Tomasz M. (personalia zmienione) od jakieś czasu pił. 29 kwietnia 2014 r. ze względu na złe samopoczucie udał się w towarzystwie żony i córki na SOR. Po wstępnym rozpoznaniu żółtaczki został hospitalizowany w szpitalu.

W nocy był niespokojny, miał omamy wzrokowe, wstawał, chciał mopem myć podłogę w sali, próbował uciec ze szpitala. Opiekujący się nim lekarz skontaktował się telefonicznie z lekarzem psychiatrą z innego szpitala, a ten stwierdził, że ze względu na stan zdrowia chorego (duże uszkodzenie wątroby i żółtaczkę) nie może przyjąć pacjenta na oddział psychiatryczny, ponieważ w szpitalu nie ma lekarza internisty. Skonsultowano, jakie leki należy podawać pacjentowi.

W ciągu dnia zachowanie pacjenta nie zmieniło się. Chodził po korytarzu, innych salach, chciał się oddalić ze szpitala. Po konsultacji ze starszym lekarzem i rodziną (która była obecna cały czas w szpitalu) lekarz dyżurujący podjął decyzję o zastosowaniu wobec pacjenta środków przymusu bezpośredniego przez unieruchomienie go pasami.

Samobójstwo pacjenta w szpitalu

Tomasza M. (także na prośbę innych pacjentów obawiających się jego zachowania) przeniesiono do innej sali, bez żadnych zabezpieczeń w oknach. Drzwi do tej sali były widoczne z dyżurki. Mężczyzna był tam jedynym pacjentem. Około godz. 17.00 zapięto mu skórzane pasy w nadgarstkach i kostkach. Podczas tych czynności był spokojny. Niespełna pół godziny później pielęgniarki przez uchylone drzwi usłyszały krzyk z tej sali. Kiedy wbiegły do niej okazało się, że pacjent wyswobodził się z pasów i wyskoczył przez okno.  Zginął na miejscu w wyniku wielonarządowego urazu.

Prokuratura nie dopatrzyła się odpowiedzialności personelu medycznego za śmierć pacjenta i umorzyła śledztwo w tej sprawie. Wojewódzka komisja ds. orzekania o zdarzeniach medycznych uznała, że zgon pacjenta jest zdarzeniem medycznym. Przed sądem wdowa po zmarłym oraz szóstka dzieci domagała się od szpitala wysokiego zadośćuczynienia, odszkodowania i świadczeń rentowych zarzucając placówce braku należytej opieki medycznej nad Tomaszem M. podczas jego pobytu w placówce.

Prawidłowe działanie medyczne, nieprawidłowe zabezpieczenie

Sąd Okręgowy w Krakowie stwierdził, że placówka medyczna odpowiada za następstwa samobójczej śmierci pacjenta, bowiem nie dochowała wymagań organizacyjnych prawidłowego funkcjonowania jednostki służby zdrowia. Konsekwencje tych zaniedbań, których dopuścił się w sposób zawiniony personel medyczny pozostają w adekwatnym związku przyczynowym z śmiercią Tomasza M.

Sąd stwierdził, że sama opieka medyczna nad pacjentem podczas jego pobytu w szpitalu była zgodna z wiedzą medyczną i standardami postępowania obowiązującymi w odniesieniu do pacjentów z rozpoznanym majaczeniem alkoholowym i alkoholową niewydolnością wątroby. Z uwagi na znaczne uszkodzenie wątroby pacjent potrzebował opieki internistycznej przez całą dobę, a więc leczenie majaczenia alkoholowego nie mogło odbywać się w szpitalu psychiatrycznym. Za prawidłowe, zgodne z art. 18 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, sąd ocenił także zastosowanie wobec pacjenta przymusu bezpośredniego w postaci unieruchomienia. Także prawidłowe i zgodne z wiedzą medyczną było leczenie farmakologiczne (leki z grupy benzodiazepin).

Nieskuteczne zabezpieczenie pacjenta

Jako nieprawidłowe sąd uznał działania wobec pacjenta po decyzji o jego unieruchomieniu. Sąd opierając się m.in. na ustaleniach komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych stwierdził, że zgodnie ze standardem „stosowania przymusu bezpośredniego” izolacja pacjenta powinna polegać na umieszczeniu go pojedynczo w zamkniętym i odpowiednio przystosowanym pomieszczeniu. Tymczasem warunki sali na której go umieszczono nie spełniały wskazanych kryteriów z uwagi na brak krat w oknach, brak zabezpieczeń uniemożliwiających otwarcie okna od wewnątrz, brak wizualnego monitoringu oraz niewidoczność łóżka z punktu pielęgniarskiego.

Sąd zwrócił przy tym uwagę, że właściwe zabezpieczenia okien miała sala, gdzie wcześniej przebywał Tomasz M. wraz z innymi pacjentami przed zastosowaniem unieruchomienia. Nie było zatem, przeszkód aby przenieść pozostałych do innej sali, a pozostawić tam tylko jego.

O odpowiedzialności szpitala decyduje także sama nieprawidłowość unieruchomienia skoro pacjent zdołał się samodzielnie uwolnić z pasów w czasie nie dłuższym aniżeli piętnaście minut, który upłynął pomiędzy opuszczeniem sali przez pielęgniarkę, która usiłowała nakarmić go, a czasem kiedy doszło do wyskoczenia przez okno. Nastąpiło to w niespełna trzydzieści minut od chwili zapięcia klamer pasów na nadgarstkach i kostkach nóg.

Sąd zasądził więc od szpitala na rzecz żony i dwóch najmłodszych jego synów po 80 tys. zł zadośćuczynienia, w odniesieniu do pozostałej czwórki dzieci po 70 tys. zł zadośćuczynienia oraz 20 tys. zł odszkodowania dla żony za pogorszenie jej sytuacji życiowej. Łącznie 540 tys. zł

 

Taki pacjent powinien być pod szczególnym nadzorem

Wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny w Krakowie. Podkreślił, iż prawidłowa realizacja świadczeń medycznych w przypadku osoby z zaburzeniami o podłożu psychiatrycznym powinna być w sposób szczególny staranna z punktu widzenia zapewnienia mu bezpieczeństwa.  Tym bardziej, że z powodu schorzeń (żółtaczka i uszkodzenie wątroby) nie można było leczyć go w psychiatrycznej placówce specjalistycznej.Nieprawidłowości organizacyjne, do jakich doszło w tym przypadku takiego bezpieczeństwa nie zapewniły, a zaniedbania w tym zakresie umożliwiły podjęcie przez pacjenta skutecznej próby samobójczej.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 15 czerwca 2020 sygn. I ACa 53/20