Krzysztof Sobczak: Po zmianach wprowadzonych w procedurze karnej w 2015 i 2016 roku zwiększył się zakres uprawnień sądu odwoławczego do merytorycznego orzekania. Czy to jest dobra zmiana?

Jarosław Dudzicz: To jest bardzo dobra zmiana, ponieważ wcześniej to był bardzo poważny problem.

Ja pamiętam, że takim powtarzalnym elementem informacji z postępowań odwoławczych było stwierdzenie: sąd przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. I często zadawałem sobie pytanie, czy przynajmniej w części tych spraw sąd nie mógł po prostu poprawić orzeczenia.

Czytaj: Dariusz Świecki: Sądy odwoławcze teraz częściej orzekają merytorycznie >>

No właśnie. Chociaż w części spraw karnych to nie było i nadal nie jest możliwe, bo obowiązuje u nas zasada kodeksowa, która jest też jedną z gwarancji procesowych, że osoba uniewinniona w pierwszej instancji nie może być skazana w drugiej. Jeśli więc sąd drugiej instancji uważa, że jednak oskarżony powinien być skazany, to nie może tego zrobić sam, a jedynie może przekazać sprawę do ponownego rozpoznania przez sąd pierwszej instancji. Podobnie jest w przypadku umorzenia i warunkowego umorzenia postępowania. W obu tych przypadkach w drugiej instancji nie można oskarżonego skazać. 

A jeżeli apelacja dotyczy wysokości kary, to ona może być w drugiej instancji skorygowana?

Tak, może być, zarówno na korzyść jak i na niekorzyść oskarżonego. 

Oczywiście, w tych dwóch sytuacjach, zarówno przed zmianą prawa jak i teraz, sąd odwoławczy musi odesłać sprawę do ponownego rozpoznania. Ale była taka opinia, że kiedyś odsyłano znacznie więcej spraw.

Ja też uważam, że kiedyś tych uchyleń wyroków do ponownego rozpoznania było za dużo, że tę możliwość stosowano trochę na wyrost. Prawo pozwalało wtedy na przeprowadzanie dowodów w drugiej instancji, ale w praktyce, jeśli taki sąd widział potrzebę przeprowadzenia jakichś uzupełniających dowodów, to nie robił tego, tylko od razu kierował sprawę do ponownego rozpoznania.

Czytaj: Wiceprezes SA w Warszawie: Merytoryczne orzekanie w apelacji trochę pracochłonne, ale korzystne>>

Czy przed tymi zmianami w procedurze karnej miał pan taką ocenę, że w jakiejś części spraw możliwe było załatwienie sprawy od razu, bez tego odsyłania?

Miałem takie przekonanie, że sądy odwoławcze szeroką falą uchylały wyroki. To według mnie była prawdziwa patologia w Polsce. Pomijając już te wspomniane wyroki uniewinniające i warunkowe umorzenia, to z odsyłaniem do ponownego rozpoznania mieliśmy do czynienia w przypadku wyroków skazujących. Czy to dlatego, że sąd pierwszej instancji nie ustalił prawidłowo wysokości szkody, albo nie przesłuchał odpowiednio jakiegoś świadka, zdarzały się też uchylenia tylko co do wysokości kary. To było już tak masowe zjawisko, że doszliśmy w tym wręcz do ściany. W praktyce było już prawie tak, że instancje odwoławcze zmieniły się w sądy kasacyjne. Doszło nawet do tego, i to za aprobatą Sądu Najwyższego, że uchylane były wyroki "nie poddające się kontroli instancyjnej", czyli gdy było błędne uzasadnienie, albo były jakieś braki w uzasadnieniu, bo sąd pierwszej instancji czegoś nie dopisał lub coś w uzasadnieniu pominął. To stanowiło dla sądów odwoławczych podstawę uchylenia, podczas gdy to nie zawsze była podstawa odwoławcza, ani względna, ani bezwzględna. Artykuł 438 kodeksu postępowania karnego wymienia względne podstawy odwoławcze, czyli obrazę przepisu postępowania, która miała wpływ na treść wyroku. To ja pytam, jaki wpływ na treść wyroku ma błędne uzasadnienie, które przecież jest sporządzane po wydaniu wyroku? 

