Z najnowszych danych, do których dotarł serwis Prawo.pl, dotyczących sytuacji finansowej szpitali wynika, że całkowite zadłużenie wynosi 12,8 miliarda zł i jest o blisko miliard wyższe niż pod koniec 2017 roku. Resort zdrowia podkreśla, że okres rozliczeniowy kończy się pod koniec marca, dlatego te wyliczenia zostaną jeszcze skorygowane, ale niepokojące trendy już widać.

- Mam nadzieję, że te dane ulegną poprawie wraz z ostatecznym podsumowaniem ubiegłego roku przez Narodowy Fundusz Zdrowia, który przeznaczył dodatkowe pieniądze m.in. na rozliczenie programów lekowych – mówi Prawo.pl Sławomir Gadomski, wiceminister zdrowia. – Zakładam, że faktyczny, roczny wzrost zadłużenia szpitali może oscylować ok. 650 mln złotych - dodaje.

Wiceminister dodaje, co warte podkreślenia, że niemal 3/4 szpitali nie wykazało na koniec 2018 r. zobowiązań wymagalnych (czyli np. przeterminowanych płatności za leki czy sprzęt). Natomiast 80 proc. zobowiązań wymagalnych generuje zaledwie 5 proc. szpitali.

 

 

Nawet jeśli faktycznie zadłużenie nieco spadnie (bo przypomnijmy, że NFZ na programy poza umową ma przekazać 440 mln zł), to i tak całkowite zadłużenie szpitali wzrosło dużo więcej, niż przeciętnie w ostatnich latach. W latach 2014 i 2015 długi szpitali średnio wzrastały, rok do roku, o ok. 500 mln zł, a teraz może to być wzrost nawet o miliard złotych.

 

Pięćdziesiąt szpitali generuje 80 proc. długów - czytaj tutaj>>

Ryczałty za niskie, pacjentów za dużo

Wiceminister Gadomski tłumaczy, że jego zdaniem, ten wyższy przyrost zadłużenia może wynikać ze sposobu wyliczania ryczałtu w tzw. sieci szpitali.  

- Ryczałty były naliczane do tej pory na danych, które mogły nie odzwierciedlać faktycznego potencjału szpitala – podkreśla Gadomski. – Ryczałt na 2019 rok będzie ustalany już na podstawie wykonania z 2018 r., czyli pełnego rocznego okresu funkcjonowania w sieci. Wiemy, że dzięki temu szpitale na pewno otrzymają wyższe ryczałty w bieżącym roku.

Przypomnijmy, że od października 2017 r. obowiązuje nowa forma organizacji i finansowania szpitali, czyli tzw. sieć szpitali.  Najważniejsza zmiana polega na tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalom już nie za procedury medyczne jakie zrealizowały, ale finansuje je ryczałtem. To wcale nie oznacza, że w placówkach medycznych zniknął problem świadczeń wykonanych ponad ustalony limit.

Okazuje się, że dla wielu z nich stała, comiesięczna kwota jaką otrzymują z Funduszu, czyli ryczałt, wcale nie wystarcza na pokrycie potrzeb pacjentów, ale zgodnie z umową o tzw. nadlimity, szpital z sieci nie może już pozwać Funduszu. I tak tworzą się długi.

Marcin Pakulski, były prezes NFZ podkreśla, że sieć szpitali zdestabilizowała system, bo zamroziła finansowanie szpitali.

– Algorytm, według którego nalicza się ryczałt, nie został wymyślony po to, by reagować odpowiednio na potrzeby zdrowotne i np.: nagły wzrost zapotrzebowania na jakieś świadczenie, ale został wymyślony tak, by scementować wydatki  – podkreśla Pakulski.

Efekt jest taki, że szpitale muszą przyjąć więcej pacjentów w ramach ryczałtu, ale więcej pieniędzy za to nie dostaną. Może w następnym roku będą mieć wyższy ryczałt, ale te pieniądze znów będą musiały zarobić. Za pacjentów wcześniej przyjętych, pieniędzy już nie dostaną.

