Nowelizacja ustawy o świadectwach energetycznych obowiązuje już niemal pół roku. Nowe przepisy są dużo bardziej rygorystyczne od tych obowiązujących wcześniej. Takie świadectwo musi obecnie posiadać m.in. każde wynajmowane i sprzedawane mieszkanie. Za brak dokumentu grozi grzywna do 5 tys. złotych.  

Nowe przepisy miały skończyć z fikcją. Poza rynkiem pierwotnym obowiązek posiadania certyfikatów istniał bowiem tylko na papierze. Okazuje się, że nic się nie zmieniło.

Czytaj też: Za brak świadectwa energetycznego przy wynajmie grozi kara, ale to będzie martwy przepis

Handel wirtualny kwitnie

W internecie kwitnie handel bezwartościowymi świadectwami energetycznymi. Ofert jest mnóstwo - do wyboru, do koloru. Ceny nie są wygórowane. Wynoszą od 140 zł. Właścicielom nieruchomości nie zależy, by odzwierciedlały rzeczywiste zużycie energii. Kupują je tylko po to, bo przepisy każą. 

- Wystarczy podać powierzchnię użytkową nieruchomości, wysokość pomieszczeń, rok oddania budynku do użytkowania, liczbę kondygnacji, rodzaj ogrzewania i wentylacji, a także dodać zdjęcia lokalu i budynku oraz ich rzuty. Jeżeli nie dysponujemy rzutami, można go stworzyć samemu i takie materiały też są akceptowane. Wszystkie obliczenia w rzeczywistości wykonują boty lub inne narzędzia obliczeniowe, a osoby wpisane na listę uprawnionych, mają właściwie za zadanie wyłącznie złożenie podpisu na dokumencie - tłumaczy dr Agnieszka Grabowska-Toś, radca prawny z Kancelarii Radców Prawnych Kania. Stachura, Toś.

Nie ma ona wątpliwości, że takie dokumenty nie są i nie mogą być sporządzone rzetelnie, zgodnie ze standardami, a przede wszystkim zgodnie ze stanem faktycznym, ponieważ niezbędna jest wizja budynku lub lokalu oraz zapoznanie się z jego dokumentacją. - Niestety wiele podmiotów, uczyniło sobie z tego źródło szybkiego zarobku i dziś właściwie możemy kupić sobie taki certyfikat energetyczny bez wychodzenia z domu i spotykania się z ekspertem uprawnionym do jego sporządzania, tak samo jak możemy uzyskać receptę bez zbadania nas przez lekarza - uważa. 

Teoretycznie można zwrócić się do ministra rozwoju i technologii o weryfikację wystawionego świadectwa energetycznego, czy zostało ono sporządzone prawidłowo i rzetelnie. - Podejrzewam, że zdarza się to niezwykle rzadko. Nie ma w nas jako społeczeństwie wciąż wystarczająco wykształconego przekonania, że klasa energetyczna budynków czy urządzeń jest naprawdę bardzo ważna, nie tylko z punktu widzenia naszych budżetów, ale i środowiska - podkreśla.

 


Podobnie uważa Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości.  - Osoby sprzedające, wynajmujące mieszkania na rynku nieruchomości nie przyjęli entuzjastycznie informacji o konieczności posiadania świadectwa statystyki energetycznej. Uważają ten dokument za zło konieczne, które trzeba mieć do transakcji. W związku z czym, jeżeli już muszą je mieć, to zamawiają tam, gdzie będzie to zrobione najtaniej. Nawet specjalnie nie interesując się, co takie świadectwo charakterystyczne zawiera i jak starannie zostało zrobione. Ważne, żeby taki dokument był, bo może kupujący czy najemcy będą pytać - mówi Tomasz Błeszyński.

Jego zdaniem, jest to działanie niezrozumiałe, bo przecież ideą powołania świadectw charakterystyki energetycznej było przede wszystkim wzmocnienie świadomości obywateli na temat skutków związanych z gospodarką energetyczną. Świadectwo charakterystyki energetycznej miało zmusić do myślenia oraz dać informacje dotyczące standardu energetycznego danego lokalu czy budynku.

