O sprawie Prawo.pl pisało już w poniedziałek - 11 października. Wówczas sygnały o masowych chorobowych płynęły z sądów łódzkich (w jednym z nim na 480 etatów pracuje ok. 60 osób), krakowskich, legnickich. Trudna sytuacja była również w Nowym Dworze Mazowieckim oraz Mysłowicach. - Liczba osób, które zdecydowały się na chorobowe cały czas się zwiększa. Są obecnie sądy gdzie nie ma kto formalnie pracować i nie chodzi tylko o wokandy, ale też m.in. zarządzenia, przy których pracownicy są nieodzowni - mówi jeden z pracowników. 

Informacje o "chorobowych" potwierdzała portalowi Justyna Przybylska, przewodnicząca KNSZZ "Ad Rem". - Mogę jedynie powiedzieć, że mamy takie informacje. Pracownicy nie akceptują podpisanego w ubiegłym tygodniu "nieporozumienia". Uważają, że reprezentują ich związki protestujące w "Czerwonym miasteczku". Minister lekceważy ich nie podejmując rozmów od 5 lipca, nie podjęto kroków by rozwiązać problemy w sądownictwie, więc postanowili zadbać o swoje zdrowie. Tym bardziej, że się zmagają z różnymi chorobami - dodawała. 

Czytaj: Zaostrza się protest pracowników wymiaru sprawiedliwości - czas "na chorobowe">>

Ministerstwo niby się nie niepokoi, ale prosi o pomoc ZUS  

Jeden z sędziów udostępnił na swoim portalu społecznościowym pismo Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczące obecnej sytuacji. - W związku z zaobserwowaną zwiększoną absencją pracowników sądów powszechnych, np. w Sądzie Rejonowym w Nowym Dworze Mazowieckim, Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śrómieścia w Łodzi, Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Widzewia w Łodzi, Sądzie Rejonowym w Zielonej Górze, a także Sądzie Okręgowym w Łodzi i Sądzie Okręgowym w Płocku, uprzejmie proszę o rozważenie możliwości przeprowadzenia przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych badań kontrolnych, o jakich mowa w art. 59 ustawy z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (....), w tych jednostkach sądownictwa powszechnego, w których odsetek nieobecności pracowników z powodu choroby może wywołać wątpliwości, co do prawidłowości orzekania o czasowej niezdolności do pracy z powodu choroby - wskazano w nim.

O wszelkich ujawnionych nieprawidłowościach ma być z kolei powiadomione Ministerstwa Sprawiedliwości, a w szczególności jak wskazano "w zakresie rażących uchybień przepisom obowiązującego prawa, stwarzających potrzebę wyciągnięcia prawnie przewidzianych konsekwencji z obszaru odpowiedzialności cywilnej, dyscyplinarnej i karnej".

Sam wiceminister sprawiedliwości Michał Woś, w oświadczeniu przesłanym mediom podkreśla, że na blisko 400 jednostek sądownictwa zwiększona absencja zaobserwowana została raptem w kilku sądach, a więc - jak dodaje - zjawisko nie ma masowego charakteru.

Podkreśla równocześnie, że zwolnienie lekarskie nie jest metodą protestu przewidzianą w ustawie o związkach zawodowych, a kontrola ZUS jest standardem w tego rodzaju anomaliach, jakie wystąpiły w wymienionych w piśmie kilku sądach. I przypomina, że Ministerstwo Sprawiedliwości podpisało porozumienie z uczestniczącymi wcześniej w protestach reprezentatywnymi związkami zrzeszonymi w OPZZ, w „Solidarności” oraz w Forum Związków Zawodowych. - W Porozumieniu ze związkami minister odpowiedział na postulaty strony społecznej, zarówno protestujących w marszu jak i w tzw. miasteczku: a) podwyżki: 4,4 proc. oraz 6 proc. funduszu dodatków motywacyjnych, a także pełne poparcie dla postulatu podwyżek 12 proc. (adresatem tego postulatu jest minister finansów) b) rozszerzenie komisji antymobbingowych o przedstawicieli strony społecznej - takie, nawet jeśli marginalne w sądownictwie zjawisko, trzeba wypalać gorącym żelazem. c) zwiększenie ilości etatów: minister sprawiedliwości doprowadził do zatrzymania w sądownictwie 429 etatów czasowych oraz zyskał 200 dodatkowych etatów urzędniczych w sądach oraz 150 etatów asystenckich w prokuratorze, co razem daje 779 etatów - wskazał zapewniając o pełnej otwartości na dialog. 

 

O co tyle hałasu? 

Zacząć trzeba od tego, że protesty pracowników wymiaru sprawiedliwości (także prokuratury) rozpoczęły się po przyjęciu w czerwcu przed Radę Ministrów założeń stanowiących podstawę do opracowania budżetu na 2022 r. Rząd zaplanował wówczas, że w przyszłym roku nie będzie automatycznej podwyżki wynagrodzeń w sferze budżetowej, co spowodowało falę niezadowolenia. Od początku lipca trwają m.in. "środowe śniadania" - czyli cykliczne akcje protestacyjne w sądach przeciw zamrożeniu płac pracowników wymiaru sprawiedliwości i mobbingowi. Stoi za nimi Krajowy Zarząd KNSZZ Ad Rem, a włączyły się w nie Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury, NZZ Pracowników Okręgu Piotrkowskiego i NZZ Pracowników Sądów Rejonowych w Łodzi.  Protestowały też m.in.  NSZZ "Solidarność" Pracowników  Sądownictwa i Prokuratury, Związek Sądów Administracyjnych, OPZZ i Międzyzakładowa Organizacja Związkowa NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądownictwa i Prokuratury. 

10 września ulicami Warszawy przeszedł "czerwony" marsz, a 30 września do protestujących przed kancelarią pracowników ochrony zdrowia dołączyli pracownicy sądów i prokuratury. Domagają się podwyższenia wynagrodzeń o co najmniej 12 proc. dla wszystkich grup pracowniczych zatrudnionych w sądach w tym także specjalistów OZSS, sędziów i asesorów sądowych oraz przeciwdziałania mobbingowi.

Tymczasem 4 października, jak grom z jasnego nieba na protestujących spadła wiadomość, że część związków porozumienie w tej sprawie podpisała - to na które wskazuje wiceminister Woś. 

Czytaj: Pracownicy sądów i prokuratur łączą siły z protestującymi pracownikami ochrony zdrowia>>

Zdrowie nadwyrężone, chcemy o nie zadbać

W liście otwartym skierowanym do Ministra Sprawiedliwości, pracownicy sądów podkreślają, że te zwolnienia lekarskie wynikają z tego, że są lekceważeni. - My pracownicy sądów, w związku z lekceważeniem naszych grup zawodowych przez przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości postanowiliśmy zwyczajnie i po ludzku zadbać o nasze zdrowie. To my tyraliśmy jak woły - chorzy, często w nieformalnych godzinach nadliczbowych, a także praktycznie za darmo, bo to Pan Panie Ministrze zabrał nam dodatki specjalne za dyżury aresztowe, wychodząc z założenie, że najlepiej żebyśmy wszystko robili za darmo, a wy sobie przyznajecie pieniądze - czytamy. 

Dodają, że są rozżaleni tym, że nikt nie chce z nimi rozmawiać. - Nie interesują nas Pana rozmowy ze związkami zawodowymi, z którymi nigdy nie czuliśmy się związani, a które faktycznie reprezentują Pana interesy, a nie interesy nasze i nasze prawa pracownicze - wskazują.  I apelują o uwzględnienie postulatów "Czerwonego miasteczka".