Chodzi o poselski projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach dotyczących ochrony życia i zdrowia obywateli w okresie epidemii COVID-19, który w czwartek wieczorem wpłynął do laski marszałkowskiej (druk sejmowy nr 1981). Jak twierdzą jego autorzy, celem projektu jest wprowadzenie rozwiązań umożliwiających pracownikom nieodpłatne wykonywanie testów diagnostycznych w kierunku SARS-CoV-2, jak również pozwalających pracodawcom żądać od pracowników oraz osób wykonujących na rzecz pracodawcy pracę na podstawie umów cywilnoprawnych - podawania informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu diagnostycznego w kierunku Covid. - Konieczność wprowadzenia takich rozwiązań jest podyktowana potrzebą upowszechnienia wykonywania testów diagnostycznych, będących skutecznym narzędziem służącym zapobieganiu rozprzestrzeniania się wirusa SARS-CoV-2 – napisali posłowie PiS w uzasadnieniu.

Czytaj również: Kara za zakażenie współpracownika - nowy pomysł na walkę z epidemią

Zmiana frontu: testy zamiast szczepień, ale raz na 7 dni

Jak podkreślają projektodawcy, szczepienia ochronne przeciwko COVID-19 niewątpliwie znacznie ograniczają ryzyko zachorowania na COVID-19, a w przypadku zachorowania łagodzą przebieg choroby, jednak nie pozwalają całkowicie wyeliminować rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2. - Z tego względu konieczne jest wprowadzenie również innych instrumentów hamujących transmisję tego wirusa. Kierując się tym założeniem, w projekcie ustawy nie przewidziano odmiennych regulacji dotyczących wykonywania testów diagnostycznych w kierunku SARS-CoV-2 dla osób, które przebyły infekcję wirusem, osób, które poddały się szczepieniom ochronnym przeciwko COVID-19, oraz osób niezaszczepionych – przekonują autorzy projektu.

Przedłużamy bezpłatny dostęp do LEX Alert Koronawirus! >

- To jest najbardziej kuriozalny projekt ustawy, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem. Wygląda jak marzenie senne antyszczepionkowego legislatora – mówi dr Liwiusz Laska, adwokat, b. przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy. I punktuje: - Po pierwsze – nie reguluje kwestii szczepień i stara przerzucić się całą uwagę na testy. Skoro  autorzy kładą nacisk na testy, a nie na szczepienia, to oznacza to, że chroniona jest grupa przeciwników szczepień. Po drugie - zmusza do denuncjacji pracowników, którzy mają wskazywać innych pracowników jako źródło zakażenia. Projekt zniszczy więc ducha w załodze. Temu rozwiązaniu przeciwne są związki zawodowe. Po trzecie  – oskarżenie współpracownika powinno być oparte na dowodach, a nie na jakimś tam domniemaniu, że jak ktoś nie przedłożył testu to jest winny. Tak przygotowane wnioski sądy będą "utykać" u wojewodów, którzy będą musieli zlecać opinie biegłym lekarzom, a jak tego nie przeprowadzą - to będą odrzucane jeden za drugim przez sądy. Sam tryb administracyjny dla przyznawania odszkodowania osobie fizycznej od innej osoby fizycznej jest szczególnie nietrafiony. Po czwarte – projekt stanowi, że pracodawca może żądać od pracownika podania - nie częściej niż raz w tygodniu, informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2 wykonanego nie wcześniej niż 48 godzin przed jego okazaniem. A skoro „nie częściej niż” to oznacza to, że może żądać np. raz na 6 miesięcy i będzie kryty. Po piąte - projekt jest aż tak zły, że nienaprawialny.

W opinii dr Laski ten projekt nie ma niestety nic wspólnego z zapobieganiem rozprzestrzenianiu się piątej fali koronawirusa. Bo, jak mówi, jeśli przepisy faktycznie miałyby temu zapobiegać, to - biorąc pod uwagę fakt, iż do zakażenia Omikronem dochodzi po dwóch dniach od kontaktu - testy powinny tak naprawdę być robione co trzeci dzień.

- Patrząc na liczby dzienne zakażeń, projekt jest również absolutnie spóźniony. Przecież w chwili pierwszego czytania będziemy mieć dziennie 80 tys. dziennych zakażeń, a gdzie czas dla Senatu, Prezydenta - wskazuje dr Laska. I dodaje: - Wygląda raczej na to, że tło projektu jest czysto polityczne.

