Marsz Niepodległości nabrał w tym roku szczególnej rangi. Zaczęło się od tego, że jego organizatorzy za późno zauważyli, że stracił w tym roku status zgromadzenia cyklicznego. Wykorzystała to grupa "14 Kobiet z Mostu". Aktywistki zgłosiły do Urzędu m. st. Warszawy marsz, który miał 11 listopada 2021 r. odbyć się na trasie Marszu Niepodległości - czyli od Ronda Dmowskiego, Alejami Jerozolimskimi i mostem Poniatowskiego na błonia Stadionu Narodowego. Spostrzegłszy swoje niedopatrzenie, narodowcy wystąpili z wnioskiem o rejestrację zgromadzenia cyklicznego - wniosek został przez wojewodę mazowieckiego rozpatrzony pozytywnie i Marsz Niepodległości na kolejne trzy lata odzyskał status zgromadzenia cyklicznego. Szybko zareagowały władze Warszawy, zaskarżyły decyzję do sądu i wygrały. Nie pomogła skarga nadzwyczajna Prokuratora Generalnego, ale marsz uratował szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk, który ogłosił, że nada mu status uroczystości państwowej. 

Czytaj: Jak nie drzwiami, to oknem – marsz narodowców pod egidą państwa>>

"Państwowość" przed zadymą raczej nie zabezpieczy - mówią nam nieoficjalnie policjanci i dodają, że co roku spory odsetek osób, które na marsz przyjeżdżają to choćby pseudokibice - a ich Święto Niepodległości raczej nie interesuje. - Mówiąc wprost, panowie przyjeżdżają po to żeby się napić, zabawić, odpalić race i spuścić komuś łomot. Zresztą są odpowiednio przygotowani - mają choćby kominiarki, czasami w barwach narodowych - dodaje funkcjonariusz ze stołecznej policji.

 

Pokojowy marsz, ale kostkę brukową lepiej usunąć

To, że nikt nie ma wątpliwości jak może przebiegać tegoroczny marsz, widać też po zaleceniach dla dziennikarzy, którzy będą go relacjonować. Policja doradza im "zaopatrzenie się w kaski ochronne i ochraniacze" oraz nienoszenie legitymacji prasowej na szyi, bo grozi to uduszeniem. Wątpliwości zdają się nie mieć też władze. Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł wysłał prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu polecenie, by do 11 listopada ratusz usunął materiały budowalne, ławki, kosze na śmieci i stojaki na rowery, które znajdują się na terenie przemarszu.  To konieczne, ponieważ na tej trasie trwają remonty ulic i leżą na nich m.in. kostki brukowe. Działanie bez precedensu, przynajmniej, jeżeli chodzi o oficjalne, państwowe obchody, a do tego elitarnego grona od wtorku zalicza się Marsz Niepodległości.

- Zgodnie z art. 25 ustawy o wojewodzie i administracji rządowej w województwie wojewoda może wydawać polecenia wobec wszystkich organów administracji rządowej działających w województwie i przyjmuje się, że są to tak zwane "polecenia celu" zmierzające do realizacji polityki Rady Ministrów, za realizację której w województwie odpowiada wojewoda - mówi Prawo.pl prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej, adwokat w kancelarii Suwaj, Zachariasz Legal.  Dodaje, że ustawa wprowadza możliwość wydawania im poleceń przez wojewodę wyłącznie w "sytuacjach nadzwyczajnych", czyli w zakresie zapobiegania zagrożeniu życia, zdrowia lub mienia oraz zagrożeniom środowiska, bezpieczeństwa państwa i utrzymania porządku publicznego, ochrony praw obywatelskich, a także zapobiegania klęskom żywiołowym i innym nadzwyczajnym zagrożeniom oraz zwalczania i usuwania ich skutków, na zasadach określonych w odrębnych ustawach

- Trudno uznać, że organizowane przez Szefa Urzędy do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych zgromadzenie w dniu 11 listopada 2021 r. ma prowadzić do powstania takiej sytuacji nadzwyczajnej w postaci zagrożenia zdrowia czy bezpieczeństwa lub naruszenia utrzymania porządku publicznego. Osobiście więc nie widzę żadnych podstaw do zastosowania instytucji polecenia w tym przypadku, zaś rozstrzygnięcie wojewody uważam za działanie z rażącym naruszeniem prawa i to niezależnie od zgłaszanych wątpliwości co do legalności organizacji tego "publicznego" zgromadzenia. Nie bardzo też widzę możliwość wyegzekwowania takiego polecenia od strony praktycznej, co nie zmienia faktu, że na miejscu Prezydenta Warszawy sprawdziłbym adekwatność zabezpieczenia miejsc w których prowadzone są roboty budowlane, bowiem to ich niewłaściwe zabezpieczenia może stanowić zagrożenie samo w sobie - ocenia prof. Suwaj.

