O konieczności reformy Sądu Najwyższego mówi się od dawna, głównie w kontekście likwidacji dwóch tzw. nowych izb – czyli Izby Odpowiedzialności Zawodowej oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Zmiany dotyczące tej ostatniej zakłada projekt ustawy przywracającej praworządność w wymiarze sprawiedliwości, a konkretnie regulującej kwestie statusu sędziów powołanych od 2018 r., czyli przy udziale Krajowej Rady Sądownictwa, w skład której wchodzi 15 sędziów/członków wybranych przez Sejm, nie przez sędziów. 23 września Komisja Kodyfikacyjna pochyliła się natomiast nad kolejnym projektem – nowej ustawy o SN, autorstwa działającego w jej ramach zespołu. Zakłada on m.in. nowy wymóg dla akademickich kandydatów na sędziego SN. Poza tytułem naukowym będą musieli wykazać się 5-letnim stażem w zawodzie prawniczym. Z kolei byłych ministrów, wiceministrów, posłów i senatorów czekałaby 4-letnia karencja przed wystartowaniem w sędziowskim konkursie.
Dr Jarosław Matras, sędzia SN, przewodniczący Zespołu Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądownictwa i Prokuratury ds. ustawy o Sądzie Najwyższym, mówi Prawo.pl, że prace nad projektem będą przez Komisję kontynuowane w październiku. - Jest prawdopodobne zakończenie tych prac w listopadzie. Natomiast oczywiście to zależy od tempa prac Komisji. Procedura jest taka, że odbywa się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez Zespół, później jest czas na zastanowienie się, wprowadzenie ewentualnych zmian i Komisja pochyla się nad nim po raz drugi. A następnie głosujemy nad całością – podsumowuje sędzia.
Czytaj: Sędzia Matras: Projekt nowej ustawy o SN jeszcze we wrześniu>>
Tytuł profesora nie wystarczy, by kandydować na sędziego SN>>
SN oceni kandydatów na swoich sędziów
Co proponuje zespół? Jak mówił nam przed posiedzeniem Komisji dr Matras, chodzi o ponowne włączenie Sądu Najwyższego w samą procedurę oceny kandydatów na sędziów SN.
— Obecnie – przypomnę – SN nie ma w tym zakresie nic do powiedzenia, leży to w gestii Krajowej Rady Sądownictwa. Nasz projekt przewiduje, że kandydatura na sędziego SN będzie zgłaszana do Sądu Najwyższego, konkretnie do I prezesa SN. Następnie I prezes będzie wyznaczał co najmniej dwóch sędziów Sądu Najwyższego do sporządzenia opinii o kandydacie. Przed zmianą ustawy z 2017 roku był to jeden sędzia. Nam zależy jednak na dwóch spojrzeniach. Dalej zgromadzenie danej izby zaopiniuje kandydata, a następnie zrobi to zgromadzenie ogólne. Przy czym, co istotne, SN nie będzie miał możliwości zamknięcia drogi danemu kandydatowi do SN, co przewidywały stare przepisy. Swoją opinię wyrażoną głosowaniem na zgromadzeniach przekaże KRS, która następnie zdecyduje, czy przedstawi prezydentowi wniosek o powołanie danego kandydata na sędziego SN. Brak takiej możliwości opiniowania przez SN kandydatów do SN jest paradoksem nowelizacji z 2017 r., który prowadzi do tego, że obecnie łatwiej dostać się do Sądu Najwyższego niż do np. sądu okręgowego – zaznaczał.
Zmiana zasadna
Jak było w przeszłości, mówi serwisowi Prawo.pl prof. Wojciech Kocot, który przed laty przeszedł tę trudną procedurę, ale prezydent odmówił mu powołania. Nie ma wątpliwości, że taka zmiana jest wskazana.
— To była wieloetapowa i trudna procedura. Najlepszym potwierdzeniem jest to, że dopiero za trzecim razem mój wniosek trafił ostatecznie do KRS. A miałem przecież już wtedy całkiem solidny dorobek naukowy, byłem profesorem tytularnym, ponad 20 lat byłem już także aktywnym radcą prawnym – mówi. Jak dodaje, konkurs na wolne stanowisko w izbie SN ogłaszał wówczas pierwszy prezes Sądu Najwyższego (obecnie robi to prezydent). A gdy już konkurs został ogłoszony i zgłosili się kandydaci, pierwsze etapy tej procedury miały miejsce w Sądzie Najwyższym. Jako kandydat razem z wnioskiem musiałem przedstawić swój dorobek naukowy, czyli publikacje w czasopismach prawniczych, musiałem też wykazać, w jakim zakresie jestem praktykiem. Czyli na przykład jakie apelacje i skargi kasacyjne składałem w ramach swej działalności radcowskiej. Pakiet dokumentów był następnie oceniany przez wyznaczonego przez Izbę Cywilną sędziego Sądu Najwyższego – w moim przypadku był to sędzia Władysław Pawlak, który miał to przeanalizować i przedstawić swoją ocenę całej Izbie – mówi profesor.
