Od 1 stycznia 2022 roku, gdy w życie weszły przepisy podatkowego Polskiego Ładu, zmieniły się zasady płacenia i rozliczania składki zdrowotnej. Przede wszystkim zniknęła możliwość odliczenia w rocznym zeznaniu podatkowym (PIT) 7,75 proc. z 9 proc. zapłaconej w danym roku kalendarzowym składki zdrowotnej. Teraz wszyscy, także pracownicy, płacą 9 proc. i nic już nie odliczą, o czym już za chwilę przekonają się w zeznaniu podatkowym za rok 2022 nawet emeryci. A niektórzy, jak przedsiębiorcy, płacą całkiem sporo, w zależności od wybranej formy opodatkowania - dla niektórych podstawą jest osiągnięty w danym miesiącu dochód.

Teraz już jednak nawet ostatnim zwolennikom tej „reformy” (jeśli tacy jeszcze byli) powinny spaść łuski z oczu. Pytanie tylko, kiedy rządzący mijali się z prawdą: czy już wtedy, gdy w maju 2021 r. na swojej konwencji Zjednoczona Prawica ogłaszała zarysy Polskiego Ładu, czy teraz - gdy po cichu budżet państwa wycofuje finansowanie składki zdrowotnej za całą rzeszę Polaków, także tych najmłodszych. 

Czytaj w LEX: Podstawa wymiaru składki na ubezpieczenie zdrowotne – pojęcie dochodu >>>

Czytaj w LEX: Podstawowa opieka zdrowotna jako zadanie własne samorządu gminnego >>>

Chyba nikt tak mocno nie uderzył w podstawy krytykowanej od samego początku reformy składki zdrowotnej, jak zrobił to właśnie rząd i  Ministerstwo Zdrowia, które za system opieki zdrowotnej odpowiada. Nawet eksperci nie obnażyli tak dosadnie bezsensu tej niby "składki" ubezpieczeniowej, jak zrobił to minister Adam Niedzielski i jego resort, a wraz z nim rząd z premierem Mateuszem Morawieckim na czele, który tę propozycję skierował do Sejmu jako projekt rządowy.  

Czytaj również:
Rząd po cichu wycofał się z finansowania z budżetu składki zdrowotnej dla wielu osób>>
Składka zdrowotna – niesprawiedliwy podatek, który powinien trafić do Trybunału>>

Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?

Gdy rząd wprowadzał nowe zasady rozliczeń składki zdrowotnej, nie słuchał żadnych opinii i argumentów ekspertów. Żeby przekonać się, kto miał rację, nie trzeba było długo czekać. Rządzący szybko starali się naprawiać kolejnymi nowelizacjami ustaw podatkowych sypiący się pod ciężarem Polskiego Ładu system podatkowy. Polacy ciągle natomiast słyszeli, ile to pieniędzy przeznaczonych zostanie na opiekę zdrowotną i jakie to rząd ma plany zwiększania nakładów na służbę zdrowia do poziomu 7 proc. PKB w najbliższej przyszłości.

Takie były obietnice. A jaka jest rzeczywistość?

11 listopada 2022 r. Sejm uchwalił - przygotowaną przez Ministerstwo Zdrowia - rządową nowelizację ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz niektórych innych ustaw (druk sejmowy nr 2768). To w niej, swoim już zwyczajem, rządzący ukryli nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Zgodnie z propozycją rządu, przyklepaną przez posłów, od 1 stycznia 2023 r. budżet państwa nie będzie już przekazywał Narodowemu Funduszowi Zdrowia (NFZ) składek zdrowotnych m.in. za żołnierzy odbywających zasadniczą służbę wojskową, uczniów, dzieci przebywające w placówkach pełniących funkcje resocjalizacyjne, wychowawcze lub opiekuńcze lub w domach pomocy społecznej, za studentów czy doktorantów, a nawet niektórych kombatantów i osoby represjonowane. Wszystkie te osoby będą miały status osoby ubezpieczonej, choć budżet państwa od 1 stycznia nie przekaże za nie nawet złotówki składki zdrowotnej.