Ryczałt w sieci szpitali - czytaj tutaj>>

 


Zobowiązania wymagalne wyższe o 182 mln zł

Coraz większym problemem stają się zobowiązania wymagalne, czyli przeterminowane. To one sprawiają, że nad szpitalem ciąży widmo komornika, bo zalega z płatnościami za faktury za leki czy inne dostawy.

Z najnowszych danych ministerstwa zdrowia wynika, że na koniec 2018 r. szpitale miały ich łącznie 1,65 miliarda zł. Tymczasem pod koniec marca 2018 roku zobowiązania wymagalne wynosiły 1,47 mld zł. To oznacza, że przeterminowane długi w szpitalach wzrosły w ciągu roku o 182 mln zł.

Najbardziej zadłużone placówki to szpitale kliniczne, należące do uniwersytetów medycznych oraz instytuty, których organem założycielskim jest minister zdrowia.

Zobacz procedury w LEX:

Przekształcenie kilku SP ZOZ-ów w spółkę kapitałową >

Przekształcenie SP ZOZ-u w spółkę kapitałową - konieczne czynności >

Cztery instytuty generują większość długu

W 2017 r. szpitale kliniczne miały 500 mln zł przeterminowanych zobowiązań, z tego połowa należała do trzech szpitali klinicznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Od 1 stycznia 2019 r. te trzy placówki działają jako jeden podmiot: Uniwersyteckie Centrum Kliniczne WUM, którego dług wymagalny wynosi 140 mln złotych.

Z danych ministerstwa wynika, że szpitali klinicznych mamy w Polsce 39, a 97 proc. zadłużenia wymagalnego należy do 10 jednostek.

Trzy szpitale kliniczne w Warszawie połączą w jeden - będą zwolnienia - czytaj tutaj>>

Rosną także zobowiązania wymagalne instytutów medycznych (mamy ich 16). W 2018 r. w sumie ich zadłużenie wynosiło 1 miliard 350 mln zł. Jeśli chodzi o długi wymagalne, to ich poziom wzrósł do 161 mln zł (czyli o 49 mln zł więcej niż w 2017 r.).

Ważne jest to, że większość tego długu generują cztery instytuty. Do instytutów z największym zadłużeniem wymagalnym należą: Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawa (55 mln zł), Centrum Onkologii w Krakowie (filia CO z Warszawy, 45 mln zł), a Narodowy Instytut Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji w Warszawie (ok. 15 mln zł).

Rekordzista w zadłużeniu – szpital w Grudziądzu

Największe zadłużenie wymagalne mają dziś szpitale z województwa: mazowieckiego, kujawsko-pomorskiego oraz śląskiego. To na Mazowszu i na Śląsku znajduje się najwięcej szpitali klinicznych czy instytutów, które często mają znaczące długi.

Jeśli chodzi o województwo kujawsko-pomorskie ten zły wynik finansowy powoduje szpital z Grudziądza, który jest krajowym rekordzistą pod względem zadłużenia. Według szacunków jego dług w 2017 r. wynosił ok. 420 mln zł.

Zastrzyk pieniędzy i dziurawe sito

Wiceminister Gadomski podkreśla, że sytuację finansową szpitali powinny w tym roku poprawić wyższe wyceny procedur w chirurgii i internie, które będą obowiązywały wstecznie od stycznia 2019 r. Resort podawał, że za procedury w tych dwóch dziedzinach, zapłaci od 5 do 15 proc. więcej. Jak szacuje Ministerstwo Zdrowia, szpitale powiatowe mają dzięki temu zyskać ok. miliona złotych miesięcznie. W sumie w tym roku na ten cel ma zostać przekazanych 650 mln złotych.  W lipcu planowana jest kolejna podwyżka wycen, wstępnie mówi się o szpitalnych oddziałach ratunkowych.

- Korekta wycen i podwyższenie ryczałtów powinny zdecydowanie poprawić sytuacje finansową  szpitali – podkreśla Gadomski.

Zdaniem Marcina Pakulskiego, "dolewanie" w ramach jednorazowej akcji pieniędzy do systemu, który z powodu coraz większych długów szpitali jest jak „cieknące sito” - nic nie da. Ekspert tłumaczy, że zadłużone szpitale muszą przeznaczać coraz większe pieniądze na koszty obsługi długu, a nie na świadczenia dla pacjentów.

