W swoich pierwszych publicznych wypowiedziach po formalnym opuszczeniu Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię, premier Boris Johnson zapowiedział, że w negocjacjach ustalających status Zjednoczonego Królestwa będzie dążył do szerokiej umowy handlowej na wzór kanadyjski.

Kompleksowa Umowa Gospodarczo-Handlowa, znana szerzej jako CETA (od ang. Comprehensive Economic and Trade Agreement), to obok umowy UE z Japonią, jedna z największych dwustronnych umów handlowych w historii, zarówno pod względem wartości wymiany towarowej na jej podstawie, jak i liczby osób, których dotyka. Umowa CETA ma przy tym bardzo szeroki, kompleksowy charakter, zacieśniając współpracę gospodarczą między stronami (UE i Kanada) na wielu polach.

Zobacz również: Brexit na razie bez wpływu na podatki >>

Współpraca na wzór kanadyjski

- Po podpisaniu jej ostatecznej wersji w Brukseli, 30. października 2016 r., CETA weszła w życie na zasadzie tymczasowego stosowania od 21. września 2017 r. W tym kształcie będzie obowiązywać aż do ratyfikowania jej przez wszystkie kraje członkowskie Unii, co w praktyce może potrwać jeszcze kilka lat. Wyjąwszy jednak część przepisów dotyczących m.in. zagranicznych inwestycji oraz międzynarodowych usług finansowych, zasadnicza część umowy jest już w mocy. Opóźnienie w przyjęciu pełnej wersji umowy wynika między innymi z głośnych medialnie protestów obywateli UE przeciw niektórym zapisom, m.in. w zakresie rozstrzygania sporów i zabezpieczenia rynku rolnego - tłumaczy Marcin Majewski, ekspert w dziale Customs&Trade w PwC, agent celny.

 

Jego zdaniem, najważniejszym i funkcjonującym od pierwszego dnia obowiązywania jest fakt, że CETA zniosła 98 proc. ceł obowiązujących między UE i Kanadą, o łącznej wartości ponad 400 milionów euro rocznie, z perspektywą rozszerzenia jej zakresu do 99 proc. ceł (o wartości 590 milionów euro) w ciągu najbliższych lat. Prócz samych ceł, umowa znosi również wiele barier prawnych w handlu między stronami, pozwalając m.in. na wcześniej silnie obwarowany przepisami obrót winem i alkoholami.

- Umowa ma jednak szerszy charakter, niż większość unijnych umów o wolnym handlu, czego przykładem może być m.in. otwarcie rynków dla podmiotów zagranicznych w sektorach usługowych, takich jak transport, komunikacja, czy usługi pocztowe. Umowa stwarza podstawy do wzajemnego uznawania kwalifikacji przez UE i Kanadę w przypadku niektórych zawodów regulowanych, od architektów i księgowych do inżynierów i operatorów maszyn. Kompleksowy charakter umowy znajduje też odzwierciedlenie w zapewnieniu dostępu do rynku zamówień publicznych, czyli możliwości startowania przez unijne przedsiębiorstwa w przetargach, zarówno na poziomie federalnym, jak i prowincjonalnym oraz lokalnym - podkreśla Marcin Majewski.

 


Umowa to mniej niż wspólny rynek

Z perspektywy polskich przedsiębiorców, wizja Brexitu zakończonego równie kompleksową umową handlową, co kanadyjska CETA, może wydawać się uspokajająca, przynajmniej w kontekście celnym. Zakładając zawarcie tego rodzaju umowy, firmy handlujące z Wielką Brytanią mogłyby prawdopodobnie liczyć na obrót z zastosowaniem 0-proc. ceł na przeważającą większość produktów. Niemniej, w porównaniu ze stanem obecnym, wciąż wystąpiłby szereg negatywnych różnic.

Jak tłumaczy Marcin Majewski, nawet tak szeroka umowa, jak CETA, zwykle pozostawia cła w obszarach szczególnie wrażliwych dla jednej ze stron (w przypadku umowy z Kanadą to m.in. jaja, drób czy komponenty motoryzacyjne), a więc często takich, w których wymiana handlowa może być szczególnie atrakcyjna z punktu widzenia polskich przedsiębiorców. Należy też podkreślić, że nawet zerowe cło to wciąż duża przeszkoda praktyczna w porównaniu ze wspólnym obszarem celnym – konieczność odprawy celnej wszystkich towarów to tylko wierzchołek trudnych do oszacowania z wyprzedzeniem kosztów logistycznych i administracyjnych.

Cło, handel i podatki

Bariery celno-handlowe to przy tym tylko jeden z rodzajów wyzwań stojących przed przedsiębiorstwami w przyszłej wymianie towarowej ze Zjednoczonym Królestwem. - Równie poważnym, a przy tym zupełnie niełagodzonym przez umowę handlową, są kwestie podatkowe. Ujednolicenie i wzajemna zgodność systemów podatkowych, zwłaszcza w zakresie VAT, ale również w CIT i PIT, które postępuje wewnątrz Unii, nie będzie miało miejsca w przypadku umowy handlowej na wzór kanadyjski - zauważa ekspert. Co więcej, w kontekście wypowiedzi premiera Johnson’a, możemy się spodziewać zmian w brytyjskim systemie podatkowym, być może częściowo również chęci zamanifestowania niezależności Wielkiej Brytanii, odchodzących od obecnej harmonizacji systemów w ramach Unii.

Dla polskich firm działających w Wielkiej Brytanii oznaczać to będzie konieczność odrębnego pilnowania przestrzegania przepisów podatkowych po obu stronach kanału La Manche, potencjalnie zwiększając koszty działalności w tym zakresie. Wobec odrębnej, niezależnej legislacji, braku koordynacji organów skarbowych na szczeblu unijnym, a także braku ujednolicającego działania orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w stosunkach z Wielką Brytanią, rozbieżność systemów podatkowych  obu stron będzie się z czasem powiększać.

- Nawet w przypadku owocnych negocjacji handlowych, wdrożenia umowy na wzór kanadyjskiej lub innej formy kompleksowego porozumienia handlowego, to właśnie powiększająca się rozbieżność na polu podatkowym może okazać się największą i najbardziej kosztowną przeszkodą dla krajowych przedsiębiorców. Tego aspektu umowy handlowe nie zabezpieczają - podkreśla Marcin Majewski.