Brutalizacja języka debaty publicznej jest faktem, dostrzeganym nawet przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Przykład z ostatnich dni to okładka Newsweeka. Pojawia się tam m.in.  dziennikarz Polsatu Bogdan Rymanowski jako "siewca głupoty", a potem występuje w artykule o antyszczepionkowcach. Rymanowski zapowiedział podjęcie "kroków prawnych" przeciwko redaktorowi naczelnemu - Tomaszowi Lisowi.

Czytaj: Polacy zniesławiają i znieważają na potęgę - rośnie liczba skazań>>

Rymanowski napisał: „Oświadczam, że wpis Tomasza Lisa, zamieszczony w dniu 5.12.2021 roku na Twitterze będący komentarzem do okładki pisma, jest pomówieniem i narusza moje dobra osobiste. Słowa o „narażaniu na śmierć tysięcy ludzi” są obrazą i mogą spowodować utratę zaufania niezbędnego w pracy dziennikarskiej, dlatego zamierzam podjąć w tej sprawie odpowiednie kroki prawne”.

Czytaj: SN: Pełnomocnik może podpisać się pod sprostowaniem prasowym>>

Pełny wachlarz kroków prawnych

- Jeżeli dane, na które powoływał się Rymanowski w wywiadzie są prawdziwe, to trudno mówić o nim jako o "głupku". Gdyby nie było art. 212 kk to dziennikarz nie mógłby się bronić przeciwko znieważeniu i wytoczyć oskarżenia prywatnego. Powództwo o ochronę dóbr osobistych nie jest alternatywą, gdyż przeważnie trzeba w taki proces włożyć duże pieniądze - mówi adwokat Wojciech Korpetta.

Adwokatowi zdarzyło się prowadzić sprawę, w której klient był oskarżony o stalking, a w drugim procesie o znieważenie, zniesławienie i naruszenie nietykalności cielesnej, bo podobno wylał kubek z sokiem na swoją oponentkę. - Obok tego mieliśmy sprawę o ochronę dóbr osobistych. Był więc pełen wachlarz kroków prawnych. A zatem równolegle można prowadzić proces o zniesławienie, jak i ochronę dobrego imienia w procesie cywilnym. Przepisy tego nie zabraniają - wyjaśnia adwokat Korpetta.

- W procesie karnym, dziennikarz, który zniesławia nie musi udowadniać, że pisał prawdę, ale jego oponent musi dowieść, że zrobił to w sposób świadomy i celowy - mówi adwokat Korpetta. I stwierdza, że redaktor Lis przygotował okładkę świadomie i celowo, Rymanowski, poczuł się znieważony, i tym samym może wytoczyć proces. Może wystąpić też o zadośćuczynienie wykazując, jaką szkodę poniósł, np. szkodę wizerunkową jako znany dziennikarz.  To jest przestępstwo umyślne, które powoduje, że skazany ma odnotowane w papierach, że był karany. Nie może zajmować więc funkcji publicznych.

Sprostowanie może zawierać kłamstwa

Można też przy tego typu naruszeniach zastosować prawo prasowe - sprostowanie. Kieruje się wtedy takie pismo do redaktora naczelnego. - Nie wiem, czy redaktor Rymanowski się powoływał na sprostowanie, ale przesłanką z oskarżenia prywatnego z art. 212 kk nie jest na pewno, czy ktoś zostanie wezwany do sprostowania czy też nie - tłumaczy adwokat Korpetta.