 

Wieloletnia "tradycja"

Marsz Niepodległości wiąże się co roku z dużymi utrudnieniami - choćby ze względu na liczbę uczestników i dodatkowe utrudnienia. Normą staje się np. usuwanie aut zaparkowanych w pobliżu trasy przemarszu, bo nie wiadomo co i kiedy na nie spadnie. Są zresztą ku temu przyczyny. Od wielu lat 12 listopada zaczyna się od sprzątania miasta i nerwowego podliczania strat.

Przykładów burd było dotąd wiele. W ubiegłym roku część uczestników stoczyła bitwę z policjantami pod Empikiem. Tłumaczyli się tym, że zostali sprowokowani. W internecie obok zdjęć rodem z filmów akcji, pojawiło się zabawne oświadczenia samej firmy: Drodzy Panowie! My też tęsknimy za koncertami i chcielibyśmy jak najszybciej znaleźć się pod sceną. Dlatego sugerujemy łatwiejszy i bezstresowy sposób zakupu biletów". Nieco dalej "prowokował" transparent "Strajku Kobiet" na jednym z balkonów, rzucona raca spaliła mieszkanie na niższym piętrze.  

Do "historii" przeszedł też marsz z 2013 roku. Uczestniczące w nim bojówki "zasłynęły" spaleniem "tęczy" - instalacji polskiej artystki i performerki Julity Wójcik na Placu Zbawiciela. Sam akt wandalizmu skrytykował nawet wówczas jeden z organizatorów Marszu Niepodległości, poseł Robert Winnicki, stwierdzając że nie pochwala podpalenia, ale dodał równocześnie, że "spłonął symbol zarazy, lewackiej rewolucji”.

Rok później zagrożony był jeden z symboli Warszawy - palma na Rondzie de Gaulle'a, ostatecznie jednak skończyło na regularnej bitwie chuliganów z zabezpieczającymi marsz policjantami - na Rondzie Waszyngtona. "Armii Patriotów", bo taki transparent niesiono na "czole" marszu, nie przeszkadzała ani odśpiewywana co rusz "Rota", ani gigantyczna biało czerwona flaga. Do tego dochodzą zniszczone kosze na śmieci, sygnalizacje, znaki drogowe - na które część uczestników się wspina, bywało też, że wyrywana była kostka brukowa, w ubiegłym roku zdewastowana została jedna ze stacji rowerów miejskich. Co roku  miasto "pokazuje" wysoki rachunek związany choćby z naprawą szkód, w 2020 r. kwota sięgnęła kilkudziesięciu tysięcy złotych. 

 

Wątpliwa odpowiedzialność organizatora marszu

Oczywiście problem zniszczeń nie jest tylko problemem "Marszu Niepodległości". Do takich sytuacji dochodzi też podczas innych protestów i manifestacji. Jednym z tych, które mocno zapisały się w pamięci władz Warszawy i policji, był protest górników we wrześniu 2003 roku. Dosłownie zdewastowano Plac Trzech Krzyży, a straty tuż po demonstracji miasto szacowało na 200 tys. zł. Już wtedy pojawiły się głosy, że za zniszczenia ktoś powinien odpowiadać, najlepiej... organizatorzy.   

Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, mówił jednak serwisowi Prawo.pl, że pociąganie organizatorów manifestacji do odpowiedzialności za tego typu zniszczenia, byłoby rozwiązaniem zbyt daleko idącym. - Nawet podczas pokojowych protestów może dojść do różnego rodzaju incydentów niezależnych od organizatora. Ma on swoje obowiązki, jeżeli chodzi o przebieg zgromadzenia i jego pokojowy charakter, ale nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za każdego uczestnika czy chuligana, który chce jedynie wywołać "zadymę". Tym bardziej, gdy chodzi o wielotysięczny tłum – podkreślał.

Propozycje zmian przepisów w tym zakresie, w kierunku przypisania odpowiedzialności za ewentualne burdy czy zniszczenia organizatorom, budziły zresztą duże wątpliwości RPO. Wskazywał, że kwestie te powinny być rozstrzygane na zasadzie odpowiedzialności poszczególnych osób, które się tych czynów zabronionych dopuszczają, na ogólnych zasadach odpowiedzialności karnej czy odszkodowawczej cywilnoprawnej. Rzecznik powoływał się przy tym na standardy międzynarodowe i  orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, z których wynika, że odpowiedzialność materialna nie może być przypisana wprost organizatorowi zgromadzenia.

