Zespół przygotowuje raport dotyczący opieki psychiatrycznej nad dziećmi w Polsce. Eksperci skupili się na tzw. trudnej młodzieży, czyli nastolatkach - wychowankach  placówek resocjalizacyjnych, którzy jednocześnie byli  hospitalizowani ze względu na problemy psychiczne. Wizytowali różne placówki analizując problem nie od strony medycznej ale sprawdzając co jest oferowane dzieciom, jak wypełniane są zalecenia lekarzy, choćby te wydane przez  podczas pobytu w szpitali psychiatrycznym. Obecnie trwają prace nad projekt ustawy o nieletnich - problemy MOW-ów ma rozwiązać m.in. wprowadzenia nowego rodzaju placówek - ośrodka wychowawczo-adaptacyjnego. Specjaliści nie ukrywają, że lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zmian w MOW-ach.  

Czytaj: Od ośrodka wychowawczego po więzienie - wadliwy system psuje dzieci>>
 

Patrycja Rojek-Socha: Raport poświęcony jest dzieciom przebywającym w MOW-ach, zakładach poprawczych, ale też na oddziałach psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży zarówno sądowych jak i ogólnodostępnych. Dlaczego skupili się państwo na tzw. trudnej młodzieży? 

Justyna Jóźwiak: Bo według nas to taka populacja młodzieży, która wymaga szczególnej opieki, ponieważ nie ma wsparcia ze strony rodziców, bliskich, opiekunów prawnych. To jest jakaś podstawa i źródło wszystkich ich problemów i zaburzeń. W każdej takiej sprawie staraliśmy się wnikać w historie tych dzieci i w zasadzie pojawiła się jeden schemat. Za każdym z tych dzieci stoją dramatyczne doświadczenia. Od molestowania seksualnego, poprzez przemoc fizyczną, psychiczną ze strony najbliższych, porzucenie przez rodziców, ich samobójstwo, po uzależnienia rodziców, alkoholizm czy narkomanie. Stąd też konieczna jest w ich przypadku kompleksowa opieka terapeutyczna, medyczna, wsparcie pedagogiczne i wychowawcze. Jeśli nie uporają się ze swoimi problemami teraz to nie uporają się z nimi też w życiu dorosłym. 

 


Od wielu lat wskazuje się na problemy z MOW-ami. Nowym pomysłem resortu jest stworzenie ośrodków wychowawczo-adaptacyjnych, które w jakimś zakresie mają MOW-y odciążyć, szczególnie jeśli chodzi o bardziej zdemoralizowane nastolatki. Jaki obraz MOW-ów wyłania się z analizy KMPT? 

Zacznijmy od tego, że takim drugim wspólnym elementem, jaki wyłania się z biografii/historii życia wychowanków MOW-ów,  jest fakt przebywania od najmłodszych lat w placówkach opiekuńczych i wychowawczych. Zazwyczaj takie dziecko, w wieku kilku lat traci rodziców lub jest przez nich porzucane - ojciec trafia do zakładu karnego, a matka zakłada drugą rodzinę lub wyjeżdża. Trafia więc do rodzin zastępczych, te rezygnują z opieki z powodu sprawiania przez nie problemów wychowawczych. Następnie dom dziecka i coraz poważniejsze problemy wychowawcze. W końcu placówka kieruje wniosek do sądu o przeniesienie do MOW-u z powodu wykazywania przejawów demoralizacji. 

Czytaj: Poprawczak obowiązkowo w przypadku gwałtu, zabójstwa czy... podpalenia>>

To pomaga? 