W orzecznictwie Sądu Najwyższego jest stanowisko, iż przy ocenie, czy sprostowana informacja jest nieprawdziwa lub nieścisła decydujące znaczenie ma subiektywny punkt widzenia zainteresowanego, nie zaś obiektywna prawdziwość informacji ustalona w postępowaniu dowodowym. Dziennikarze często mówią, że muszą publikować sprostowania zawierające nieprawdziwe fakty typu "prostujemy, że ziemia jest płaska".
- Proces o sprostowanie artykułu prasowego nie jest procesem o naruszenie dóbr osobistych. Sąd w postępowaniu dowodowym nie czyni tu ustaleń co do prawdziwości faktów, które są elementem zarówno materiału prasowego, jak i treści sprostowania, które ma być opublikowane - mówił sędzia Sądu Najwyższego Paweł Grzegorczyk na rozprawie zdalnej dotyczącej reportażu w TVN24 o fermie drobiarskiej. - Z tego wynika również i to, że obowiązek sprostowania informacji nie jest równoznaczny z wycofaniem się z informacji zawartych w materiałach prasowych. Nie przesądza o ich nieprawdziwości. Chodzi tylko o umożliwienie bohaterowi materiału prasowego przedstawienie własnego stanowiska przed tym samym audytorium - dodaje sędzia Grzegorczyk.

Czytaj: SN: Sprostowanie do reportażu o "odświeżaniu jaj" w TVN nie jest nadużyciem prawa>>

Dowody na prawdę obiektywną

Radca prawny dr Krzysztof Drozdowicz potwierdza, że jedynie w sprawach o nakazanie opublikowania sprostowania przedmiotem postępowania dowodowego nie jest badanie prawdziwości inkryminowanego materiału prasowego.  - W procesach tych postępowanie dowodowe w zasadzie sprowadza się do badania, czy wniosek o sprostowanie został prawidłowo sporządzony pod względem formalnym oraz czy redaktor naczelny miał podstawy żeby odmówić publikacji sprostowania. Dlatego coraz częściej postępowania te stają się alternatywą dla dochodzenia roszczeń o ochronę dóbr osobistych - twierdzi dr Drozdowicz.

- Postępowanie dowodowe w sprawach o ochronę dóbr osobistych oraz o zniesławienie obejmuje dochodzenie prawdy, chyba że dziennikarz przyzna się do opublikowania nieprawdy. W praktyce taka sytuacja zachodzi stosunkowo rzadko - dodaje.

 
Ochrona czci i godności

Dr Witold Zontek z Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego twierdzi, że co roku sądy skazują dwie, trzy osoby za pomówienie z art. 212 k.k. Dziennikarze należą tutaj do rzadkości, a wyroki więzienia się właściwie nie zdarzają. Za zniewagę z art. 216 kk w 2020 r. odpowiadało  988 osób - informuje Ministerstwo Sprawiedliwości.

- Nigdy kłamstwo nie jest uzasadnione społecznie - podkreśla dr Zontek. - Z dziennikarskiego punktu widzenia na prawo do informacji, dziennikarze nie powinni być ścigani z art. 212 kk, ale z drugiej strony - machina dziennikarska potrafi działać tak bardzo zniesławiająco, że musi istnieć wentyl bezpieczeństwa dla osób pokrzywdzonych. W ekstremalnych przypadkach. Zwłaszcza, gdy dziennikarze nie stosują nawet minimalnych zasad rzetelności.

Ostatnio szerokim echem odbił się proces karny przeciwko redaktor Ewie Siedleckiej z Polityki. Dwaj sędziowie Konrad Wytrykowski z Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i Maciej Nawacki z Sądu Rejonowego w Olsztynie, członek Krajowej Rady Sądownictwa, jako oskarżyciele prywatni wnieśli o ukaranie dziennikarki grzywną i karą pozbawienia wolności na cztery miesiące. Dlatego, że miała ona na Twitterze posądzić ich o udział w tzw. aferze hejterskiej. Sąd orzekł, że oskarżona ma zapłacić w sumie 7 900 zł - nawiązkę, koszty procesu -  na rzecz Skarbu Państwa i pokrzywdzonych.