Koronawirus - cykl szkoleń dla przedsiębiorców >

Także zdaniem Katarzyny Lorenc, prezesa BIZYOU, eksperta BCC ds. rynku pracy oraz zarządzania i efektywności pracy, skandaliczne wydaje się obciążanie pracodawców odpowiedzialnością za ogniska zakażeń. - Pracodawcy przestrzegają przepisów BHP, to pracownicy przynoszą zakażenia do firmy. W tym sensie zakażenie jest zjawiskiem losowym. Pracodawca ma się wykazać należytą starannością. Udowadnianie, gdzie pracownik się zaraził będzie kończyć się w sądach. Czy na pewno państwo, jako pracodawca, jest gotowe na te odszkodowania – pyta Katprezes Lorenc. Jak twierdzi, wprowadzanie takiego przepisu przy Omicronie, który roznosi się w tempie natychmiastowym, może równać się zamknięciu małej firmy, w której doszło do zakażenia. - Żaden pracodawca nie planuje zapasu na pięciokrotność wynagrodzeń! To kolejne uderzenie w firmy w krótkim czasie. Trudno zrozumieć o co chodzi autorom. Chyba o zatrzymanie świetnej passy w rozwoju polskich firm – podkreśla.

 

Sprawdź również książkę: Obowiązek wykonywania pracy przez pracownika >>


Ryzykowne rozwiązania dla pracodawców

Zgodnie z projektem, obowiązkiem pracodawcy będzie zbieranie i przetwarzanie informacji o testach pracowników, ale tylko ujemnych, które ci będą mieli obowiązek robić raz na siedem dni. Pracownik, który podejrzewa, że zakaził się koronawirusem w zakładzie pracy lub innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy, będzie mógł złożyć pracodawcy w terminie 2 miesięcy od dnia zakończenia izolacji, izolacji w warunkach domowych albo hospitalizacji z powodu COVID-19, wniosek o wszczęcie postępowania o świadczenie odszkodowawcze z tytułu zakażenia koronawirusem od pracownika, który nie poddał się testowi diagnostycznemu w kierunku SARS-CoV-2.

- Założenia, które legły u podstaw tego projektu są na tyle abstrakcyjne, że trudno nawet analizować poszczególne przepisy i się do nich odnosić. Proponowane rozwiązanie opiera się na zbieraniu informacji o pracownikach, którzy przedstawili negatywny wynik testu albo odmówili współpracy z pracodawcą. Następnie zaproponowany mechanizm stwierdzania, że do zarażenia doszło właśnie w zakładzie pracy i od konkretnego pracownika, jest nierealny do wyegzekwowania i udowodnienia. Zaproponowana procedura doprowadzi do paraliżu organizacji i konfliktów między pracownikami.  Efekt tego – pod względem zabiegania rozprzestrzeniania się COVID-19 będzie wątpliwy, skoro testy mają być robione raz na siedem dni - mówi Robert Lisicki, dyrektor Departamentu Pracy Konfederacji Lewiatan. I dodaje: - Tak naprawdę będzie to poświęcenie czasu i środków na zabezpieczenie się przed wypłatą świadczenia odszkodowawczego. Ponieważ pracodawca, który nie wdroży tej procedury u siebie w zakładzie pracy, będzie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności odszkodowawczej. 

Jak zaznacza Robert Lisicki, kolejną kwestią budzącą spore wątpliwości jest to, czy wojewoda jako organ jest właściwy do rozstrzygania o wysokości świadczenia odszkodowawczego i jak będzie je miarkował. – Wdrożenie tego projektu to będzie duże ryzyko po stronie pracodawcy, zwłaszcza gdy spora część załogi nie będzie chciała współpracować – dodaje.

Zdaniem Marka Kowalskiego, przewodniczącego Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP), przepisy dotyczące testowania nie zapewniają żadnej ochrony przed narażeniem się na kontakt z osobą zakażoną – testowanie raz na tydzień jest daleko niewystarczające i podnosi ryzyko zakażenia w zakładzie pracy. - Aby zmniejszyć ryzyko zakażenia koronawirusem w miejscu pracy, pracodawcy powinni móc weryfikować status zdrowotny pracowników oraz osób związanych stosunkiem cywilnoprawnym. Natomiast nie do przyjęcia jest propozycja, aby pracodawcy musieli występować z roszczeniami przeciwko tym pracownikom, którzy są niezaszczepieni i spowodowali wzrost zachorowalności w zakładzie pracy – wśród współpracowników i osób trzecich. Występowanie z pozwami przeciwko pracownikom nie jest społecznie oczekiwanym kierunkiem rozwiązania problemu. To droga do eskalacji konfliktów w stosunkach pracy – uważa Kowalski.