W samych młodzieżowych ośrodkach wychowawczych odkryliśmy praktykę, która jest dla nas przerażająca. Okazuje się, że w momencie gdy dziecko dalej sprawiało problemy dyrektorzy się między sobą umawiali i dany wychowanek był przenoszony dalej do innego MOW-u. Jest taka możliwość prawna, żeby przenosić wychowanków pomiędzy różnymi placówkami i niestety - to się odbywa bez nadzoru sądu. Dyrektorzy między sobą się umawiają, albo sprawa jest kierowana do Ośrodka Rozwoju Edukacji, który tego nieletniego przekazuje do kolejnego MOW-u. Przykład - sprawa dziewczynki z zaburzeniami psychicznymi. W ciągu dwóch lat przebywała w pięciu czy sześciu różnych ośrodkach wychowawczych. Bardzo trudno było się jej zaadaptować, ponieważ co kilka miesięcy zmieniała miejsce. Efekt - pozbawianie stabilizacji, bezpieczeństwa i brak systematycznej, adekwatnej do jej potrzeb opieki specjalistycznej. 

Z czego to wynika? Próba pozbycia się problemu? 

W mojej ocenie tak. Są MOW-y, które nie nadużywają tej praktyki, starają się pracować z takimi dziećmi lub przynajmniej zapewnić im bezpieczne warunki. Myślę jednak, że są w mniejszości. Jeżeli się nie da do innego MOW-u to wtedy dyrektor kieruje wniosek do sądu o zmianę środka wychowawczego na środek leczniczy i dziecko umieszczane jest na oddziale psychiatrycznym sądowym. Ale - nie każde dziecko się kwalifikuje. W takich przypadkach jest możliwość umieszczenia na krótszą hospitalizację na oddziale ogólnodostępnym. Na powiedzmy dwa tygodnie i wraca do MOW-u, którego cały czas jest wychowankiem. 

Czytaj: Dyrektor szkoły ukarze niesfornego ucznia>>

Co jest największym problem tych placówek? 

To, że nie są sprofilowane. Są to ośrodki wychowawcze resocjalizacyjne i rewalidacyjno-resocjalizacyjne. Te ostatnie przeznaczone są dla nieletnich z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Pozostałe są dla nieletnich niedostosowanych społecznie, czyli tych którzy wykazują demoralizację albo popełnili czyn karalny. Nie ma placówek, nie ma ośrodków takich, które np. byłyby przeznaczone dla dzieci uzależnionych od alkoholu, od środków psychoaktywnych, narkotyków czy - duży problem - dopalaczy. Nie ma placówek przeznaczonych dla nieletnich z zaburzeniami psychicznymi gdzie oddziaływania byłyby sprofilowane i ukierunkowane na ich potrzeby. Nawet w zakładach poprawczych jest inaczej, choć tych placówek - powiedzmy specjalistycznych - jest niewiele. W MOW-ach jest szerokie spektrum problemów od dzieci uzależnionych, poprzez nieletnich z zaburzeniami psychiatrycznymi, którzy systematycznie zażywają leki, nieletni którzy popełnili czyn karalny, dokonali rozboju, albo kradzież, po dzieci które trafiły tu w związku z demoralizacją czyli nie chodzą do szkoły, wagarują, używają wulgaryzmów.  Mogą tam być też umieszczani - co moim zdaniem jest nie do przyjęcia - nieletnich w tzw. trybie tymczasowym na podstawie artykułu 26 ustawy o postępowaniu w sprawach o nieletnich. Czyli w trakcie toczącego się postępowania. Bez osądzenia. W przypadku dorosłych -  to są dwie grupy, które są mocno od siebie izolowane. W przypadku nieletnich wszystkie kategorie wychowanków trafiają do jednej placówki. 

Ogromne wyzwanie? 

Oczywiście. I o ile MOW ma niewielką pojemność - np. 26 wychowanków, to można nad tym jeszcze teoretycznie zapanować - pod warunkiem posiadania wyspecjalizowanej kadry. Ale jeżeli placówki liczą 80, 90 wychowanków albo ponad 100, sytuacja się komplikuje.  Przykład - chłopiec uzależniony od heroiny, Czeczen z pochodzenia i muzułmanin. Trafił do MOW-u po długim okresie zażywania heroiny, wymagał szpitalnego detoksu, ale szpital nie chciał go przyjąć. Pracownicy MOW-u wrócili z nim do ośrodka i zaczęli mu szukać ośrodka leczenia uzależnień poza MOW-em, i okazało się, że są takie ośrodki ale nie realizuje się w nich obowiązku szkolnego, więc jeśli tam by trafił na kilka miesięcy, to by się nie uczył. Część z nich to ośrodki katolickie, do których mogą  być przyjmowane osoby, które z tą wiara utożsamiają i najczęściej nie zgadzają się na przyjmowanie osób innej wiary. 