- To jest błędne koło. System nie pozwala się szpitalowi zbilansować, dlatego placówka się zadłuża – mówi Pakulski. – Gdy szpital jednorazowo dostanie większe pieniądze, to na co je przeznaczy? Na zapłacenie przeterminowanych zobowiązań. Te pieniądze nie trafią do pacjentów.

Przeterminowane długi – przepis na katastrofę

Eksperci podkreślają, że wzrost długów szpitali może być efektem tego, że dyrektorzy zaciągnęli zobowiązania na podwyżki po to, by rozwiązać bieżące problemy i np.: uniknąć zamknięcia oddziału z powodu braku personelu.

- To jest najgorszy  z możliwych scenariuszy – podkreśla Pakulski. – Bo to oznacza, że szpitale zaciągnęły długoterminowe zobowiązania, nie mając pokrycia w przychodach. To jest przepis na katastrofę, bo stracą zdolność do regulowania należności. Gdy placówki utracą zdolność finansową, nie będą miały pieniędzy na wynagrodzenia, ale także na leki czy rachunki.  

 

Pielęgniarki: Podwyżki są niższe niż obiecał minister zdrowia - czytaj tutaj>>

Szpitale toną przez wzrost wynagrodzeń

Jerzy Gryglewicz, ekspert ds. ochrony zdrowia uczelni Łazarskiego mówi, że wyższe zadłużenie szpitali to efekt wzrostu wynagrodzeń ich personelu. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku Ministerstwo Zdrowia podwyższyło do 6750 zł pensje zasadnicze lekarzy specjalistów, którzy zobowiążą się do dyżurowania w jednej placówce. Problem polega na tym, że wraz ze wzrostem wynagrodzeń wzrosły także stawki za dyżury oraz pochodne od pensji takie jak np.: wysługa lat, a na to już szpitale nie dostały dodatkowych pieniędzy. W ubiegłym roku podwyższono także pensje pielęgniarkom i położnym. Po tych podwyżkach o wyższe pensje upomnieli się także m.in.: fizjoterapeuci, diagności laboratoryjni i lekarze zatrudnieni na kontraktach.

Gryglewicz podkreśla, że szpitale zadłużają się, by sprostać oczekiwaniom finansowym kolejnych grup zawodowych.

- Poziom wydatków na wynagrodzenia w szpitalach kształtuje się na poziomie od 50 do 90 proc.  - mówi Gryglewicz. – Podwyżki wynikają nie tylko z ustawy, ale także również z braku personelu medycznego, który wymusza u dyrektorów szpitali, by płacili więcej.

Ekspert podkreśla, że dodatkowe 650 mln zł nie rozwiąże problemu i należałoby zlikwidować część szpitali. – Trzeba dokonać prawdziwej weryfikacji szpitali w Polsce i ograniczyć ich liczbę, bo dzięki temu szpitale, które by zostały, otrzymałyby większe pieniądze na swoją działalność i byłyby mniejsze problemy z brakiem kadry – mówi Gryglewicz.

Darowizny leków dla szpitali - czytaj tutaj>>

Spółki lepiej sobie radzą

Ministerstwo od końca 2018 r. po raz pierwszy zaczęło zbierać także informacje o kondycji finansowej podmiotów leczniczych w postaci spółek kapitałowych, w których udziały ma np.: samorząd czy skarb państwa. Resort dostał dane ze 160 placówek. Wynika z nich, że wartość ich zobowiązań ogółem wynosi 2,2 mld zł, a wymagalnych mają 193 mln zł. Tu 10 najbardziej zadłużonych placówek generuje 126 mln zł długu wymagalnego.

Sytuacja spółek jest lepsza, ale widać też, że nie udaje im się zbilansować wydatków i przychodów. Bo gdy szpital jest przekształcany w spółkę, to organ zarządzający musi przejąć jego dotychczasowe długi. Zatem spółki zaczynały z czystym kontem, bez zobowiązań, a gdy zaczynają leczyć, znów zaczynają się zadłużać.