Dziennikarka została uznana winną popełnienia przestępstwa z art. 212 kk i art. 216 kk par. 2, czyli zniewagi. Ten ostatni mówi, że kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Sędzia sprawozdawca wyjaśnił, że w procesach z art. 212 kk dotyczących dziennikarzy nie dochodzi się prawdy, a jedynie ocenia rzetelność. - Rzetelność informacji nie koliduje z wolnością prasy - mówił sędzia i powołał się na komentarz do art. 12 prawa prasowego. - Jedynie staranne i rzetelne dziennikarstwo jest zdolne wcielić w życie prawo do informacji - dodał.

Dziennikarze mają problem z udowodnieniem, że stawiali prawdziwe zarzuty. Niekiedy przypuszczenie, że zarzut opisany przez dziennikarza jest prawdziwy wystarczy, gdy przeprowadził on rzetelne badanie sprawy. - Skazanie na grzywnę redaktor Ewy Siedleckiej za zniesławienie dwóch sędziów, rzekomo uczestniczących w aferze hejterskiej, wydaje się nie do końca zrozumiałe. Biorąc pod uwagę jej rzetelność i wieloletnie doświadczenie w zawodzie i estymę, jaką się powszechnie cieszy jako dziennikarka - mówi dr Witold Zontek z Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Jeśli dziennikarz zrobił wszystko co możliwe, aby zarzut zweryfikować, to nie można mówić o umyślnym przedstawieniu fałszywej informacji. Na tym polega m.in. dziennikarstwo śledcze, że buduje się obraz zdarzenia na podstawie poszlak, które należy weryfikować i ocenić wedle najlepszych standardów warsztatu. Prawo musi tolerować pewien margines błędu czy niepewności. Art. 212 k.k. powinien być, w przypadku dziennikarzy zarezerwowany wyłącznie dla spraw rozmyślnego posługiwania się kłamstwem w celu zdyskredytowania kogoś. W podobnym tonie wypowiada się m.in. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu - dodaje.

Prawa człowieka

Przesłanka prawdziwości wydaje się być zgodna również z orzecznictwem strasburskim. Europejski Trybunału Praw Człowieka wymaga bowiem, by opinie oparte były na dostatecznej podstawie prawnej (sufficient factual basis), a wypowiedzi o faktach bazowały na dostatecznie ścisłej oraz wiarygodnej podstawie faktycznej.

Choć jakby od kanonu przedstawiania tylko prawdy przez dziennikarzy odbiega orzeczenie zapadłe w sprawie Lepojić v. Serbia , w którym pięciu sędziów siedmioosobowego składu Trybunału w Starburgu uznało, że "autor wypowiedzi o faktach miał pewne podstawy by wierzyć w prawdziwość swoich oskarżeń".

Karać dziennikarza więzieniem?

Prawnicy są podzieleni co do karania więzieniem dziennikarzy za zniesławienie. – Jestem za depenalizacją zniesławienia. Uważam, że kara pozbawienia wolności w takim przypadku to jest przesada. Sądy w ogóle nie powinny się tym zajmować. W zupełności wystarczy ochrona dóbr osobistych przewidziana w kodeksie cywilnym. To jest mój pogląd i takie postulaty były zgłaszane niejednokrotnie – podkreśla adwokat i prof. nauk prawnych Piotr Kruszyński, wieloletni dyrektor Instytutu Prawa Karnego Wydziału Prawa i Administracji UW.

Zdaniem adwokata Wojciecha Korpetty, czynienie wyjątków dla dziennikarzy i niekaranie ich w procesie za zniesławienie nie jest zasadne. - Dziennikarze są tak samo ludźmi, którzy podlegają zasadom prawa karnego jak wszyscy pozostali obywatele. Nie widzę podstaw, aby dziennikarze mieli być wyłączeni. I nie chodzi o to, aby dziennikarzom zamykać usta, tylko by ich wypowiedzi były kulturalne i stonowane. W sumie - moim zdaniem - ludziom, którzy wnoszą akt oskarżenia o ukaranie osoby zniesławiającej chodzi bardziej o satysfakcję niż o pieniądze. Dlatego, że sądy karne zasądzają na ogół symboliczne kwoty 500 zł, tysiąc, dwa tysiące - wyjaśnia adwokat Korpetta.

