Grażyna J. Leśniak: Według rządu,  nowe zwolnienie od podatku dla osób młodych, do ukończenia przez nie 26. roku życia i do wysokości pierwszego progu podatkowego, czyli kwoty nieprzekraczającej 85 528 zł rocznie, to pierwszy krok w kierunku zmniejszenia klina podatkowego, czyli różnicy między tym, co podatnik dostaje „na rękę” a kwotą, którą na jego zatrudnienie wydaje firma. Czy to prawda?

Przemysław Hinc: Propozycja dotyczy likwidacji jednego z elementów klina podatkowego, ale tak naprawdę nie obniża kosztów zatrudnienia. Bo nie będzie opłacana tylko zaliczka na podatek od wynagrodzeń lub zleceń, o ile dochody tych młodych ludzi nie przekroczą kwoty 85 528 zł. Proszę jednak pamiętać, że zaliczka płacona do urzędu skarbowego jest pomniejszana o kwotę składki na ubezpieczenie zdrowotne. Zatem wpłacana nie jest wyliczona zaliczka na PIT, ale taka zaliczka pomniejszona o możliwą do odliczenia część składki na ubezpieczenie zdrowotne. Z kolei podstawę do tego ubezpieczenia stanowi wynagrodzenie brutto po odjęciu przypadającej na pracownika kwoty składki na ubezpieczenia społeczne. Podstawa naliczenia składek się nie zmieni, odpadnie tylko sama zaliczka na PIT.

Na pewno nie spadnie koszt zatrudnienia przy najniższym wynagrodzeniu za pracę, ale może być nieco tańsze zatrudnienie osoby, która nie ukończyła 26 roku życia i uzyskiwałaby wynagrodzenie wyższe, niż minimalne. Z tym, że wielkiego obniżenia kosztu zatrudnienia tu nie widzę. Ponieważ pracodawca i tak będzie musiał zapłacić składki na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne oraz FP i FGŚP, w tej samej wysokości, w jakiej płacił je do tej pory. Politycznie będzie się to dobrze sprawdzało, bo będzie można powiedzieć, że obiecaliśmy likwidację podatku dochodowego i tego podatku nie ma.

 

Ale pracownik dostanie „na rękę” więcej pieniędzy…

W sumie tak, ale fortuny z tego nie będzie. I tylko wówczas, gdy nie spadnie wynagrodzenie brutto.

 

Czy 85 528 zł jest kwotą netto?

To jest kwota dochodu. W tym przypadku podstawą będzie przychód, który będzie równał się dochodowi. Ten dochód zostanie pomniejszony o składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne oraz pozostałe fundusze, potrącane z wynagrodzenia pracownika i dopiero wówczas uzyskamy taki dochód netto, czyli kwotę do wypłaty „na rękę”.

 

O ile więcej w takim razie młodzi ludzie zarobią „na rękę”?

Przy wynagrodzeniu minimalnym, które w tym roku wynosi 2250 zł brutto, taka osoba otrzyma o 133 zł więcej. Oczywiście przy wyższym będzie to wielokrotność tej kwoty.

Zobacz również: Niższy PIT i wyższe koszty podatkowe jeszcze w tym roku >>

W pierwszych komentarzach do ustawy podnoszone były kwestie dyskryminacyjnego charakteru proponowanego rozwiązania. Czy Pan podziela te zarzuty?

To jest niestety takie bardzo dziwne różnicowanie pracowników, które opiera sią na kryterium wieku. Nie dotyczy to pracowników, którzy zarabiają niedużo, ale pracowników, którzy są młodzi, czyli zarabiają mniej, gdyż są na początku swojej drogi zawodowej. Ale w pewien sposób dyskryminuje to nieco starsze osoby, które też mogą być na początku swojej drogi zawodowej, jak na przykład absolwenci studiów wyższych. Moim zdaniem jest to dyskryminacja ze względu na wiek i wykształcenie.

Oczywiście jest to ulga podatkowa. Katalog ulg w podatku dochodowym ustawodawca może opierać na różnych mierzalnych kryteriach. Można na przykład zwalniać z niektórych podatków osoby młode (uczniów), osoby starsze (emeryci), lub określonego rodzaju dochody. Różnica polega na tym, że tu jedynym kryterium zwolnienia nie jest ani sytuacja materialna, ani osobista, a nawet nie służy to wsparciu pewnych gałęzi gospodarki, ale jedynym wyznacznikiem jest metryka.

