Krzysztof Sobczak: Zaskoczył panią pomysł na zablokowanie wyroku NSA nakazującego opublikowanie list poparcia dla sędziów kandydujących do Krajowej Rady Sądownictwa z wykorzystaniem Urzędu Ochrony danych Osobowych?

Ewa Łętowska: 
  Nie, ponieważ wpisuje się on w długą już serię tego typu działań. Może nie przewidywałam, że ta instytucja zostanie w tym przypadku wykorzystana, ale samo zastosowanie takiego manewru mnie nie zaskoczyło, bo rozwój wypadków postępuje z niesłychaną logiką. Przecież to już było. 

Czytaj: Teraz UODO blokuje ujawnienie danych osób popierających kandydatów do KRS>>
 

Co pani ma na myśli?

Pierwsza była odmowa publikacji wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Przecież Konstytucja mówi wyraźnie, że one mają być „niezwłocznie publikowane” a odpowiedzialny za to  organ władzy wykonawczej (Pani Premier) nie opublikował wyroków, które mu się nie podobały. I jeśli to do dziś jest sprawa nie rozliczona (a są i inne), to teraz nie należy się dziwić, że jakiś inny organ odmawia wykonania orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego. 
 

Można się spodziewać kolejnych takich działań?

To może nawet być twórczo rozwijane. W naszym parlamencie funkcjonują in blanco podpisane, gotowe do ewentualnego wykorzystania formularze poparcia przez 50 posłów inicjatywy legislacyjnej. Teraz zamiast podpisów mogą widnieć puste miejsca,  ”z uwagi na RODO”. Tam też jest przecież tylko imię i nazwisko, tak  jak w listach poparcia KRS. A gdy opozycja zażąda ujawnienia autorów jakiegoś projektu, to sprawę można będzie skierować do Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który podobnie jak obecnie powinien ogłosić rozpoczęcie postępowania, które może potem trwać miesiącami. No ale  w tym czasie procedura legislacyjna ulegnie  zawieszeniu. Nie zdziwi mnie taka akcja. 

Co to oznacza w kontekście standardów państwa prawnego?

Jesteśmy po raz kolejny świadkami drastycznego rozmijania się standardu, czyli tego co się dzieje w praktyce z tym, jak powinno być i co wynika z Konstytucji. Jesteśmy demokratycznym państwem, bo mieliśmy wybory i nikt nie kwestionuje ich uczciwości ani wyniku, ale na pewno nie jesteśmy już państwem prawa - bo standardy naszej praktyki temu nie odpowiadają. Zważmy:  gdy zwraca się uwagę, że coś jest nie w porządku, to otrzymujemy odpowiedź, że w przepisach jest wszystko jak należy. Ta metoda jest stosowana przez polski rząd w sporach z organami Unii Europejskiej. Gdy na przykład Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozpatruje skargę na naruszenie praworządności w Polsce, to nasz rząd przekonuje, że na papierze wszystko się zgadza, że każde nasze rozwiązanie można odnaleźć w innych państwach członkowskich. Czyli trzymamy dobrą normę. 

Czytaj: Zawistowski: Organy władzy państwowej nie mogą kwestionować prawomocnych orzeczeń >>
 

Są już dowody, że sędziowie Trybunału i urzędnicy Komisji Europejskiej nie bardzo "kupują" taką argumentację. Chcą rozmawiać o prawdziwych skutkach tych zmian, a obniżenie wieku emerytalnego sędziów Sądu Najwyższego nazywają czystką kadrową.

To prawda i tego można było się spodziewać. Bo oni widzą realne intencje i cele zmian, rozliczają nie z deklaracji i tekstu, a ze standardu i  nie dają sobie wmówić, że jeśli mercedes i syrenka mają po cztery koła i kierownice, to są identycznymi  samochodami. Bo mimo podobnych części składowych, te urządzenia inaczej funkcjonują. Nasze władze próbują propagować jako standard coś, co naprawdę wykracza poza możliwości oceny z punktu widzenia zasad prawodawstwa, które dotychczas uważano za spełniające ideę demokratycznego państwa prawnego. Do tego jesteśmy świadkami wypaczania funkcji poszczególnych instytucji składających się na taki model państwa. 
 


Jakie instytucje ma pani na myśli?

Przede wszystkim Trybunał Konstytucyjny, który z kontrolera zgodności ustawodawstwa z Konstytucją, mającego dbać o konstytucyjność systemu prawa, przekształcony został w organ legitymizujący wątpliwe  rozwiązania wprowadzane przez władze ustawodawczą i wykonawczą. Żeby daleko nie szukać - Krajowa Rada Sądownictwa kieruje do tego Trybunału pytanie, czy jest sama konstytucyjnie legitymizowana. Po co? By uzyskać potwierdzenie, że jest. I uzyskała takie potwierdzenie. Albo jeden z nowych sędziów Sądu Najwyższego kieruje do Trybunału pytanie dotyczące legalności własnego statusu. I tak sformułował to pytanie, by uzyskać odpowiedź, że wszystko jest w porządku. No i znowu tu mamy co innego w założeniach i w Konstytucji, a co innego w praktycznym standardzie. To się co raz bardziej rozjeżdża: to, co prawo deklaruje i to, jak bywa w praktyce.

Trzeba już się bać, że ta próba zablokowania wykonania wyroku NSA może zmierzać do wytworzenia nowego standardu także w odniesieniu do tej instytucji, a może generalnie dla sądownictwa. 

Tego rzeczywiście trzeba się obawiać, bo tu widać wyraźny tren, który prowadzi w naprawdę niebezpiecznym kierunku: gdy o wykonaniu prawomocnych wyroków będzie decydować  woluntaryzm  administracji. Nie zmienia tego hałaśliwe zapewnianie w mediach ze strony gorliwych urzędników, że jest inaczej. Koń jaki jest każdy widzi.