Pandemia, która zamknęła w domach miliony Polaków, miała paradoksalnie jedną zaletę. Pokazała, że wystarczy jeden nieskomplikowany przepis, aby pracodawcy i pracownicy weszli w tryby pracy zdalnej, bez większych problemów. Oczywiście wszędzie tam, gdzie praca mogła być wykonywana zdalnie, poza siedzibą firmy. Nagle okazało się, że świat się nie zawalił, firmy działają, a pracownicy pracują. Mało tego – życie pokazało, że praca zdalna się przyjęła, a pracownicy i pracodawcy ją zaakceptowali, a nawet zaczęli traktować jako elastyczną formę zatrudnienia. Tyle w praktyce, bo w kodeksowej teorii - praca zdalna... nie istnieje.

Czytaj również: Praca zdalna wkrótce na Komitecie Stałym Rady Ministrów
 

Jeden przepis – tylko tyle i aż tyle   

W marcu 2020 r. rząd uregulował całą pracę zdalną jednym przepisem – w art. 3 ustawy dnia 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (Dz.U. z 2020 r., poz. 374). Cały przepis brzmiał: "W celu przeciwdziałania COVID-19 pracodawca może polecić pracownikowi wykonywanie, przez czas oznaczony, pracy określonej w umowie o pracę, poza miejscem jej stałego wykonywania (praca zdalna)".

Tylko tyle, a wystarczyło, aby pracodawcy poradzili sobie w zorganizowaniu pracy zdalnej. Z czasem jednak ten przepis rozbudowano (ale nadal jest to zaledwie jeden artykuł), tak jak stopniowo wydłużono czas jego obowiązywania. Pierwotnie, zgodnie z art. 36 ust. 1 ww. ustawy, miał on utracić moc po upływie 180 dni od dnia wejścia w życie tej ustawy, czyli w pierwszych dniach września 2020 r. Obecnie – w myśl obowiązującego art. 3 ust. 1 - w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19, oraz w okresie 3 miesięcy po ich odwołaniu, w celu przeciwdziałania COVID-19 pracodawca może polecić pracownikowi wykonywanie, przez czas oznaczony, pracy określonej w umowie o pracę, poza miejscem jej stałego wykonywania (praca zdalna).

 


Trzy miesiące i coraz mniej czasu

Teraz może się jednak okazać, że te trzy miesiące, w których będzie jeszcze obowiązywał art. 3 po odwołaniu pandemii i stanu epidemicznego, to będzie za mało, by uchwalić dobre prawo, które zostanie z nami na kolejne lata, a może i na zawsze.

To prawda, że sama koncepcja nie miała szczęścia do swoich twórców. Wciąż zmieniały się wizje i pomysły na pracę zdalną wraz z osobami, które te wizje wcielały w życie. Przypomnijmy, że w tym czasie dział Praca zdążył wyjść spod skrzydeł ówczesnej minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marleny Maląg i powędrować do ówczesnego wicepremiera i ministra rozwoju, pracy i technologii Jarosława Gowina, by potem – po politycznych zawirowaniach i jego dymisji – wrócić do resortu minister Maląg, ale już jako dział zmarginalizowany, bo nie znajdujący nawet odzwierciedlenia w nazwie ministerstwa. Do tego resort pracował w jednym czasie nad dwoma odrębnymi projektami nowelizacji Kodeksu pracy. W jednym miała zostać uregulowana praca zdalna, w drugim – kontrola trzeźwości, o którą pracodawcy nie mogą doprosić się od kilku lat, mimo że wypadki spowodowane przez pracowników będących pod wpływem alkoholu czy narkotyków zdają się potwierdzać zasadność wprowadzenia zmian w tym zakresie.

 

 

I gdy wreszcie zapadła decyzja o połączeniu obu projektów w jeden, pojawiły się problemy z pogodzeniem wizji i interesów różnych partnerów społecznych. 

Teraz projekt nowelizacji Kodeksu pracy jest już po Komisji Prawniczej, ale nadal daleki jest od ideału i można się spodziewać, że kolejne poprawki do niego będą nadal forsowane, nawet w parlamencie.

Prace nad nim i sam projekt coraz bardziej zdają się potwierdzać powiedzenie: im dalej w las, tym więcej drzew. Projekt staje się więc coraz bardziej kazuistyczny, a coraz mniej przyjazny dla jego odbiorców – pracowników, którzy nie zawsze są prawnikami, by go zrozumieć. Mimo to przepisy ciągle nie odpowiadają na wszystkie pojawiające się wątpliwości. Czy podzielą los telepracy – czas pokaże.

Może okazać się, że jak nie doczekaliśmy się uregulowania pracy zdalnej w najgorszym czasie pandemii, tak nie doczekamy się i po pandemii.