W ocenie Jacka Kudły, biegłego eksperta z zakresu czynności operacyjnych, niewątpliwie powinny się zmienić przepisy dotyczące odpowiedzialności za ewentualne straty, niszczenia mienia, burdy do których dochodzi podczas zgromadzeń. - Odpowiedzialność organizatora za pokojowy przebieg manifestacji byłaby oczywiście bardzo dobrym kierunkiem. Ale też pamiętajmy, że dużą rolę odgrywa w tym zakresie policja. Błąd, zbyt szybkie reakcje bardzo często były początkiem burdy. Lepszy rozwiązaniem - przy np. niszczeniu mienia jest zabezpieczenie dowodów, ustalenie sprawców i rozliczenie ich już po demonstracji. Oddziały zwarte powinny podejmować działania w sytuacji gdy zagrożone jest życie i zdrowie ludzi - dodaje. 

Ekspert ds. bezpieczeństwa, dr Mateusz Dróżdż z Uczelni Łazarskiego mówi jednak, że były sytuacje, w których organizatora wydarzenia wskazywano jako odpowiedzialnego za szkody wyrządzone czynami chuligańskimi. Taka sytuacja miała miejsce np. w związku z wcześniejszą organizacją Marszu Niepodległości, gdzie roszczenia odszkodowawcze były skierowane wprost do organizatorów. - Opierały się one na tym, czy można mu przypisać odpowiedzialność deliktową, czyli brak zachowania należytej staranności, który przyczynił się do powstania szkody. W praktyce jednak udowodnienie takiej winy jest bardzo trudne - mówi. Jak dodaje, przy odpowiedzialności indywidualnej winni ponosili odpowiedzialność karną – w zakresie mienia i cywilną, gdzie zasądzano odszkodowanie. Właściciel mienia uzyskiwał odszkodowanie za straty, które poniósł, ale od indywidualnych osób – sprawców szkody.

Czytaj: Marsz narodowców nielegalny, będzie marsz państwowy>>
 


Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? 

I tu jest problem, bo pociągnięcie do odpowiedzialności osób, które powinny odpowiadać za szkody wyrządzone podczas takich demonstracji, nie jest wcale łatwe. Zasadą jest, jak mówią policjanci to, że organizatorzy odżegnują się od osób, które łamią prawo, niszczą mienie, podkreślając, że nie są to członkowie „ich zgromadzenia”. I to nawet gdy wyraźnie widać było na nagraniach, że osoby te wybiegały z tłumu manifestantów i wracały do tej grupy. 

Adwokat Klaudyna Rybak z kancelarii Dubois i Wspólnicy Kancelaria Adwokacko – Radcowska sp. j. podkreśla, że aby uzyskać odszkodowanie konieczne jest w pierwszej kolejności zidentyfikowanie sprawców szkody. - Nieuniknione może się okazać skierowanie konkretnych spraw na drogę postępowania cywilnego. Tego rodzaju postępowanie, ze względu na potrzebę ustalenia materiału dowodowego, jak również wskazanie osób odpowiedzialnych za zaistniałe szkody może być skomplikowane, a sam proces może trwać nawet kilka lat. Na poszkodowanym spoczywa ciężar dowodu, zatem to poszkodowany powinien wykazać zmaterializowanie się przesłanek odpowiedzialności odszkodowawczej. Niezbędne będzie więc wykazanie szkody powstałej po stronie miasta, określenie zdarzenia, które szkodę wywołało (np. zniszczenie określonego przystanku) oraz wykazanie związku przyczynowo - skutkowego - wskazuje. 

Jak dodaje, odpowiedzialność cywilna sprawców zniszczeń to nie jedyna odpowiedzialność, jaka może zostać im przypisana. Zgodnie z art. 288 par. 1 Kodeksu karnego, kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Przestępstwo ścigane jest na wniosek pokrzywdzonego, którym w tym wypadku może być nie tylko właściciel rzeczy, ale także podmiot mający prawo majątkowe do rzeczy. Przestępstwo z art. 288 par. 1 kodeksu karnego należy do tzw. czynów przepołowionych, zatem od wartości szkody uzależnione będzie, czy sprawca zniszczeń odpowiadać będzie za przestępstwo, czy za wykroczenie.