Ministerstwo rolnictwa kończy prace nad zmianą ustawy o inspekcji weterynaryjnej, która ma zapobiec zdarzeniom, podważającym zaufanie do polskiej żywności - poinformował w środę minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Obecnie projekt jest na etapie wyliczania, ile więcej potrzeba etatowych lekarzy weterynarii. Ponadto Paweł Niemczuk,  Główny Lekarz Weterynarii,  przedstawił wyniki kontroli przeprowadzonych po emisji reportażu telewizyjnego o nielegalnym uboju chorych krów, który odbywał się w nocy bez nadzoru weterynaryjnego w rzeźni w Kalinowie, w powiecie Ostrów Mazowiecka. Jak powiedział, nie wykryto znaczących uchybień.

Etatyzacja - wciąż nie ma pewności, jak będzie wyglądała

Z naszych informacji wynika, że są rozważane dwa scenariusze,  o czym pisaliśmy w poniedziałek 11 marca. Jeden to całkowita likwidacja art. 16 ustawy o inspekcji weterynaryjnej. To zgodnie z nim obecnie powiatowy lekarz weterynarii może wyznaczać tzw. lekarzy urzędowych, jeżeli sam z przyczyn finansowych lub organizacyjnych nie jest w stanie wykonać ustawowych zadań Inspekcji.  Są nimi weterynarze, którzy na co dzień prowadzą swoją prywatną praktykę, ale jak zaznacza Krajowa Rada Lekarsko-Weterynaryjna - wyznaczeni przez lekarza powiatowego zyskują status funkcjonariusza publicznego. Za swoją pracę na rzecz inspekcji są wynagradzani według stawek określonych w rozporządzeniu ministra rolnictwa. – W związku z powyższym urzędowo wyznaczony lekarz jest w pełni niezależny finansowo i merytorycznie od podmiotu kontrolowanego i podlega powiatowemu lekarzowi – poskreśla Jacek Łukaszewicz, prezes Krajowej Rady Lekarsko – Weterynaryjnej.
Drugi wariant dopuszcza lekarzy weterynarii do sprawowania nadzoru nad ubojem zwierząt rzeźnych, choć pod pewnym warunkiem. Po nowelizacji art. 16 ustawy lekarz powiatowy będzie mógł wyznaczyć lekarza z urzędu, ale tylko, gdy Główny Lekarz Weterynarii potwierdzi, że przemawiają za tym względy finansowe i organizacyjne. Do tego wynagrodzenie ma być powiązane nie z wykształceniem, ale z charakterem wykonywanych czynności.

 


 

Jan Krzysztof Ardanowski podkreślał w środę, że etatyzacji lekarzy weterynarii oczekuje Unia, ale nie tylko. – Wielu naszych partnerów na świecie, w tym z USA oczekuje, że wprowadzimy nadzór urzędowych lekarzy weterynarii nad ubojem zwierząt – zapowiedział minister Ardanowski. I dodał, że obecnie jego resort liczy, ilu takich etatowych lekarzy jest potrzebnych, ale także, ilu chętnych będzie na taką pracę. Na nasze pytanie, czy liczy skutki całkowitego usunięcia art. 16 czy też nie – nie otrzymaliśmy odpowiedzi. - Projekt nowelizacji ustawy zostanie udostępniony w momencie przekazania go do uzgodnień społecznych – odpowiedziała nam Małgorzata Książyk, dyrektor Biura Prasowego MRiRW.

Czy będą chętni?

Problem w tym, że chętnych na etat może nie być. O tym dyskutowano m.in. podczas posiedzenia stałej podkomisji ds. utworzenia Urzędu Bezpieczeństwa Żywności. I posłowie, i eksperci podkreślali, że od lat mówi się, że inspekcja jest niedofinansowana.  W lutym Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Inspekcji Weterynaryjnej rozpoczął nawet akcję #naszeZarobkiToKpina. Pracownicy  upubliczniają wyciągi bankowe ze swoim wynagrodzeniem, zależnie od stażu wynosi ono od 1600 do 2500 zł netto. Trudno też jest znaleźć chętnych na stanowisko powiatowego lekarza weterynarii, mimo to że jedno z najlepiej wynagradzanych stanowisk. W całym kraju jest 47 wakatów. Dlatego też KRL-W wspólnie z OZZPIW jest przeciwna etatyzacji i wystosowali apel do premiera Mateusza Morawieckiego w tej sprawie.

Wyniki kontroli ubojni

Ponadto w środę Paweł Niemczuk,  Główny Lekarz Weterynarii przedstawi wyniki kontroli przeprowadzonych po emisji reportażu telewizyjnego o nielegalnym uboju chorych krów.  Od razu po emisji skontrolowano 366 ubojni, z czego dwie zostały zamknięte. Ponadto na podstawie analizy ryzyka wytypowano 162 ubojnie, które mogły być najbardziej problemowe. W 47 z nich stwierdzono pewnego rodzaju nieprawidłowości, które nie skutkowały jednak zamknięciem zakładu. Były to. np.: nieterminowe zgłaszanie przemieszczeń zwierząt, błędy w dokumentacji, brak procedur, nieuzasadnione przetrzymywanie bydła, transport krów nienadających się do przewożenia itp. Podjęto decyzje o nałożeniu kar. Ponadto skontrolowano 109 lekarzy weterynarii.

-  Kontrole ubojni nie wskazują, by mięso wołowe stanowiło zagrożenie dla zdrowia konsumentów - oświadczył Jan Krzysztof Ardanowski. Znalezione uchybienia są głównie związane z dokumentacją, m.in. z wycofywaniem z rejestru zwierząt ubitych lub padłych. - Nie można ich jednak bagatelizować. Trzeba ustalić, kto zezwala na takie niedociągnięcia - mówił Ardanowski.
Ardanowski poinformował, że w zakładach przetwórczych i rozbioru mięsa pobrano ok. 400 próbek na obecność salmonelii, czyli tyle, ile wymagają unijne przepisy i w żadnej nie stwierdzono zakażenia mięsa. Te wyniki nie wskazują, by gdziekolwiek było zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa obywateli, by to mięso było niebezpieczne dla zdrowia  - oświadczył Ardanowski.

 


Problem salmonelli wywołali Czesi. Po wykryciu salmonelli w 700 kg polskiego mięsa, które trafiło na czeski rynek, tamtejsze władze nakazały sprawdzanie każdej partii wołowiny z Polski i przedstawiania certyfikatów czeskim operatorom handlowym. Tyle, że Ardanowski podkreślił, że w Czechach wykryto zakład, które działały poza systemem, nigdzie nie były zgłoszone, a w partii kurczaków ze Słowacji - salmonellę, ale nikt nie nagłaśniał tego problemu. - My jednak zostaliśmy ostro potraktowani przez naszych przyjaciół z Czech i Słowacji - mówił Ardanowski.

Niemczuk zaznaczył ponadto, że od 25 kwietnia do 5 marca odbędzie się rozszerzony audyt unijnych kontrolerów i Inspekcja Weterynaryjna jest na taką wizytę przygotowana.