Sejm w ekspresowym tempie uchwalił nowelizację ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie przeciwdziałania wspieraniu agresji na Ukrainę oraz służących ochronie bezpieczeństwa narodowego oraz ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej, czyli tzw. ustawy sankcyjnej. - Jej wejście w życie będzie miało pozytywny wpływ na sytuację ekonomiczną podmiotów gospodarczych objętych sankcjami, a także na sytuację ekonomiczną i społeczną rodzin, obywateli i gospodarstw domowych poprzez zapewnienie ciągłości działalności i zapewnienie możliwości utrzymania miejsc pracy  – czytamy w Ocenie Skutków Regulacji. Tyle, że ani z przepisów, które już trafiły do Senatu, ani z wypowiedzi Macieja Wąsika, wiceministra spraw wewnętrznych i administracji, nie wynika, że sytuacja pracowników się poprawi. Z ich punktu widzenia najlepiej jest jak najszybciej szukać nowej pracy, bo lepiej nie będzie. Skoro jednak stali się zakładnikami polskiej racji stanu, to państwo powinno im zapewnić ochronę. Tej jednak brak. 

 

Firmy skazane na upadłość lub ucieczkę z Polski

Zgodnie z nowelizacją minister rozwoju w firmach objętych sankcjami będzie mógł powołać na pół roku zarząd przymusowy. Już w Sejmie Maciej Wąsik, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji tłumaczył, że zarząd ma doprowadzić, zależnie od decyzji ministra rozwoju, do sprzedaży lub uwłaszczenia firmy.

Czytaj też: Upadłość konsumencka oraz układ konsumencki. Praktyczny poradnik dłużnika >>>

Po pierwsze jednak minister rozwoju nie ma obowiązku powołać takiego przymusowego zarządcy. A po drugie zanim nowelizacja wejdzie w życie - teraz zajmie się nią Senat, który trzydniowe posiedzenie zaczyna 20 lipca - wiele firm może już zbankrutować lub przenieść działalność.

Spółka Go Sport, która zatrudnia ok. 500 pracowników, złożyła wniosek o wykreślenie z listy, ale 23 maja został odrzucony, bo właścicielem spółki jest Sportmaster Operations PTE LTD, której rzeczywistymi beneficjentami są osoby pochodzenia rosyjskiego. Wcześniej, 9 maja, Go Sport złożył wniosek o upadłość. – Od 15 czerwca mamy już tymczasowego nadzorcę sądowego nominowanego przez sąd, współpracujemy z nim bardzo blisko w celu ogłoszenia upadłości – mówi Prawo.pl Justyna Gościńska, prezes Go Sport. I dodaje, że wedle jej wiedzy nowelizacja jej nie dotyczy.

Czytaj też: Ewidencja operacji gospodarczych w okresie likwidacji lub upadłości jednostki na przykładach - poradnik >>>

Inna firma Maga Foods, produkująca od 1992 roku sałatki i surówki, zatrudniająca ok. 200 osób, nie złożyła jeszcze wniosku o upadłość, czekała na nowelizację.  Jak zauważa prezes spóło Piotr Pawiński wprowadzenie jej kilka miesięcy po zamrożeniu firm jest podawaniem lekarstwa pacjentowi w agonii. - Sankcje są opcją atomową, która sprawia, że firma w zasadzie z dnia na dzień trafia w niebyt. Dostawcy zawiesili kontrakty i wstrzymali dostawy, a większość odbiorców anulowała zamówienia i zdjęła produkty firmy ze sklepowych półek. Spółce zostały wypowiedziane umowy na wynajem lokali, usługi logistyczne i magazynowe, usługi informatyczne, a ze względu na rozwiązane w trybie natychmiastowym umowy leasingowe spółka straciła też część swojego parku maszynowego - tłumaczy. Maga Foods też wnioskowała o skreślenie z listy, ale MSWiA uznało, że wciąż ma powiązania z rosyjskim oligarchą Fridmanem. Szef KAS zwolnił im już dwukrotnie środki na wynagrodzenia. - Wypłaciliśmy zalegle wynagrodzenia za kwiecień i maj - mówi prezes Pawiński. Wielu pracowników szuka jednak zatrudnienia, bo w tej sytuacji nie widzi szans na pracę w firmie.