W opinii ekspertów bardzo rzadko zdarzają się im świadomi klienci, którzy, zamawiając wykonanie takiego świadectw, szukają profesjonalistów, którzy dokonają oględzin nieruchomości, zapoznają się z dokumentacją i skrupulatnie przeprowadzają proces wydania świadectwa.

- Są jednak też właściciele domów, którzy dla własnej wiedzy zamawiają audytora energetycznego, by gruntownie sprawdził budynek, czasem nawet przy pomocy kamery termowizyjnej, by mieć orientacje, co ewentualnie trzeba jeszcze zrobić, by uniknąć strat ciepła, a tym samym zmniejszyć stale rosnące koszty eksploatacyjne. Ale to rzadkość - twierdzi Tomasz Błeszyński

Ominięcie zakazu to bułka z masłem

Od kilku miesięcy przepisy zawierają zakaz zrzeczenia się przez najemcę prawa do otrzymania świadectwa charakterystyki energetycznej, jego kopii albo wydruku. Okazuje się, że ominięcie tego zakazu to bułka z masłem. 

- Najemca oświadcza w umowie, że otrzymał kopię świadectwa, choć w rzeczywistości tak nie było. Dzięki temu wynajmujący dysponuje dowodem wykonania obowiązku wynikającego z ustawy - mówi Maciej Obrębski, adwokat, partner w kancelarii Obrębski Adwokaci i Radcowie. 

Teoretycznie za nieprzekazanie najemcy świadectwa grozi kara grzywny. - W praktyce nikt nikogo z tego powodu nie ściga. Jest to też wykroczenie, które się przedawnia po roku - zauważa dr Piotr Pałka, radca prawny i wspólnik DERC PAŁKA Kancelaria Radców Prawnych.

Słyszał on też o przypadkach zastępowania umowy najmu umową dzierżawy, aby uniknąć obowiązku przekazywania świadectwa. - Jest to też mankament nowej ustawy, że w żaden sposób nie odnosi się do innego rodzaju umów jak np. dzierżawa czy użyczenie - twierdzi. 

Obowiązek jest, ale na ogół tylko na papierze

Podobne spostrzeżenia mają notariusze. 

- Obecnie świadectwa są przez strony przedstawiane w zasadzie wyłącznie dlatego, że przypominają o tym notariusze, jednak w około połowy przypadków nie są one przekazywane przy podpisywaniu aktu notarialnego, co skutkuje pouczeniem o karze za niewykonanie tego obowiązku. Często sprzedający proszą o zapisanie w umowie, że zobowiązują się przekazać świadectwo w ciągu kilku dni - wyjaśnia Arkadiusz Szkurłat, notariusz. 

Czy faktycznie zabrakło kontroli?

Prawnicy uważają, że są dwie podstawowe przyczyny tego, że świadectwa są fikcją: brak odpowiednich mechanizmów kontroli oraz brak edukacji.

- Jeśli zdecydowano się na wprowadzanie kary, by zapewnić skuteczność egzekwowania obowiązku sporządzenia certyfikatów energetycznych, to należało pójść krok dalej i stworzyć mechanizm kontroli. Ustawa takich rozwiązań nie przewiduje, mimo że już na etapie procedowania nowelizacji, zwracano uwagę, że regulacja dotycząca kary grzywny będzie w rzeczywistości nieskuteczna. Nie wiadomo wciąż, kto i w jakim trybie powinien kontrolować przestrzeganie obowiązków wynikających z ustawy - podkreśla mec. Agnieszka Grabowska-Toś.

Kuleje również edukacja społeczeństwa . - Jeśli by dziś zapytać na ulicy Kowalskiego, czego możemy się dowiedzieć z certyfikatów, czy warto je mieć, jestem prawie pewna, że na wszystkie te pytania odpowiedź będzie: „nie wiem”. Kiedy wchodziła w życie nowelizacja ustawy o charakterystyce energetycznej budynków, a wraz z nią sankcja za nieprzestrzeganie obowiązków wynikających z ustawy, właściwie mówiło się tylko o tym, że będą kary za brak certyfikatów - zauważa.