Katarzyna Kubicka-Żach: Jak oceni pan funkcjonowanie samorządu po 30 latach?
 

Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Zarządu Związku Gmin Wiejskich RP, wójt Terespola: Myślę, że minione 30-lecie to najlepszy okres w naszej historii. Te cegiełki w małych ojczyznach sprawiły, że cała Polska zmieniła swoje oblicze. Niestety, trudno się cieszyć, gdy trwa pandemia, która zmieniła rzeczywistość i aktualne priorytety.

Widać, że warto było ten trud tworzenia samorządu podjąć, wyzwolić energię w mieszkańcach, szczególnie w małych gminach, które w skali kraju są mniej  zauważalne. Metropolie mają silniejszą pozycję, a politycy nie do końca rozumieją prowincję, której specyfika jest inna i do tego bardzo zróżnicowana. Nie da się stworzyć programów dopasowanych jednocześnie do Warszawy i małej gminy, takiej jak Terespol.

 

Co się pana zdaniem nie udało podczas tych 30 lat?

Nie udało się stworzyć systemowo rozwiązań prawnych, które by dawały jasne perspektywy na przyszłość. Każde zadanie publiczne powinno być wycenione i dopiero przekazane samorządowi z należytymi środkami finansowymi. Przede wszystkim oświata – to karygodne , żeby po 30 latach demokracji za pomocą wzoru z ponad trzydziestoma zmieniającymi się wagami, trzeba było naliczać subwencję na dany rok i to przy tak ważnym zadaniu, jakim jest edukacja.  Kto ustala pensje, ten powinien je płacić. Zadanie własne, jakim jest edukacja, jest dzisiaj parodią zadania własnego, gdzie samorządy mają jedynie możliwość dopłacania do coraz bardziej niewystarczającej subwencji oświatowej. Kolejne rządy przedłużają tymczasowość tego rozwiązania od ponad 20 lat.

Biorąc pod uwagę wydatki w typowej gminie wiejskiej, drugim ważnym i wciąż nie rozstrzygniętym problemem jest kwestia opieki społecznej. Trzeba uporządkować tę sferę, bo po co na przykład wydawać decyzję, żeby dostać 15 zł dodatku energetycznego czy dodatek mieszkaniowy. Sprawy te są zbiurokratyzowane i przeregulowane. Jak zresztą większość prawa.

Czy można pana zdaniem mówić o ograniczeniu samorządności?

Instrukcyjne prawo znacznie ograniczyło samorządność. Pamiętam początek samorządności, kiedy istniała zasada, że co nie jest zabronione, jest dozwolone. Obecnie do podjęcia jakiejkolwiek decyzji musimy znaleźć paragraf. A niestety prawo jest często sprzeczne, a kluczowe ustawy są ciągle zmieniane i w tym zakresie mamy już 30-letnią rewolucję, bardzo utrudniającą życie administracji lokalnej. 

Wciąż brakuje standardów usług publicznych. Jeżeli samorząd dostaje zadanie, powinno być wskazane źródło dochodów. Nieporozumieniem jest też odbieranie nam dochodów, tak jak zmianami w PIT czy ustawą o transporcie kolejowym, która wykluczyła dochody z podatku od nieruchomości z całych działek geodezyjnych, jeśli znajduje się na nich fragment toru. Częste zmiany bardzo nam utrudniają życie, bo nie mamy sztabów ludzi, nie stać nas na urbanistę, architekta czy nawet inspektora nadzoru. Mamy dzisiaj coraz więcej kłopotów z naborem do pracy w administracji samorządowej przy tabelach wynagrodzeń, które nie zmieniają się od wielu lat.

Mamy też za dużo administracji specjalnych, urzędy podlegają pod konkretne właściwe tematycznie resorty, co bardzo komplikuje koordynację realizacji zadań na szczeblu lokalnym. Ciągle za dużo spraw jest prowadzonych centralnie. A oczekiwaliśmy dalszej decentralizacji. Nie udało się to jednak do końca.

Czytaj też: Gminy wiejskie proponują bon inwestycyjny - milion złotych dla najsłabszych samorządów>>

A jeśli chodzi o specyfikę gmin wiejskich, jak tu oceni pan zmiany?

Na obszarach wiejskich wiele się zmieniło, pomimo niepokojącego pogłębiania się dysproporcji pomiędzy samorządami. Zrównoważony rozwój jest ciągle fikcją. Potrzeba nam więcej solidarności dla bardziej równomiernego rozwoju kraju.

Słuszne miała założenia ustawa o dochodach JST z 2004 roku, ale pokazała jednoznacznie, że gminy wiejskie nie mogą mieć dochodów własnych na niektórych terenach, historycznie uwarunkowanych, biednych, położonych peryferyjnie. Nie ma tam przemysłu, rolnicy nie płacą PIT, a sfery ubóstwa są spore. Przykładem może być moja gmina, w której wszyscy mieszkańcy płacą ok. miliona zł podatków z różnych tytułów, a opieka społeczna, odkąd weszło 500 plus, wydaje ok. 7 mln zł wraz z obsługą.