Czytaj również: Rząd zamierza kontynuować pracę nad ustawą o weryfikacji szczepień

Przetwarzanie informacji o testach a RODO

Zgodnie z projektem, pracodawcy mają gromadzić i przetwarzać informacje o testach pracowników, także osób zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych.

- RODO generalnie dopuszcza, pod pewnymi warunkami, przetwarzanie danych osobowych o stanie zdrowia (np. w dziedzinie zdrowia publicznego), jednak to przepisy krajowe muszą ustalić i doprecyzować zasady w tym względzie - bez nich nie będzie możliwe przetwarzanie wrażliwych danych osobowych. W tym kontekście proponowany projekt powoduje więcej pytań niż określa jasne i jednoznaczne podstawy przetwarzania danych – mówi serwisowi Prawo.pl  prof. Grzegorz Sibiga, partner w kancelarii Traple, Konarski, Podrecki i Wspólnicy oraz kierownik Zakładu Prawa Administracyjnego w Instytucie Nauk Prawnych PAN.

LEX News: Jakich danych osobowych pracodawca może żądać od pracownika? >

I tłumaczy: - Po pierwsze regulacja prawna dotyczy tylko informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu diagnostycznego, a nie odnosi się w ogóle do danych o zaszczepieniu. Nawet w zakresie informacji o teście ogranicza się tylko do wyników negatywnych, a nic nie stanowi o kompetencji pracodawcy do gromadzenia także danych o pozytywnych wynikach. Po drugie, projekt nie dopuszcza w każdej sytuacji przetwarzania danych osobowych o negatywnych wynikach, ponieważ może to następować tylko, gdy jest „niezbędne do przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się COVID-19 w zakładzie pracy lub innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy”. To pracodawca musi ustalić, a następnie wykazać, czy taka sytuacja „niezbędności” ma miejsce.

Zdaniem prof. Sibigi, projekt ustawy nie uszczegóławia gwarancji ochrony już zgromadzonych danych osobowych ponad to, co zostało ustalone w RODO. - Stwierdzenie w projekcie, że przetwarzanie jest „dopuszczalne przez okres niezbędny do realizacji celów”, czy że dane „przechowuje się w sposób gwarantujący zachowanie ich poufności, integralności, kompletności oraz dostępności”, to zasadniczo powtórzenie generalnych zasad określonych w RODO. Tak samo jak wskazanie w projekcie, że „dane osobowe, których dalsze przetwarzanie jest zbędne do realizacji celu (…) podlegają niezwłocznemu usunięciu”. Faktycznie to pracodawca będzie musiał ustalić konkretny okres przechowywania danych osobowych, a proponowane przepisy mu w tym nie pomagają – podkreśla prof. Grzegorz Sibiga.

 

Gdzie te narzędzia dla pracodawców, by mogli dbać o BHP?

- To jest projekt ewidentnie pisany naprędce, który zawiera wiele kwestii nie do końca przemyślanych. Pracodawcy powinni mieć prawo do żądania testu niezależnie od jego wyniku, a nie tylko żądania testu negatywnego. Ponadto prawnicy powinni mieć prawo do wykonywania testów codziennie, a pracodawcy powinni mieć prawo do kierowania na takie testy. Jeżeli zaś chodzi o procedurę odszkodowawczą to jest pomysł absolutnie zły i grozi proceduralnym bałaganem. Z jednej strony nie daje się pracodawcy narzędzi do zapewnienia bezpiecznych warunków pracy, a z drugiej – chce się umożliwić dochodzenie odszkodowania od współpracowników czy samego pracodawcy za zakażenie w zakładzie pracy – zauważa Joanna Torbé, adwokat z kancelarii Joanna Torbé & Partnerzy, ekspert BCC ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych. I dodaje: - Jedynym dobrym rozwiązaniem jest bezpłatny test dla pracowników. Pracodawcy, zwłaszcza w przemyśle, w zakładach produkcyjnych, producenci leków czy żywności powinni mieć możliwość i prawo  codziennego testowania pracowników.