 


Jeśli, jak pan twierdzi, to doszło już do ściany, to po zmianach w prawie nastąpiło jakieś cofnięcie tego zjawiska?

Tak, właśnie to od jakiegoś czasu obserwujemy. I to jest dobra zmiana, bo to, co ja nazywam patologią uchyleń w polskim wymiarze sprawiedliwości, wymagało takiej reakcji. Bo przecież mieliśmy wcale nierzadkie takie sytuacje, że wyroki w danej sprawie były uchylane do ponownego rozpoznania nawet kilkakrotnie i to trwało wiele lat. A pierwsza instancja otrzymywała kolejne zalecenia, które powodowały, że czynności dowodowe nie tylko się powtarzały, ale były pomnażane prawie w postępie geometrycznym. 

Czytaj: Wiceprezes SA w Łodzi: Merytoryczne orzekanie w apelacji może wydłużać i demotywować>>

Widzi pan teraz, że to jest przecinane, że sąd odwoławczy postanawia zakończyć sprawę?

Tak, ponieważ obecnie mamy m.in. artykuł 437 kpk, który określa, w oparciu o jakie przesłanki można wyrok uchylić. I teraz to jest dość ograniczona lista. Ale nie przynosi naszym sądom chluby to, że ustawodawca musiał wyraźnie zapisać w ustawie, że podstawą uchylenia nie może być błędne uzasadnienie. A do tego dodał drugi mechanizm kontrolny, jakim jest skarga na uchylenie do Sądu Najwyższego. W postępowaniu cywilnym taka skarga istnieje już od dawna i ona spowodowała, że w istotny sposób liczba wyroków uchylających spadła. Oczywiście nie z dnia na dzień, bo takie zmiany muszą "się przyjąć". W każdym razie w postępowaniu cywilnym to przyniosło dobry efekt. Dobrze więc, że reforma procedury karnej, która weszła w życie 1 lipca 2015 roku, wprowadziła te zmiany. To był element szerszej reformy, która wprowadzała kontradyktoryjność postępowania karnego. To zostało potem, w 2016 roku, cofnięte, ale te podstawy uchylenia wyroku zostały. I dodatkowo wprowadzono tę skargę do Sądu Najwyższego na uchylenie. To stworzyło nową jakość w sądach karnych, na skutek której znacznie ograniczone są możliwości uchylania wyroków. Teraz sąd odwoławczy nie może uchylić wyroku, jeżeli widzi potrzebę uzupełnienia postępowania dowodowego. Jeśli rzeczywiście jest taka konieczność, to ma je sam uzupełnić. W tym kierunku idzie też Sąd Najwyższy. Nawet jeżeli zapadł wyrok uniewinniający, to sąd odwoławczy musi przede wszystkim zbadać, czy są jeszcze jakieś nowe, czy dodatkowe dowody, które trzeba by było przeprowadzić. Bo dopiero, gdy sąd jest przekonany, że oskarżony jest jednak winny, to może wyrok uchylić. Ale nie może uchylić dlatego, że sąd nie przeprowadził jakiegoś dowodu, nie przesłuchał jakiegoś świadka, czy nie dopuścił opinii biegłego. Ewentualne błędy musi sam naprawić i uzupełnić materiał dowodowy, jeżeli uważa, że jest on niekompletny.

 

Czy to wpływa na usprawnienie i przyspieszenie postępowań?

Tak, już to obserwujemy. Przede wszystkim dlatego, że nie ma już takich bulwersujących przypadków uchylania wyroków na wszelki wypadek. To często, szczególnie w trudnych i drażliwych sprawach, można było odnieść wrażenie, że była to forma ucieczki przed odpowiedzialnością za wyrok. Sąd pierwszej instancji musiał jednak taką odpowiedzialność wziąć.

