22 stycznia zgromadzenie ogólne sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej wybrało trzech kandydatów na prezesa izby. Spośród nich wyłoni go prezydent. Wśród kandydatów nie ma p.o. prezesa sędziego Dariusza Czajkowskiego. W rozmowie z Prawo.pl podsumowuje swoją dotychczasową pracę i funkcjonowanie izby. 

 


Patrycja Rojek-Socha: Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych do jedna z dwóch nowych izb, które powstały na podstawie nowej ustawy o SN.  Nowa izba, nowi sędziowie, czy można powiedzieć, że wszystko już działa? 

Dariusz Czajkowski: Mijają zaledwie trzy miesiące od daty, kiedy prezydent powołał  mnie do pełnienia funkcji tymczasowego prezesa izby. Gdy sędziowie po odebraniu aktów nominacyjnych pojawili się w październiku ubiegłego roku w Sądzie Najwyższym, izba nie miała niczego: ani sekretariatu, ani pomieszczeń i szaf na przechowywanie akt, ani nawet podstawowych materiałów biurowych.  W trzyosobowym pokoju, który zająłem, dopiero skręcano biurko, nie było komputera. Wszystko należało organizować od początku. Ale sędziowie, mimo szeregu trudności, na bieżąco orzekają, a ze względu na rodzaj i przekrój tematyczny spraw, z których wiele jest wielotomowych, trudnych i już "przeleżałych", jest to praca wykonywana w sposób odpowiedzialny, a nie pozorowany.

Czytaj: SN pracuje nad pierwszą skargą nadzwyczajną>>

Skargi nadzwyczajne, skargi na przewlekłość, dużo jest zaległości? 

Do tej pory wpłynęły tylko cztery skargi nadzwyczajne: trzy w sprawach karnych i jedna cywilna. Po trzech miesiącach mamy sekretariat, zatrudnionych w nim pracowników o wysokich kwalifikacjach zawodowych, prawie wszyscy sędziowie mają już asystentów. Powołałem zespoły składające się z sędziów, które miały w sposób transparentny wybrać najlepszych z najlepszych – i to się udało. Dzięki sędziom, którzy podjęli się "społecznie" pełnienia faktycznej funkcji przewodniczących wydziałów, a przez to kontroli formalnej i wyznaczania spraw zgodnie ze swoją zawodową specjalizacją, orzekanie ruszyło niezwłocznie. Sprawy mamy powyznaczane do marca. Zbliżają się wybory parlamentarne i do Europarlamentu, będą do rozpoznania terminowe protesty wyborcze, a nie tylko skargi na przewlekłość, skargi nadzwyczajne, czy inne sprawy z zakresu prawa publicznego. 

Czy skargi nadzwyczajne, jeśli zacznie ich dużo wpływać - mogą przystopować pracę izby? Pytam, bo prokuratura i RPO mówią wprost o zalewie wniosków o takie skargi.

Jak najbardziej się tego obawiam i nie rozumiem tych, którzy już krytykują potrzebę powołania Izby Kontroli Nadzwyczajnej, czego właśnie dowodem ma być niewielka ilość skierowanych do tej pory skarg nadzwyczajnych. Należy jednak zwrócić uwagę, że jest to instytucja prawna zupełnie nowa i do zbadania wszystkich obywatelskich podań o skargę nadzwyczajną potrzeba czasu.  Za wcześnie zatem na jakiekolwiek wnioski. I jeszcze raz powtarzam, to tylko wycinek naszej kompetencji orzeczniczej.

Czytaj: Błąd medyczny - pierwsza skarga nadzwyczajna do Sądu Najwyższego>> 

Co w ocenie Pana Prezesa jest największą trudnością albo wyzwaniem przy badaniu takich spraw?

Skarga nadzwyczajna jest instytucją nową, która nie doczekała się jeszcze opracowań doktrynalnych. Przed sędziami nowej Izby stoi wielka odpowiedzialność, wszak niejednokrotnie przyjdzie rozstrzygać o sprawie, w której wypowiadał się już Sąd Najwyższy w ramach postępowania kasacyjnego. Choć oczywiście zarzuty przeciwko zaskarżonemu rozstrzygnięciu nie mogą być tożsame, o czym stanowi art. 90 par. 2 ustawy o SN. W przeszłości, jako sędzia delegowany z sądu apelacyjnego, łącznie przez okres półtora roku orzekałem w Izbie Karnej SN. Wielokrotnie w ramach kontroli kasacyjnej analizowałem sprawy, w których wyrok już na pierwszy rzut oka budził zasadnicze aksjologiczne zastrzeżenia, ale nie można go było wzruszyć tylko z tego powodu,  że na skutek źle napisanej kasacji nie było do niego "dojścia". A przecież Sąd Najwyższy co do zasady orzeka w granicach kasacji. Oczywiście, można czasem było wyrok podważyć stosując inny sposób wykładni, wyłamujący się poza przyjęte schematy, ale na podstawie swojego doświadczenia muszę powiedzieć, że było to bardzo trudne. W skrajnych przypadkach musiałem sięgnąć po instytucję zdania odrębnego. Zapewniam, że sędziemu delegowanemu, któremu sumienie nakazuje sprzeciwić się poglądom reprezentowanym przez pozostałych członków składu, doświadczonych sędziów SN - poglądom opartym często na tzw. utrwalonym dorobku doktryny i orzecznictwa – nie przychodzi to łatwo. 