Udało się chłopcu pomóc? 

Nie otrzymał opieki jaką powinien otrzymać w tej sytuacji, pomagali mu we własnym zakresie pracownicy MOW. Po odtruciu powinno podjąć się kolejne kroki zmierzające do leczenia uzależnienia psychologicznego, a do tego konieczna jest profesjonalna terapia.

Jak wygląda sytuacja dzieci, które są leczone lekami psychotropowymi i przebywają w MOW-ach? Jest ich dużo? 

W naszej ocenie - dość dużo.  Nie mamy takich statystyk, bo nie są generowane. Dopiero jak przyjeżdżaliśmy na miejsce dowiadywaliśmy się, że są takie przypadki.  W zasadzie w każdym MOW-ie było kilka lub kilkanaście dzieci przyjmujących leki. Najczęstszym rozpoznaniem stwierdzonym wśród nich przez psychiatrów było zaburzenie zachowania i emocji, w tym zaburzenia opozycyjno – buntownicze, czyli: brak koncentracji, agresja, niestosowanie się do norm ogólnie obowiązujących, poleceń opiekunów, nadpobudliwość, uzależnienie etc. - tak przynajmniej wynikało z ich dokumentacji. Pojęcie zaburzeń zachowania  jest niejednoznaczne, gdyż kryje się za nim bardzo szeroki i otwarty wachlarz zachowań. I tożsame jest z pojęciem demoralizacji , które w postanowieniach sądu najczęściej opisywane jest jako naruszanie zasad współżycia społecznego, uchylanie się od obowiązku szkolnego, buntowniczość, uzależnienie, używanie wulgaryzmów. 

Przyjmijmy, że wychowanek MOW-u zostaje wreszcie zdiagnozowany, dostaje wypis, co dalej? 

Lekarz przepisuje mu zazwyczaj leki, które dziecko ma przyjmować i zaleca np. uczestniczenie w terapii indywidualnej, albo w terapii grupowej, albo oddziaływanie wzmożone dla dzieci DDA. Czyli co bardzo ważne jest pomysł.  Dziecko wraca do MOW-u i ... oprócz leków, pozostałe zalecenia nie są realizowane. 

Dlaczego? 

MOW-y nie są placówkami, w których takie dziecko otrzyma zindywidualizowaną, adekwatną, przemyślaną pomoc terapeutyczną. W tych placówkach jest zatrudniony psycholog i pedagog, ale spotkania z nimi są doraźne, jak coś się dzieje, jak dziecko się okaleczy, nie pojedzie do domu. Zresztą podczas wizytacji proponujemy dyrektorom, by nawiązali współpracę z organizacjami pozarządowymi, które specjalizują się w takich terapiach i słyszymy, że przecież dziecko trzeba dowieźć, że uczestniczyło ale się zniechęciło itp. Duża liczba MOW-ów  jest w małych miejscowościach, oddalonych od większych miast co oznacza, że ta siatka różnych fundacji i takich poradni, instytucji, które mogłyby pomóc jest w odległości kilkudziesięciu kilometrów  - a to rzeczywiście może być wyzwaniem. Jedynymi oddziaływaniem, poza lekami jest - raz na kilka miesięcy - konsultacja psychiatryczna, w poradni zdrowia psychicznego, celem wypisania kolejnych leków. Taka wizyta trwa niecałą godzinę. Pani pyta  jak się czują i przepisuje leki, które wydają im wychowawcy. Bywa, że dzieci po nich zasypiają na lekcjach, bo nie mówią na tych wizytach co się z nimi po lekach dzieje. Nawet nie wiedzą, że powinny. 

A różnego rodzaju zajęcia organizowane w MOW-ach?

