Transport publiczny jest ustawowo wpisany jako zadanie każdego szczebla samorządu. Transport autobusowy funkcjonował zdaniem ekspertów całkiem dobrze w latach 90. – Rozłożyły go gimbusy – mówi Piotr Rachwalski z Instytutu Rozwoju i Promocji Kolei.

Po zorganizowaniu zamkniętych przewozów autobusowych, z których korzystać mogli tylko uczniowie, nastąpiła utrata ok. 15-20 proc. stałych klientów finansujących system przez zakup biletów miesięcznych. Mniej więcej od tego czasu nastąpił upadek systemu.

Gimbusy gminy dostawały za darmo, ale tylko dla dzieci

Po powstaniu gimnazjów rząd nieodpłatnie przekazywał gminom autobusy do przewozów dzieci do szkół. Od tego czasu zaczęły działać tzw. kursy zamknięte, tylko dla uczniów. Przy małej marży, odebranie nawet kilku procent pasażerów spowodowało załamanie się systemu i wcale nie zmniejszyło kosztów. Inwestowanie w nowe autobusy przestało się więc opłacać, a używane pojazdy zaczęły powoli się zużywać.

Jednym ze sposobów rozwiązania problemu jest zorganizowanie przez gminy przewozów otwartych i np. wykupienie biletów miesięcznych dla dzieci. Dzieci mogłyby przecież jeździć razem z innymi pasażerami, albo autobus ze starszymi może podjeżdżać pod szkołę.

Czytaj też: W PKS wsiąść, tylko skąd go wziąć>>

Przez autobusy szkolne gminy nie są zainteresowane organizowaniem transportu

- Eksperci rzeczywiście wskazują, że uruchamianie zamkniętych przewozów szkolnych było jednym z czynników upadku regionalnej komunikacji autobusowej – mówi Adrian Misiejko  doktorant w Katedrze Prawa Administracyjnego i Nauki o Administracji WPiA Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego zdaniem również dziś sygnalizuje się, że możliwość ich realizacji zmniejsza zainteresowanie gmin organizowaniem lub współorganizowaniem publicznego transportu zbiorowego.

 

Przewoźnicy autobusowi nie mają się z czego utrzymywać

Piotr Rachwalski uważa, że samorządy mają pieniądze na transport, tylko ich „nie widzą”. - Nie mając pieniędzy stworzyliśmy system drogi, bo dublujemy zadania, kiedy jadą np. dwa autobusy – pusty szkolny i za nim rejsowy – mówi. A transport jest kosztowny i to odbija się na gospodarce – dodaje.

Tymczasem od pewnego czasu w projektach nowelizacji ustawy o publicznym transporcie zbiorowym pojawia się propozycja wprowadzenia zakazu uruchamiania zamkniętych przewozów szkolnych, jeśli w danej miejscowości nie zatrzymuje się środek publicznego transportu zbiorowego.

- Rozwiązanie to jest interesujące, lecz nie powinno być implementowane bezrefleksyjnie. Wprowadzenie tych zmian mogłoby mieć sens, gdyby było elementem przemyślanej koncepcji organizowania publicznego transportu zbiorowego i jego dofinansowania – mówi Adrian Misiejko.

Jak wyjaśnia, aby taki zapis był efektywny, ustawodawca powinien wskazać, że nie chodzi o jakiekolwiek zatrzymanie, np. jeden dzień w tygodniu o konkretnej godzinie. Należy dookreślić minimalny standard, po którego osiągnięciu możliwe byłoby organizowanie przewozów zamkniętych. Z drugiej strony zbyt szczegółowa regulacja może godzić w samodzielność gmin i nie uwzględniać sytuacji oraz możliwości wielu samorządów, zwłaszcza położonych na obszarach wiejskich, poza aglomeracjami.

 

Na reklamę zamiast na możliwość dojazdu

Zdaniem Michała Lemana, dyrektora zarządzającego w firmie FlixBus Polska Sp. z o.o., większość autobusów przekazanych przed laty gminom na transport szkolny jeździ do dzisiaj, kiedy gimnazja są zamykane. Można sobie więc wyobrazić, w jakim są stanie technicznym. Podkreśla, że transport bezpieczny, to także transport nowoczesny.

Według ekspertów każda wydana racjonalnie na transport publiczny złotówka „wraca”, bo umożliwia dostęp do instytucji oświatowych, kulturalnych, sklepów czy urzędów. Mniej też wydamy na ochronę zdrowia czy walkę z zanieczyszczeniami powietrza. – Jeżeli mówimy o tym, że zamykamy sklepy, nie można otworzyć kina itp., to mamy 13 mln klientów, którzy nie mogą tam dotrzeć – mówi, mając na myśli 13 mln wykluczonych transportowo Polaków. I dodaje, że to straceni klienci. Zauważa, że wiele instytucji inwestuje w reklamy, bilbordy itp. żeby przyciągnąć konsumentów, a problem tkwi często po prostu w braku możliwości dojazdu.

Czytaj też: Odbudowa transportu publicznego potrzebuje prawa, gospodarza i spójnej informacji o połączeniach>>