Czytaj: Skarga nadzwyczajna w kolizji ze skargą o stwierdzenie niezgodności z prawem>>

 

Dlaczego? 

Przede wszystkim z powodu wewnętrznej odpowiedzialności za podjętą decyzję, która stoi w opozycji do utartych prawniczych schematów, którym nikt do tej pory nie potrafił się sprzeciwić. Zawsze budzi się ten wewnętrzny niepokój, który nakazuje zadać pytanie: co będzie, jeśli się mylę? Niełatwo jest sędziemu żyć z łatką twórcy jurysdykcyjnych ekscesów. 

Jak Pan ocenia sytuację w SN, można powiedzieć, że się normalizuje? 

Atmosfera w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej - moim zdaniem - jest doskonała. Sędziowie są pełni zapału do pracy, wzajemnie sobie pomocni i życzliwi. Bez ich pomocy trudno byłoby mi zorganizować jej pracę. Wydaje mi się, że mniej jest też przejawów ostracyzmu, który spotykał nas wcześniej ze strony wielu "starych" sędziów Sądu Najwyższego. Jestem szczególnie wdzięczny pani Pierwszej Prezes Małgorzacie Gersdorf, która jako jedyna z grona prezesów skorzystała z zaproszenia i zaszczyciła nas swoją obecnością na świątecznym spotkaniu, przełamała się z nami wigilijnym opłatkiem. Moi sędziowie natomiast praktycznie w komplecie skorzystali z zaproszenia Pierwszej Prezes, biorąc udział w zorganizowanym przez nią spotkaniu noworocznym.

A warunki pracy? 

Wprawdzie problem lokalowy Izby nie został jeszcze rozwiązany, ale jest nadzieja, że niedługo to nastąpi. Najważniejsze jest, by odbyło się to w zgodzie z uregulowaniami Regulaminu, który stanowi, że siedzibą Sądu Najwyższego jest gmach przy Placu Krasińskich 2/4/6. Wszystkie Izby Sądu Najwyższego muszą mieć siedzibę w tym samym gmachu, a nie w jakimś budynku położonym na zewnątrz. Nie rozumiem, dlaczego przez tyle lat nie udało się rozwiązać problemu jednolitej siedziby najważniejszego sądu Rzeczpospolitej. Budynek, który powinien być przede wszystkim dla niego, zajmują też inne instytucje sądowe i państwowe.

Czyli kto - w Pańskiej ocenie - powinien gmach opuścić? 

Nie Izby i sędziowie, ale aparat urzędniczy i pomocniczy Sądu Najwyższego, który nie jest bytem istniejącym dla samego siebie, tylko pełni rolę służebną wobec zadań orzeczniczych wykonywanych  przez Sąd. Przedstawiłem w tym zakresie odpowiednie propozycje Pani Pierwszej Prezes i szefowi jej Kancelarii.

Czytaj: Sąd Najwyższy jeszcze sam nie uchyla swoich ostatecznych orzeczeń>>

Jak podsumuje Pan swoją krótką prezesurę?

Trzymiesięczny okres organizowania wszystkiego od początku dostarczył mi nie tylko satysfakcji, że się udało, ale i tylu trosk, że wystarczy mi do stanu spoczynku. Walczących o ideę wolnych sądów, które wolne są i będą, chcę uspokoić, że tym czasie nie kontaktował się ze mną żaden polityk, żaden urzędnik i nikt – włącznie z ministrem sprawiedliwości, którego osobiście nie znam i nigdy z nim nie rozmawiałem - nie próbował wpływać na moje decyzje, a tym bardziej na sędziowską niezawisłość. Teraz chcę się zająć wyłącznie orzekaniem. Podstawy funkcjonowania Izby zostały stworzone. Atmosfera wśród sędziów i pracowników Izby jest wyśmienita, a moją satysfakcją jest to, że już kolejny pracownik z innej komórki sądowej chce się przenieść do nas mimo że mamy zdecydowanie gorsze warunki pracy niż inne izby.