Z kolei Medmix - szwajcarska firma dostarczająca pojemniki, kartridże i mieszalnik oraz technologie do mieszania produktów płynnych dla podmiotów medycznych, ale też SpaceX, Tesli, Airbusa, Boeinga, Apple, nie została usunięta z polskiej listy, bo oligarcha Wiktor  Wekselberg ma w niej ok. 40 proc. udziałów. -  Nasze produkty trafiają do branż, które w dużej mierze wspierają wysiłek obronny Ukrainy - przekonywał Sebastian Madej, główny menedżer Medmix Polska, ale nieskutecznie. Dlatego firma przenosi działalność z Polski do innego kraju Europy, bo unijnymi sankcjami nie jest objęta. Dla pracowników to jednak oznacza utratę zatrudnienia. By utrzymać miejsca pracy, firmy musiałyby zacząć działać. A  wbrew temu, co czytamy w uzasadnieniu, słyszeliśmy w Sejmie, nowelizacja tego nie gwarantuje.

 

 

Zarząd ma sprzedać, nawet jak nie będzie już co

Zgodnie z nowelizacją tymczasowy zarząd tymczasowy ma być powołany w celu:

  1. utrzymania miejsc pracy w tym przedsiębiorstwie lub
  2. utrzymania w zakresie działalności tego przedsiębiorstwa świadczenia usług użyteczności publicznej lub wykonywania innych zadań o charakterze publicznym, lub
  3.  ochrony interesów ekonomicznych Rzeczypospolitej Polskiej.

Dalej nowela precyzuje, że zarządca: zapewnia ciągłość działalności przedsiębiorstwa podmiotu gospodarczego i  podejmuje działania niezbędne do zapobieżenia wykorzystaniu środków finansowych, funduszy lub zasobów gospodarczych objętych zarządem w celu bezpośredniego lub pośredniego wspierania agresji do czasu zbycia. Z firmą z listy sankcyjnej nikt jednak nie może współpracować, zatem prowadzenie działalności ograniczy się do wnioskowania do szefa KAS o uwolnienie środków na wynagrodzenia czy inne zobowiązania oraz przygotowania do sprzedaży. 

A jak podkreśla wiceminister Wąsik, zadaniem zarządu przymusowego będzie przygotowanie podmiotów objętych sankcjami do sprzedaży lub w wyjątkowych sytuacjach, gdy będzie za tym przemawiał interes państwa, do uwłaszczenia.

Czytaj też: Postępowanie podatkowe a upadłość podatnika >>>

Co prawda  pierwszeństwo w nabyciu przedsiębiorstwa przysługiwać będzie spółce założonej przez ponad połowę  pracowników podmiotu z listy, ale im nabycie może się nie opłacać. – Nie ma pewności, czy biznes po uruchomieniu przez nowego inwestora będzie nadal atrakcyjny. To zależy od sytuacji finansowej, rynku na którym działa firma i konkurentów – tłumaczy Aleksandra Krawczyk,  adwokat, partner w Eco Legal, laureatka konkursu Rising Stars organizowanego przez Wolters Kluwer, Dlatego wbrew temu co mówią politycy i piszą autorzy projektu, nowelizacja nie musi ochronić miejsc pracy.