Co do zasady, na rynek pracy wchodzą osoby po zakończeniu cyklu nauki. Dopiero wtedy zaczynają osiągać realne dochody. Wcześniej zasilają rynek pracy osoby posiadające niższe wykształcenie, a kształcące się w szkołach technicznych i studiujące - znacznie później. Tak więc osoby chcące uzyskać wyższe wykształcenie, są w tym momencie dyskryminowane, bo one z tego dobrodziejstwa skorzystają tylko trochę i dużo później. Oczywiście znam wielu studentów, którzy podejmują jakieś zajęcia zarobkowe w czasie studiowania, czasami nawet dobrze płatne, ale często chodzi im o zdobycie stażu pracy, nabycie pewnych umiejętności czy praktyki, a to nie są najlepiej płatne zajęcia. Tymczasem osoby kończące swój proces edukacji dużo wcześniej, na etapie szkoły zawodowej, wchodzą na rynek pracy po ukończeniu 19. a czasami już od 18. roku życia i one przez siedem lat będą z tej ulgi korzystały. O ile oczywiście będą utrzymywać swoje dochody w graniach kwoty zwalniającej z opodatkowania. A te granice wcale nie są niskie, bo 85 528 zł rocznie to 7127 zł miesięcznie, czyli ponad trzykrotnie więcej, niż minimalne wynagrodzenie za pracę, a nawet prawie dwa razy więcej niż przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej.

To jednak nie koniec dyskryminacji, bo moim zdaniem można też mówić o dyskryminacji w dostępie do pracy. Oczywistym jest, że tam gdzie to tylko będzie możliwe pracodawcy mogą poszukiwać pracowników młodszych, bo nawet przy minimalnym wynagrodzeniu za pracę ten pracownik zarobi więcej o 133 zł od swojego nieco starszego kolegi i będzie bardziej skłonny pracować nawet za to minimalne wynagrodzenie, niż pracownik, który przekroczy owe 26 lat. Dla pracodawcy przy tym samym wynagrodzeniu brutto, czyli tym samym koszcie zatrudnienia. Dzięki nowemu zwolnieniu podatkowemu na ryku pracy pojawią się dwie kategorie pracowników: jeden będzie atrakcyjniejszy od drugiego, a jedynym kryterium rozróżniającym będzie wiek. Akurat w mojej pracy doradcy podatkowego trudno jest znaleźć pracownika, który wcześniej byłby odpowiednio wykształcony, tak samo w innych zawodach prawniczych, medycznych czy związanych z edukacją. Ale są takie zawody, w których proces nauczania kończy się już w wieku 18, 19 lat. Na przykład fryzjerka w wieku 19 lat, już po zdaniu egzaminów czeladniczych może spokojnie podąć pracę. I ona będzie atrakcyjniejsza dla swojego pracodawcy jako pracownik, niż pani pracująca w tej samej branży, która ma powiedzmy 30 lat. Młodsza będzie po prostu tańsza a nie mówimy tu o tych 133 zł.

 

Czy zwolnienie może być zachętą do nadużyć?

Tak. Warto powiedzieć o patologii, jaka może się pojawić i dlatego dobrze by było, aby ustawodawca wprowadził jednak jakiś mechanizm zabezpieczający. Chodzi o możliwość „zatrudniania” osób młodych wyłącznie w celu obniżenia własnego obciążenia podatkowego.

 

Jeśli mam przychód powiedzmy 90 tys. zł a wydatek na wynagrodzenie pracownika to 85 528 zł, to urząd skarbowy może to przecież zakwestionować…

Nie może, bo nie ma takiego mechanizmu. 

 


Czy chce Pan powiedzieć, że może stworzyć się rynek fikcyjnych pracowników do nabijania kosztów przedsiębiorcom?

Może. Oczywiście musimy pamiętać, że tutaj trzeba będzie zapłacić ZUS, więc to nie będzie takie hurra optymistyczne rozwiązanie. Ale tak naprawdę nawet ten ZUS jest dla pracodawcy kosztem, więc taki pracownik jest tańszy o całe 18 proc. podatku. Ale jest też inne zagrożenie dotyczące na przykład tego, że taka młoda osoba, która wejdzie w ten układ, będzie miała świadczenie chorobowe, co jest nie bez znaczenia, gdy np. postanowi zajść w ciążę.  Niestety nie można wykluczyć, że tak właśnie będzie, bo nie ma mechanizmu zabezpieczającego.

 

Czy istnieje ryzyko, że to nowe zwolnienie tak zmodyfikuje rynek pracy, że część pracowników straci pracę?

Takie ryzyko istnieje. Może dochodzić do sytuacji, że osobom, które będą kończyły  26. rok życia nagle zmienią się warunki umowy o pracę. Już byliśmy też świadkami wypowiadania umów o pracę i przechodzenia dotychczasowych pracowników na samozatrudnienie, czyli wypychania tych ludzi z umów o pracę na jakieś inne formy zatrudnienia. Niestety, nie ma kompleksowego spojrzenia na rynek pracy i działalności gospodarczej oraz brakuje instytucji publicznych kształtujących ten rynek w całości. Mamy tylko szybkie, doraźne, populistyczne i polityczne rozstrzygnięcia, które tak naprawdę nie przynoszą tym najbardziej zainteresowanym realnych korzyści, ale często same bywają źródłem nadużyć i patologicznych zachowań.