Przypomina, że w zwyczaju było również, aby każdy potencjalny kandydat, który nie był sędzią, ale był zainteresowany w przyszłości pracą w SN, wygłosił wykład na posiedzeniu Izby, do której zamierzał kandydować i poprowadził dyskusję z sędziami. — Z kolei kandydaci z grona sędziów – byli to z zasady sędziowie apelacyjni – otrzymywali delegację do SN i w trakcie wspólnego orzekania mogli wykazać się swoim doświadczeniem i kompetencjami – zaznacza.
Kandydata oceniało również Zgromadzenie Sędziów Sądu Najwyższego i to ono ocenę wraz z całą dokumentacją kierowało do Krajowej Rady Sądownictwa. — W KRS kandydat nie był już przesłuchiwany, za wystarczającą uznawana była ta ocena dokonana w Sądzie Najwyższym. Teraz tego etapu w ogóle nie ma i cała procedura odbywa się w KRS, łącznie z wysłuchaniem, które za czasów poprzedniej władzy sprowadzono – w dużym uproszczeniu – do wypytywania o poglądy na temat legalności działań PiS w wymiarze sprawiedliwości, tak aby wyeliminować kandydatów niewygodnych, mających autonomię, niedyspozycyjnych. Wyłączono z niej całkowicie Sąd Najwyższy, twierdząc, że jego udział w postępowaniu był źródłem nadużyć – podsumowuje profesor Kocot.
Cena promocyjna: 269.09 zł
|Cena regularna: 299 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 209.3 zł
Sito SN niekoniecznie się sprawdziło?
Inaczej wspomina to prof. dr hab. Piotr Kardas z Uniwersytetu Jagiellońskiego, adwokat. W jego ocenie ówczesny model zakładający ocenę kandydatów przez SN nie do końca działał. — Ten model, który miał służyć do weryfikacji merytorycznej kandydatów przez – jak wówczas zakładano – najbardziej kompetentne grono, samych sędziów SN, szybko stał się własnym przeciwieństwem. Ostatecznie po latach i przy uwzględnieniu retrospektywnego spojrzenia chyba trzeba stwierdzić, że był to system nieudany. Wprowadził szereg wynaturzeń i patologii prowadzących niestety do powoływania ludzi przypadkowych, niekompetentnych albo odmowy powołania prawników wybitnych. Katalog powodów takich decyzji gremium sędziów SN, jakie można w oparciu o „strzępki meldunków" rekonstruować, był bardzo szeroki – od jakichś towarzyskich względów, rozmycia kryteriów, ale też – przypomnę – odmowy powołania prawników wybitnych ze względu na bliżej niewyjaśnione powody osobiste czy towarzyskie – mówi.
I dodaje, że niektóre z tych przypadków są – co, jak wskazuje, trzeba przyznać z poczuciem wstydu i winy – opisywane w różnych publikacjach przez uczestników tych zdarzeń. — Nie ujawniam tym samym żadnych tajemnic, może jedynie wskazuję, że warto przejrzeć prawnicze piśmiennictwo w tym zakresie. Nie chcę wymieniać nazwisk tych, których wtedy uznano za niegodnych do pełnienia tej funkcji. Wydaje się, że w ramach deklaracji składanych publicznie w trakcie pierwszego okresu rewolucji jakobińskiej lat 2015-2023 niegdysiejsi zwolennicy systemu oceny kandydatów przez SN wskazywali, że do tego systemu, właśnie z powodów rozmaitych nieprawidłowości i niefortunnych decyzji personalnych, nikt nie zamierza wracać – zaznacza mec. Kardas.
W jego ocenie konieczne jest też postawienie fundamentalnego pytania, czy sędziowie rzeczywiście sami mogą decydować o powołaniach na stanowiska sędziowskie? — Przecież to oznaczałoby, że zyskają nieprawdopodobnie dużą władzę, której nie kontroluje żaden inny organ konstytucyjny. Analiza konstytucyjnego standardu powoływania sędziów, w tym roli, jaką w tym procesie powinni zgodnie z treścią reguł i zasad określonych w konstytucji pełnić – to kwestia wykraczająca poza ramy tej wypowiedzi. Dodam tylko, że wkrótce mam nadzieję ukaże się opracowanie poświęcone tej problematyce, które pieczołowicie przygotowujemy z panem prof. Maciejem Gutowskim. Jestem umiarkowanym krytykiem tego pomysłu. Wiele powodów, nie tylko smutne doświadczenia z przeszłości, których zwieńczeniem był przewrót z 2015 r., ostatecznie zaś także „powołaniowa" neoKRS-owa ostateczna destrukcja SN, sprawiają, że Sądowi Najwyższemu pozostawiłbym nad wyraz przecież szeroko zakreślone i odpowiedzialne zadania orzecznicze – podsumowuje.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.