Nie miał wyjścia.

Oczywiście, sąd pierwszej instancji jest sądem liniowym i musi brać na siebie odpowiedzialność za rozstrzygnięcie każdej sprawy. A sąd odwoławczy może niektóre od siebie odsunąć. Bo uchylenie wyroku w takiej trudnej sprawie właściwie zwalnia z odpowiedzialności, bo wyrok zostaje wyeliminowany z obrotu prawnego, a na sąd odwoławczy nie spada to odium, że to jest ten zły sąd, który kogoś potraktował zbyt surowo, a innego zbyt łagodnie. W poprzednim stanie prawnym można było tak działać, ale teraz już nie, ponieważ jest ten mechanizm blokujący. Jeśli sąd odwoławczy ma wątpliwości może sam uzupełnić postępowanie dowodowe. A lista przesłanek pozwalających na przekazanie do ponownego rozpoznania jest ograniczona. W każdym razie mamy do czynienia z zahamowaniem tego rozpowszechnionego kiedyś procederu. 

Jest więcej postępowań dowodowych w sądach odwoławczych?

Tak, znacznie więcej.

A kto na tym zyskał i kto stracił? 

Wszyscy zyskaliśmy, bo to jest korzystna zmiana ze społecznego punktu widzenia.

Zgoda, ale ktoś ma więcej pracy, a ktoś mniej?

No cóż, w sądach odwoławczych jest teraz trochę więcej pracy. Ale to nie jest jakiś wielki przyrost, sądy odwoławcze nie "zakorkowały się" z tego powodu.

Bo miały rezerwy, czy tej dodatkowej pracy nie ma tak dużo?

Miały trochę rezerw, ale też konieczność merytorycznego orzekania w niektórych sprawach i związane z tym obowiązki nie wiążą się z koniecznością powtarzania całego postępowania. W ramach apelacji sąd drugiej instancji otrzymuje pełne akta i ma do czynienia już z przeprowadzonym postępowaniem dowodowym. Jeśli więc widzi jakieś braki, to ich usunięcie może wymagać tylko "dosłuchania" jakiegoś świadka, czy zapoznania się z dodatkową opinią biegłego. To nie to samo, co powtarzanie całego postępowania. W postępowaniu odwoławczym raczej nie przesłuchuje się kilkudziesięciu świadków. A jedną z przyczyn przekazania sprawy do ponownego rozpoznania może być konieczność przeprowadzenia postępowania dowodowego w całości, co obecnie zdarza się dość rzadko.

Nie ma w sądach odwoławczych oporu przed korzystaniem z tych nowych możliwości?

Oporu nie ma, no może jest pewien dyskomfort wynikający z tego, że jest teraz trochę więcej pracy. Trochę te postępowania przed sądami odwoławczymi wydłużyły się, bo wcześniej to one toczyły się dość szybko. A konieczność przeprowadzenia pewnych czynności bardzo ich nie wydłuży. Natomiast bez wątpienia dzięki temu więcej czasu mają sądy pierwszej instancji, bo do nich nie wraca już znaczna część tych spraw. To też pozytywnie wpływa na autorytet tych sąd, bo takie częste, a czasem też nieuzasadnione odsyłanie spraw do ponownego rozpoznania, podrywało ten autorytet. Bo wychodziło, że sąd pierwszej instancji jest - delikatnie mówiąc - niedouczony. A przecież niedopisanie czegoś w uzasadnieniu nie oznacza, że to jest niedobry sędzia, albo że orzeczenie jest nieprawidłowe. Może ten sędzia miał mało czasu, może miał na głowie 20 uzasadnień i ze wszystkimi musiał zdążyć na czas, żeby nie zrobiono mu postępowania dyscyplinarnego, albo skargi na przewlekłość. Trzeba widzieć uwarunkowania, w jakich pracują sądy pierwszej instancji. Dlatego bardzo pozytywnie oceniam tę zamianę i tylko szkoda, że tak późno została wprowadzona.