksymalnie zobiektywizowane.

Nigdy nie jest tak, że system finansowy jest superprosty, bo on „obrasta” w różne instytucje. Ale w tej chwili mamy taką sytuację, że samorządy trochę „walczą o życie” zwłaszcza w obliczu trwającej reformy oświatowej. Samorządy są nią obciążone i ciągle myślą o tym, jak skutecznie domagać się środków na jej realizację. To taka trochę walka z wiatrakami.

 

Michał Bitner, Elżbieta Kornberger-Sokołowska

Sprawdź