Skoro firma jest na liście sankcyjnej i nie może prowadzić działalności, to taki przymusowy zarząd cudów nie zdziała – przyznaje Sławomir Paruch, partner w kancelarii PCS Paruch Chruściel Schiffter Stępień | Littler Global. – Chodzi raczej o to, że ustawodawca nie ufa dotychczasowemu zarządowi, który realizuje interesy niepożądanych właścicieli, które nie muszą być zgodne z interesami RP, czy pracowników. Wprowadzenie zarządu komisarycznego ma dać częściową kontrolę nad tym, co się dzieje w firmie – mówi.
Aleksandra Krawczyk dodaje, że taki zarząd komisaryczny ma bardziej przekonać właścicieli właśnie do zmian właścicielskich. – Z praktycznego punktu widzenia nie ma szans na przywrócenie prowadzonej działalności, bo byłoby to sprzeczne z celem sankcji. Zauważmy, że ta sytuacja trwa już ponad dwa miesiące, bo pierwsze firmy na listę trafiły 26 kwietnia i z dnia na dzień przestały prowadzić działalność operacyjną. To bardzo dużo, i te w gorszej sytuacji finansowej, nastawione na zapewnienie bieżącej płynności, mogą być już w bardzo złej kondycji – dodaje mec. Krawczyk. A poprawić ją mogłyby tylko skreślenia z listy sankcyjnej lub pozbycie się powiązań z Rosją

Pracownicy – zakładnicy racji stanu 

- Wpisanie firm na polską listę sankcyjną stanowi poświęcenie ich stabilności ekonomicznej i socjalnej w imię interesu RP i społeczeństwa – tłumaczy mec. Paruch. I dodaje, że ci pracownicy ponoszą ofiarę za to, że jako państwo i społeczeństwo stoimy murem za Ukrainą. Z danych szacunkowych Ministerstwa Finansów wynika, że obecnie jest to 2690 osób, które średnio zarabiają miesięcznie ok. 5 tys. zł brutto. A może być więcej, bo minister Wąsik już zapowiedział poszerzenie listy. Dlatego zdaniem mecenasa Parucha, rząd powinien roztoczyć nad nimi parasol ochronny. – Skoro państwo mówi: poświęcamy was, to powinno też powiedzieć: pomożemy wam. Ta pomoc nie może się ograniczać do przyznania po dwóch miesiącach prawa do wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych – dodaje.

 

 

Zgodnie z nowelą bowiem firma z listy będzie mogła wystąpić do FGŚP z wnioskiem o przyznanie środków na zaspokojenie należności pracowniczych, o ile nie mogą one być zaspokojone decyzją szefa Krajowej Administracji Skarbowej. Ten bowiem ma prawo do uwolnienia zamrożonych środków na wniosek firmy objętej sankcjami. Tyle, że jak pisaliśmy w Prawo.pl trwa to długo. Do tej pory na 372 wnioski od 129 podmiotów zostało rozpatrzonych 109, w tym 57 to decyzje wyrażające zgodę na zwolnienie środków spod sankcji.

- Wszystkie wnioski o zwolnienie środków na wypłatę wynagrodzeń zostały rozpatrzone pozytywnie - podkreśla Bartosz Zbaraszczuk, szef KAS. Zatem, gdy wynagrodzenia można pokryć z zamrożonych środków, nie będzie można uruchomić z FPŚG. Ponadto wniosek będzie składać firma z listy – ma na to miesiąc od wpisania na nią, a już wpisane od daty wejście w życie ustawy. Pracownik też będzie mógł złożyć wniosek, ale dopiero po dwóch tygodniach od upływu terminu przewidzianego dla pracodawcy. Z Funduszu będzie można tylko wypłacić maksymalnie trzykrotność przeciętnego wynagrodzenia ogłaszanego przez GUS (obecnie to ok. 6235 zł, czyli pracownik otrzyma maksymalnie ok. 18 705 zł0.  – Państwo powinno solidarnie wziąć odpowiedzialność za pracowników firm z listy, inaczej zostaną oni złożeni w ofierze interesu politycznego, a tak nie powinno być - kwituje mec. Paruch.