Z najnowszych danych prokuratury wynika, że w pierwszym półroczu 2018 roku, postępowania dotyczące "przestępstw z nienawiści", czyli artykułów 256 i 257 kodeksu karnego, stanowiły tylko 0,14 proc. ogółu. Jedna trzecia z nich - ponad 330 - to postępowania dotyczące mowy nienawiści w internecie, reszta dotyczyła m.in. rasistowskich napisów na murach, publikacji i manifestacji. W 150 sprawach doszło do przemocy, w 131 do kierowania gróźb. 

Czytaj: Polacy akceptują wymuszanie zeznań przez tortury>>

Publiczna dyskusja na temat "mowy nienawiści" wróciła po tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, ugodzonego nożem podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W ocenie prawników konieczna jest zmiana przepisów i podejścia m.in. sądów. - Istotne jest choćby nazywanie rzeczy po imieniu, że ktoś padł ofiarą mowy nienawiści. To często ważniejsze niż sam wymiar kary - mówi dziekan Okręgowej Izby Adwokackiej w Warszawie Mikołaj Pietrzak.  

 


Skazania na podobnym poziomie

Tymczasem jeśli chodzi o liczbę skazanych to od kilku lat kształtuje się ona na podobnym poziomie. W 2015 roku za "mowę nienawiści" skazano 98 osób, potem nastąpił skok - 145 skazanych w 2016, w 2017 r. - 120.

Zdecydowanie więcej osób skazywanych jest z artykułu 257, czyli za publiczne znieważenie grupy ludności lub osoby za jej przynależność narodową, etniczną, rasową, wyznaniową albo z powodu bezwyznaniowości. Przeważają grzywny, kary ograniczenia wolności i pozbawinie wolności z zawieszeniem. Przykładowo w 2017 r. na karę więzienia skazano 4 osoby, w 2016 - 7. 

Zresztą do samych kar eksperci raczej nie mają zastrzeżeń. Podkreślają, że w przypadkach, w których nie dochodzi do przemocy fizycznej lepsze są te o charakterze edukacyjnym. 

Czytaj: W szkołach lekcje o mowie nienawiści - Ordo Iuris protestuje>>

- Nie jesteśmy zwolennikiem tego, żeby za słowa wsadzać ludzi do więzienia. Kara oczywiście jest istotna, ale naszym zdaniem, w tym przypadku powinna być  pedagogiczna. Na przykład pamiętam wyrok, w którym za znieważenie Czeczenki, sprawca został zobligowany do przeczytania książki o sytuacji kobiet w Czeczenii - mówi Agnieszka Mikulska-Jolles z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Problem w konstrukcji przepisów

Prawnicy nie mają natomiast wątpliwości, że problem z "mową nienawiści" jest i dotyczy bezpośrednio przepisów. Ich konstrukcja i zbyt literalna interpretacja przez sądy utrudnia udowodnienie winy. 

- Nie zawsze - na podstawie tych przepisów - można kogoś ukarać za słowa, które w potocznym odczuciu są mową nienawiści. Zabronione są konkretne zachowania, np. publiczne propagowanie faszyzmu, nawoływanie do nienawiści, czy publiczne znieważenie ze względu na czyjąś przynależność rasową, narodową, etniczną, religijną czy bezwyznaniowość. Organy ściganie często traktują te przepisy literalnie, analizując nie tyle semantykę wypowiedzi, co formy gramatyczne – mówi ekspertka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. 

Przypomina, że zarówno prokuratura jak i później sąd muszą działać w granicach prawa, a te - jak ocenie - są węższe niż wyobraźnia osób, które odpowiadają za mowę nienawiści i np. tworzą obraźliwe hasła.  - Zresztą są one przygotowywane tak, by te zakazy omijać. O tym też trzeba pamiętać. A to prowadzi do swoistego paradoksu. Jeśli nie ma wołacza to można polemizować, czy jest to nawoływanie czy nie. Przykład hasło: "Wyrzucimy Żydów z Europy" - sąd w wyroku stwierdził, że do nawoływania by doszło, gdyby zastosowano "wyrzućmy” – mówi Mikulska-Jolles.

 

Dostrzega to też dziekan Warszawskiej Rady Adwokackiej Mikołaj Pietrzak. Dodaje, że praktyką organów ścigania jest też wąskie interpretowanie mowy nienawiści - wynikające z kodeksu karnego i niechętne stawiania zarzutów w sprawach dotyczących mniejszości. 

- Z własnej praktyki wiem, że w wielu przypadkach mowy nienawiści albo aktów agresji motywowanych nienawiścią w związku z przynależnością ofiary do jakiejś mniejszości etnicznej, językowej, narodowej, religijnej, seksualnej, ten element motywacji nienawiścią nie znajduje odzwierciedlenia w zarzutach, akcie oskarżenia czy w opisie czynu w wyroku. Z jakiegoś powodu, być może kulturowego, organy ścigania, i sądy unikają zmierzenia się z tym. A przecież motywacja w postaci nienawiści zasługuje na szczególną analizę, a w przypadku stwierdzenia winy - potępienie – mówi.

Konieczne zmiany - rozszerzenie przesłanek

W ocenie ekspertów zmiany w przepisach są konieczne, choć niekoniecznie w zakresie zaostrzania. Wskazują raczej na poszerzenie przesłanej chroniący przed mową nienawiści - m.in. o orientację seksualną, wiek, niepełnosprawność. 

- To jest bardzo ważne, wręcz niezbędne. Przykładowo mniejszość LGTB należy do najbardziej represjonowanych grup w Polsce, jest najczęstszym adresatem mowy nienawiści - mówi dziekan Pietrzak. 

Rozmówcy portalu wskazują, że taka zmiana wynika też z tendencji światowych, zgodnie z którymi ochronie powinny podlegać wszystkie cechy, z którymi człowiek się urodził i których nie mogą zmienić. 

Czytaj: Strasburg: Mowa nienawiści to nie wolność wyrażania opinii>>

- W tej chwili mamy w tym zakresie chronioną narodowość, rasę, pochodzenie etniczne, religię bezwyznaniowość. Orientacja seksualna, tożsamość płciowa, niepełnosprawność, płeć, wiek to przesłanki, które są chronione na gruncie prawa antydyskryminacyjnego, ale - co jest zaskakujące - nie przed mową nienawiści - dodaje Mikulska-Jolles. 

Prokuratura - jest skuteczniej 

Prokuratorzy podkreślają, że rośnie i wrażliwość społeczna oraz medialna i aktywność prokuratury.  

- Takie sprawy są ścigane z pełną surowością. Wysoka jest, znacznie powyżej średniej skuteczność w przypadku najpoważniejszych, dotyczących przemocy czy groźby jej użycia z powodu przynależność narodowej, etnicznej, wyznaniowej czy politycznej - zapewnia rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik. 

Dodaje, że w tej kategorii, w I półroczu 2018 przedstawiono 245 zarzutów, 186 podejrzanym.