- Polska jest pierwszym krajem na świecie, który walczy z epidemią za pomocą testów, a nie szczepień. To całkowita kapitulacja przed antyszczepionkowcami. Projekt ustawy w ogóle nie przewiduje skutków odmowy pokazania negatywnego wyniku testu, poza całkowicie losowym ryzykiem wysokich konsekwencji finansowych. Jeżeli prawodawca poszukiwał sposobu wywarcia presji na osoby unikające testowania, to obrał wyjątkowo złą drogę. Znacznie bardziej prawdopodobnym skutkiem projektowanej ustawy będzie skonfliktowanie pracowników – zauważa z kolei Marek Kowalski. Według niego, pracodawcy powinni mieć możliwość sprawowania rzeczywistej kontroli nad ryzykiem wystąpienia COVID-19 w zakładzie pracy przez weryfikowanie certyfikatów szczepień pracowników, gdyż odpowiadają za stan bezpieczeństwa i higieny pracy. Ponoszą wszelkie ryzyka związane z pracą – gospodarcze, socjalne, osobowe. Powinni więc mieć narzędzia do wypełniania podstawowego obowiązku w zakresie bhp, zgodnie z art. 207 Kodeksu pracy. Zatem, żeby zmniejszyć ryzyko zakażenia koronawirusem w miejscu pracy, pracodawcy powinni móc weryfikować status szczepień pracowników przy wykorzystaniu instrumentów, które państwo w pełni im zapewni.

 

Sprawdź również książkę: Obowiązek wykonywania pracy przez pracownika >>


Absurd goni absurd

- W tej propozycji ustawy absurd goni absurd. Tak naprawdę trudno jest w jakikolwiek sposób ocenić jej pozytywne efekty dla ochrony miejsc pracy przed koronawirusem. Mamy wrażenie, że kolejny raz pozoruje się działanie, by sprawić wrażenie, że coś się dzieje, że nad czymś się pracuje. Wniosek jest taki, że przedsiębiorcy są zostawieni sami sobie w obliczu dramatycznych skutków piątej fali pandemii COVID-19. Jesteśmy zaskoczeni tej treści projektem ustawy i mówimy już dzisiaj, że w obecnej formie wywoła on więcej szkody niż pożytku – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. Zwraca uwagę, że testowani będą również ozdrowieńcy oraz pracownicy zaszczepieni – w praktyce więc, szczepienie nie jest benefitem. - Takie działanie wywoła chaos i konieczność gigantycznego zaangażowania organizacyjnego – ocenia Mojsiuk. Jak podkreśla, pracownicy będą mogli odmówić wykonania testu, a pracodawca nie będzie miał prawa takiego pracownika zwolnić, zawiesić czy delegować do innych obowiązków.

Jak mówi Hanna Mojsiuk, oczekiwania przedsiębiorców były bardzo  proste i formułowane od wielu miesięcy: ustawa o weryfikacji szczepień - taka, która chroni prawa pracownika i pracodawcy. Tymczasem przedsiębiorcy w czwartkowy wieczór otrzymali propozycje, która komentowana jest jako skandaliczna, nielogiczna i nierozwiązująca żadnego problemu. - Jako rozwiązanie problemu z galopującą ilością zakażeń, proponuje nam się ustawowego dziwoląga, który wprowadza wiele zamieszania, a nie rozstrzyga żadnych wątpliwości. Pracodawcy będą mogli zażądać przedstawienia negatywnego wyniku testu, który będzie nieobowiązkowy. Pracownik może odmówić przedstawienia go i nie spotka go za to żadna konsekwencja. Jeżeli dojdzie do zakażenia, to osoby nieprzetestowane będą potencjalnymi podejrzanymi o zakażenie. A co jeżeli wykonania testu odmówi kilkadziesiąt osób? Będzie losowanie winnego? Co jeżeli podejrzany będzie zaszczepiony? Co jeżeli zakażony zostanie zaszczepiony, a podejrzanym o zakażenie też będzie zaszczepiony? Jak będzie wyglądać śledztwo? Kto będzie prokuratorem a kto sędzią ? Czy pracownicy będą donosić na siebie nawzajem tylko po to, by otrzymać odszkodowanie? I jak w tym wszystkim ma odnaleźć się wojewoda, który będzie niczym Sherlock Holmes i będzie  musiał znaleźć winnego zakażenia innego pracownika? – wylicza wątpliwości Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. I dodaje: - Mam wrażenie, że zaproponowano nam rozwiązanie, które mnoży zamęt i nie jest odpowiedzią na żaden problem przedsiębiorców. Ta propozycja ustawy to największe nieporozumienie  legislacyjne, jakie widzieliśmy.