Krzysztof Sobczak: Rzecznicy dyscyplinarni wzywają niektórych sędziów na przesłuchania w sprawie ich publicznych wystąpień, ale też przeglądają ich orzecznictwo. Są powody do zaniepokojenia?

Ewa Łętowska: Rzecznik dyscyplinarny może wzywać sędziów, jeżeli ma podejrzenie, że sędzia popełnił delikt dyscyplinarny. Natomiast nie jest zadaniem rzecznika dyscyplinarnego szukanie owych podejrzeń.  On musi to widzieć, ktoś musi mu to zgłosić, albo jakaś sytuacja musi zrodzić jego podejrzenia w tej mierze.

Czytaj: Sędziowie tłumaczą się przed rzecznikiem dyscyplinarnym >>

Obywatele podobno kierują wnioski o ukaranie sędziów. No i pojawiają się już doniesienia prezesów na sędziów.

Podobno. Wierzę, że nie zabraknie obywateli, którzy będą chcieli naskarżyć na sędziów, ale to nie musi oznaczać, że rzecznicy dyscyplinarni muszą wszystkie takie doniesienia badać, a nawet gdy badają, to przesłuchiwać tych sędziów. Nie wiem natomiast na jakiej podstawie rzecznik dyscyplinarny bada - trzy lata wstecz, bo taki jest okres przedawnienia - orzecznictwo niektórych sędziów.

Sprawdź: Prawo o ustroju sądów powszechnych>>

Może ma jakiś sygnał, że sędzia naruszył prawo w jakimś wyroku.

Może ma, a może po prostu trałuje akta. To termin z wojskości dotyczący poszukiwania min w terenie lub w morzu, polegający na jego dokładnym przeczesywaniu. Nie wiemy, czy miny tam są, ale na wszelki wypadek przeczesujemy dokładnie, żeby nic nie umknęło. Wydaje mi się, że tak właśnie jest z tym przeglądaniem spraw prowadzonych przez sędziego w ostatnich trzech latach. Tam nie ma konkretnego zarzutu czy podejrzenia, tylko szuka się czegoś, co ma się znaleźć. Co jest coś podobnego do głośnych swego czasu śledztw trałowych, a może teraz też prowadzonych. Ciągnie się ten trał szeroko, a delikwenta trzyma się w podejrzeniu, bo może się coś znajdzie. Jest taka uchwała sędziów ze Szczecina, którzy protestują przeciwko tego typu akcji ze swojego terenu.

Czytaj: RPO interweniuje w sprawie przesłuchiwanych sędziów>>

Ale konstytucja i ustawa o sądach powszechnych chronią sędziów przed takimi działaniami.

Formalnie chronią, ale w praktyce różnie bywa i różnie może być. Taka właśnie argumentacja pojawia się w niektórych mediach, że „dlaczego ci sędziowie tak krzyczą, skoro żadnemu z nich nic się jeszcze nie stało. Przecież to tylko sprawdzanie, a więc jest wszystko w porządku”. A właśnie nie jest. Dlatego, że to trałowanie w poszukiwaniu "haków" to jest coś innego, niż normalne, rutynowe sprawdzanie orzecznictwa, to także coś innego niż postępowanie dotyczące już istniejącej sprawy, czy jakiegoś złego zachowania sędziego.

 

To może mieć wpływ na postawy sędziów, na ich niezawisłość?

Oczywiście, że może. Często możemy usłyszeć taki argument, że niezawiłość to przede wszystkim postawa i charakter sędziego, a więc coś wewnętrznego. To prawda, ale po to są te wszystkie zewnętrzne gwarancje niezależności sądów i niezawisłości sędziów, aby nie wystawiać sędziów na pokusy. Przy czym pokusa to nie tylko potencjalne złe zachowanie sędziego, na przykład wobec propozycji korupcyjnej, ale również wtedy,  gdy w obawie przed negatywnymi dla niego skutkami podejmie jakąś decyzję, albo czegoś zaniecha, by mieć "święty spokój".

Może też być "pozytywna reakcja", gdy sędzia, chcąc uniknąć ewentualnych przykrości, zrobi coś po myśli tych zlecających takie kontrole czy przesłuchania. Także w oczekiwaniu na nagrodę, jaką może być awans. Nawet do Sądu Najwyższego.

No cóż, działanie metodą "kija i marchewki" jest znane. Korupcja też ma dwa oblicza. Jedno to marchewka,  a drugie to bacik. Trałowanie  - to jednak  próba korumpowania sędziów, albo strachem, albo perspektywą  szybkiego, nieuzasadnionego i łatwego awansu.

A obok tego zastraszanie. Nie wiem, czy to nie najważniejszy element takich akcji. Trochę na zasadzie, że jak nie da się z wami po dobroci, to jeszcze mamy takie narzędzia. 

To jest element szerszej akcji przeciwko sądom i sędziom. Sądownictwo zostało wciągnięte na ring walki politycznej. To paradoksalnie konsekwencja tego, że Konstytucja nadała sędziom i sądom pozycję trzeciej władzy. A władza to ciągły konflikt i walka, a sędziowie nie są do tego przygotowani. 

A politycy wręcz przeciwnie, to ich żywioł.

To prawda i nie ma tym nic osobliwego, ale sędziowie nie są do tego zaprawieni. To nie ich wina, nikt ich do tego nie przygotowywał. Chociaż trochę może dziwić ich naiwność, że funkcjonowanie w roli trzeciej władzy obędzie się bez tego elementu i bez kosztów. W państwach o niskiej kulturze politycznej i prawnej odbywa się to właśnie tak, jak to widzimy u nas. Sędziowie wciągnięci na ring tych rozgrywek z jednej strony są bezradni, bo politycy działają przy pomocy innych środków.

Czym to się skończy?

Nie wiem, czy się skończy, ale na pewno my płacimy teraz trybut naszego zacofania historyczno-społecznego.