Według dr Zontka, priorytet powinna mieć droga cywilna, tylko, że ta droga jest bardzo problematyczna. Dlatego, że ciężar dowodu spoczywa po stronie powodowej. Nie wiadomo też, czy dziennikarz ma pieniądze, aby wypłacić zadośćuczynienie. Poza tym dziennikarz może zasłonić się tajemnicą dziennikarską.

Natomiast przepis karny jest ekstremalnym przypadkiem. - Znieważony chce ukarać i potępić sprawcę za zło, kłamstwo, zniszczenie dobrego imienia. Chodzi o to, że nie można niszczyć kogoś kłamstwami, a obecnie media mają nieprawdopodobną siłę oddziaływania - uważa dr Zontek. 

Jak mówią prawnicy, sprostowanie nie spełnia takich oczekiwań osoby pomówionej. Sprostowanie ukaże się po dwóch latach od publikacji, małym drukiem i satysfakcji nie przynosi.

Dziennikarz może uniknąć zarzutu o zniesławienie. Służy temu art. 213 kk, który stanowi, że nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący osoby publicznej lub dzieje się to dla ochrony interesu publicznego.

Odpowiedzialność za prawdę

- Pamiętać należy, że według polskiego prawa odpowiada się także za zarzut prawdziwy, nie tylko kłamstwo o kimś - wskazuje dr Zontek. Ale zastrzega, że nie dotyczy to osób publicznych.  - Wtedy, gdy stawiamy zarzut, który może kogoś poniżyć lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla zajmowanego stanowiska. A więc jeśli dziennikarz napisałby prawdziwą informację, zniesławiającą, to nie popełnia przestępstwa, gdy chodzi osobę publiczną. Możemy pisać brutalną prawdę o funkcjonariuszach publicznych i gdy służy to obronie społecznie uzasadnionego interesu publicznego. To dotyczy zajmowanego stanowiska, ale jeśli piszemy o życiu prywatnym tych osób, potrzebny jest dowód prawdy.

Przepis mówi, że jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego osoby pełniącej funkcję publiczną, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.

Gwarancje wolności prasy

Trybunał Konstytucyjny dwa razy zajmował się zniesławieniem. Za pierwszym razem, w wyroku z 30 października  2006 r., TK uznał, że art. 212 k.k. jest zgodny z art. 14 i 54 ust. 1 Konstytucji RP gwarantującymi, odpowiednio, wolność prasy i słowa.

W kolejnym wyroku – z 12 maja 2008 r. – TK orzekł natomiast o niezgodności art. 213 § 2 k.k. z ustawą zasadniczą w części obejmującej zwrot „służący obronie społecznie uzasadnionego interesu”, gdy zarzut dotyczy postępowania osób pełniących funkcje publiczne.

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy w 2007 r. przyjęło rezolucję nr 1577 (2007) pod sugestywnym tytułem „Ku dekryminalizacji zniesławienia”. Akt ten wzywa przede wszystkim do natychmiastowej eliminacji kary pozbawienia wolności z krajowych regulacji. Dopuszcza ją jedynie w przypadku nawoływania do przemocy, mowy nienawiści i promowania negacjonizmu ( pogląd, który neguje rzeczywistość historyczną oraz zakres Holokaustu). Zawiera również postulaty uchylenia przepisów przyznających wzmożoną ochronę osobom publicznym.  

W ostatnim czasie, zarówno  Europie, jak i poza nią zaobserwować można nurt depenalizacyjny. Z kary izolacyjnej zrezygnowały m.in. Bułgaria, Chorwacja, Macedonia i Serbia.

W Wielkiej Brytanii, Irlandii, na Cyprze i Ukrainie, w Meksyku czy Nowej Zelandii zniesławienie nie stanowi już przestępstwa.