Dziś mamy pełne prawo poczuć się oszukani – wszyscy, jak jeden mąż. I to zarówno ci biedniejsi, którzy od ust sobie odejmują, byle tylko zapłacić składkę zdrowotną, jak i ci zamożniejsi, którzy mają tylko płacić (im więcej – tym lepiej, dlatego rząd nie przewidział żadnego ograniczenia w wysokości płaconej składki zdrowotnej na wzór trzydziestokrotności, jaka obowiązuje w ubezpieczeniach społecznych), w zamian nie oczekując nawet lepszego poziomu świadczeń.

Czytaj w LEX: Dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne - komentarz praktyczny >>>

Co więcej, nie wiadomo nawet, jakimi kryteriami kierowało się Ministerstwo Zdrowia, wybierając grupy osób, za które budżet państwa nie będzie już finansował składek na ubezpieczenie zdrowotne. Nawet słowem nie wspomniał o tym resort zdrowia w uzasadnieniu do rządowego projektu ustawy. Nie podano też dokładnej liczby osób (pacjentów), za których składka zdrowotna nie będzie już przez państwo opłacana, a którzy ze świadczeń opieki zdrowotnej będą korzystali na równi z tymi, którzy ją płacą. Zresztą rządzący nie chcieli chyba zbytnio się chwalić przygotowywanymi zmianami, skoro projekt nie trafił do konsultacji publicznych, przez co partnerzy społeczni nie mieli nawet szansy na jego temat się wypowiedzieć.

Czytaj także: Rząd szuka oszczędności i sięga do kasy NFZ - Senat ocenia nowelizację>>

Na usta ciśnie się więc jedno porównanie. To jest tak, jakby rząd powiedział całemu społeczeństwu i każdemu z Polaków z osobna: - Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?
O ile w „Misiu” było to może jeszcze zabawne, tak teraz śmieszne wcale nie jest. 

 


Optymalizacja, czyli co?

Można zastanawiać się, po co rządowi ten miliard złotych (bo tyle ma zyskać budżet państwa oszczędności) i co zrobi z tymi pieniędzmi Ministerstwo Zdrowia. Czy będzie przekazywało pieniądze na bieżąco wszędzie tam, gdzie kołdra okaże się za krótka, czy też dołoży się do poszukiwanych przez rząd oszczędności w związku z trudną sytuacją budżetu? Dlaczego rząd każe zaciskać pasa Narodowemu Funduszowi Zdrowia, który na leczenie Polaków będzie miał miliard złotych mniej, bo rząd w żaden sposób tego ubytku mu nie zrekompensuje. No i wreszcie, gdzie to dobro społeczeństwa, które rządzącym tak ponoć leży na sercu? Przecież Polakom i bez składki zdrowotnej w obecnym kształcie jest ciężko z powodu szalejącej inflacji, która drenuje ich portfele. 

Nie spodziewam się odpowiedzi. Przynajmniej nie teraz. 

Mnie jednak interesuje jeszcze jedna kwestia. A mianowicie zapowiadana optymalizacja. Zaproponowane w projekcie zmiany, w tym wycofanie się z finansowania z budżetu składki zdrowotnej dla wielu Polaków, mają być bowiem wprowadzane pod hasłem właśnie optymalizacji. - Projekt ma na celu optymalizację wydatkowania środków publicznych na cele ochrony zdrowia w ramach łącznej kwoty nakładów w tym obszarze określanej corocznie na podstawie przepisów ustawy dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych  – czytamy w uzasadnieniu do projektu. Jednocześnie w ocenie skutków regulacji (OSR) rządzący zapewniają o „jednoznacznie pozytywnym lub neutralnym charakterze projektu”.

Przyznaję, że już na samą myśl o optymalizacji w wykonaniu rządu i Ministerstwa Zdrowia mam gęsią skórkę. Może dlatego, że od razu moje myśli biegną do skarbówki i jej podejścia do optymalizacji w podatkach. Administracja skarbowa od lat traktuje bowiem stosowaną przez podatników optymalizację w rozliczeniach podatkowych jako obejście prawa a nie jako zgodne z prawem - i dopuszczalne - zmniejszenie obciążeń podatkowych.

O tym, czy Polacy mają powody obawiać się optymalizacji wydatków na opiekę zdrowotną w wykonaniu Ministerstwa Zdrowia, przekonamy się już wkrótce, bo po 1 stycznia.