Naczelny Sąd Administracyjny po raz kolejny już przypomniał organom podatkowym, jak należy interpretować regulacje dotyczące skutków podatkowych używania przez pracowników służbowych samochodów do celów prywatnych. Od 2015 roku obowiązuje jeden – wydawać by się mogło – konkretnie i jednoznacznie brzmiący przepis. Zgodnie z jego treścią, jeśli pracownik korzysta prywatnie ze służbowych aut, pracodawca powinien mu naliczyć z tego tytułu przychód, dodać go do dochodów z umowy o pracę i pobrać podatek. Mówi o tym art. 12 ust. 2a ustawy o PIT. Wartość przychodu zależy od pojemności samochodu – w przypadku pojazdów do 1600 cm3 jest to 250 zł miesięcznie, do większych – 400 zł.

Zobacz również: NSA: Paliwo w służbowym samochodzie nie jest przychodem pracownika >>

Samochód to samochód

Organy podatkowe upierają się, że ryczałtowo określony przychód dotyczy tylko i wyłącznie samochodu, a nie dotyczy już paliwa. Ich zdaniem, przychód z tytułu prywatnego zużywania służbowej benzyny trzeba naliczać osobno. Pozostają przy tym głuche na argumenty sądów, które regularnie stają po stronie podatników. Sądy twierdzą, że ryczałtowy przychód ma obejmować wszystko, co wiąże się z korzystaniem ze służbowych pojazdów. O jakimkolwiek płaceniu dodatkowego podatku od benzyny nie powinno być więc mowy.

Benzyna to nie wszystko

Szkoda, że minęło już niemal pięć lat, a fiskus ciągle trwa przy swoim. Dzięki zmianie podejścia można byłoby przynajmniej ograniczyć koszty związane z funkcjonowaniem skarbówki i zmniejszyć liczbę składanych wniosków o interpretację. Wreszcie, mniej spraw trafiałoby do sądów administracyjnych. Teraz trend jest zgoła odwrotny. Tej kwestii nie można pominąć. Z drugiej strony, organy podatkowe nie działają przecież w próżni i zajmując po raz kolejny stanowisko niekorzystne dla podatników muszą przecież mieć świadomość, że sprawa i tak trafi do sądu. Tyle tylko, że podatnik będzie musiał czekać na zmianę decyzji kolejnych kilka lat. Bez zmiany podejścia fiskusa, podatki nigdy nie będą ani proste, ani przyjazne, ani przejrzyste, a do tego dąży ponoć Ministerstwo Finansów.

A może jednak powinniśmy się cieszyć, że jest tak, jak jest. Przecież fiskus próbuje doliczać przychody tylko od benzyny. Samochód do funkcjonowania potrzebuje jednak nieco więcej. Moglibyśmy więc mieć jeszcze gorzej. Skarbówka mogłaby przecież chcieć dodatkowego podatku od oleju, płynu hamulcowego, płynu do spryskiwaczy, wody do chłodnicy, itd. No i jest jeszcze przecież powietrze w oponach. To też można opodatkować.