Oczywiście, w tych placówkach bardzo dużo się dzieje, jeśli chodzi o wypełnienie czasu wolnego. Koło fotograficzne, koło sportowe, lepienie z masy solnej, arteterapia - i to jest dużym plusem. Bo wychowawcy starają się z tych dzieci wydobyć potencjał. Ale to nie zastąpi specjalistycznych oddziaływań pozwalających uporać się z urazami i traumami z dzieciństwa.  Ważne, że ktoś śpiewa, maluje, gra w teatrze ale nieprzerobione traumy wracają. W dodatku dzieci nie rozumieją z czego wynikają ich problemy. Ktoś dorosły, czyli specjalista musi im o tym opowiedzieć. 

Personel nie jest do przygotowany?

Zawsze bardzo ważną funkcje w takich placówkach pełni personel i od niego dużo zależy. W sytuacji gdy są to ludzie z pasją i misją i z ogromną mądrością życiowa to jeszcze MOW-y w jakiś sposób funkcjonują, ale jeżeli mamy personel składający się z niedoświadczonych pracowników, którzy  są dopiero na początku swojej ścieżki zawodowej, nie mają od kogo się uczyć albo nie chcą się uczyć bo wydaje im się, że wszystko wiedzą -  to zaczyna być problem. Tym bardziej, że chcą być kumplami dla tych wychowanków a to może prowadzić do tragedii. I takich przykładów jest sporo - choćby głośna sprawa MOW-u w Rejowcu gdzie jeden chłopiec został zgwałcony przez drugiego. I to nie jest odosobniony przypadek takie sygnały do nas trafiają. W takich sytuacjach jest ogromne ryzyko pojawienia się drugiego życia w placówce. Nieformalnej struktury, hierarchia, lider wyznaczającego zasady. Pracownicy, którzy bezpośrednią pracują z nieletnimi powinni być szkoleni, mieć superwizję, by móc omawiać ze specjalistami trudności.  A tak się nie dzieje, niektórzy we własnym zakresie załatwiają sobie szkolenia, bo w placówce oferowane są tylko te podstawowe np. z zakresu BHP czy pierwszej pomocy. My widzimy konieczność  szkolenia w zakresie rozwiązywania konfliktów w grupie albo technik deeskalacji konfliktu, stosowania przymusu bezpośredniego, czy nowoczesnych oddziaływań resocjalizacyjnych. Ważne jest także zapobieganie wypaleniu zawodowemu. A z tym jest problem. 

 

Samookaleczenia są częstym problemem? 

Tak. Generalnie dzieci za samookaleczanie dostają kary - zakaz wychodzenia na dwór, czy korzystania z internetu, zamiast otrzymać wsparcie oraz specjalistyczną pomoc i opiekę. Badaliśmy sprawę dziewczynki, która się pocięła się tuż po rozmowie przez telefon ze swoją matką. Kobieta zakazała jej przyjazdu na święta do domu. Dziecko zostało ukarane. Pielęgniarki jedynie opatrzyły jej rany. Nikt nie rozmawiał z nią, nie miała wsparcia psychologa.

A próby samobójcze? 

Zdarzają się rzadko. To pojedyncze przypadki i zawsze jest to przesłanka do umieszczenia na oddziale psychiatrycznym.  Ale jeśli na tym oddziale dziecko złamie regulamin - np. zapali papierosa albo będzie używało wulgaryzmów - to zostaje z oddziału wypisane i wraca do MOW-u. W dokumentacji jednej z nieletnich czytaliśmy, że dziewczynka po próbie samobójczej w MOW-ie, trafiła na oddział. Tam ponownie próbowała popełnić samobójstwo. Następnie złamała regulamin i została wypisana do MOW- u, mimo że wymagała dalszej hospitalizacji. Ale bywa też, że nastolatki chcą trafić na oddział psychiatryczny. Dlaczego? Bo w MOW-ie jest czasem duży reżim, trzeba chodzić do szkoły, są ograniczane kontakty z sympatiami, a na oddziale psychiatrycznym nie trzeba tego wszystkiego robić i jest łatwiejszy kontakt ze światem zewnętrznym.