Brakuje wciąż dróg – prawie 40 proc. gminnych dróg publicznych ciągle jest nieutwardzonych,  raczkujemy w zagospodarowaniu ścieków na obszarach wiejskich.  Nie nadążamy za coraz to wyższymi standardami, bo nasi mieszkańcy nie mogą płacić więcej za wodę, ścieki czy odpady bo nie ma na to zgody społecznej. Zaniedbujemy infrastrukturę już tę wybudowaną, a wymaga ona coraz to większych kosztów na bieżące utrzymanie. Na polskiej wsi brakuje jeszcze sporo infrastruktury komunalnej i potrzeba jeszcze kilkudziesięciu lat na analogicznym poziomie inwestowania, by osiągnąć standardy na miarę XXI wieku.

Nie udało nam się  dobrosąsiedztwo ze wschodem. Nie mamy np. umowy z Białorusią o granicy państwowej, a ucywilizowanie wschodniej granicy UE dałoby impulsy do rozwoju gospodarczego wschodniej Polski. Nie mamy ruchu pieszego, rowerowego, a przekraczanie granicy wymaga wielogodzinnej cierpliwości.  Nie udało się autostrady A2 do Terespola doprowadzić, a to część ważnej osi i element Szlaku Jedwabnego z Chin przewidującego również transport samochodowy. Mamy też sporo do nadrobienia w transporcie kolejowym, co wymaga jeszcze wieloletnich nakładów i poprawienia logistyki.

Pojawiają się nowe wyzwania, takie jak susza. Czy samorząd ma narzędzia, żeby im sprostać?

Susza, a w związku z nią i retencjonowanie wody, wymaga szybkich zmian. Zasoby wody są konieczne do życia i wkrótce będziemy zmuszeni do podlewania naszych upraw. A jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Europie, jeśli chodzi o retencję.

Nie udała nam się transformacja energetyczna, niepotrzebnie zlikwidowano nam gminne fundusze ochrony środowiska, trzeba by je odtworzyć jak najszybciej. Programy centralne typu Czyste powietrze czy Mój prąd powinny być nowymi zadaniami własnymi samorządów wraz z podziałem funduszy centralnych ochrony środowiska na gminne. Nie jesteśmy w stanie stworzyć programów centralnych dopasowanych do potrzeb konkretnych gmin, bo między innymi różna jest zamożność naszych mieszkańców. Funduszami moglibyśmy dodatkowo mieszkańców zachęcać do udziału w programach i są to wyzwania na dziesięciolecia.

A jakie sukcesy samorządu oceni pan najwyżej?

Nie było chyba tak dobrego okresu z punktu widzenia rozwoju kraju i tworzenia warunków do rozwoju. Wszystkie elementy, które wymieniłem, są niezwykle istotne. Razem z mieszkańcami zabraliśmy się za zmianę oblicza naszych wsi, miast i miasteczek. To dziś zupełnie inna Polska.  Powstała też infrastruktura społeczna, mamy piękne szkoły, domy kultury, świetlice.

Odtworzyliśmy elementy społeczeństwa obywatelskiego, pod strzechy trafiła kultura, mogliśmy zacząć wspierać sportowców, strażaków, koła gospodyń i samych mieszkańców tworzących lokalne wspólnoty, co kiedyś było niemożliwe. Na święta plenerowe zaczęliśmy zapraszać artystów znanych dotąd tylko z ekranu.

Na wzór gminy powstała rodzina samorządowa ponadlokalna, ale to właśnie samorząd gminny jest najważniejszym i najbardziej autentycznym samorządem. To my dostarczamy najważniejszych usług publicznych każdego dnia. Wielkim dorobkiem trzydziestolecia jest wejście Polski do UE, dzięki któremu jesteśmy w rodzinie europejskiej. To bardzo ważne osiągnięcie, że możemy swobodnie przemieszczać się. A środki europejskie bardzo nam pomogły i przyspieszyły odrabianie zapóźnień w infrastrukturze komunalnej.

Zobacz też: Andrzej Płonka: Samorząd jeszcze spełnia swoją rolę>>

Co powinno się zrobić w najbliższej przyszłości?

Moim zdaniem powinno się jeszcze bardziej decentralizować. Więcej zadań może być w gminie. Mieszkańcom byłoby łatwiej, nie musieliby jeździć daleko, by załatwić niektóre sprawy.

Samorząd terytorialny cieszy się wciąż wysokim zaufaniem obywateli, co widać w badaniach. Za mało jednak jeszcze udało nam się partnerstwo z rządem – samorząd jest partnerem dla rządu, powinniśmy rozmawiać, co zrobić, żeby nasze działania były jeszcze efektywniejsze. Nie jesteśmy konkurentami, jesteśmy elementem administracji publicznej i razem powinniśmy dzisiaj świętować 30-lecie jako wspólny sukces, bo małe ojczyzny mają ogromny wpływ na dużą Ojczyznę.