Adwokat jest koordynatorem działu antyrepresyjnego w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Patrycja Rojek-Socha: Panie Mecenasie, w ostatnich dniach zapadł precedensowy wyrok w sprawie związków jednopłciowych. TSUE orzekł, że państwo członkowskie ma obowiązek uznać małżeństwo pary tej samej płci zawarte legalnie w innym kraju Unii Europejskiej. Polska tymczasem ma nie tylko z tym problem, nadal nie mamy ustawy regulującej kwestie związków partnerskich.
Jarosław Jagura: W mojej ocenie to, co się dzieje wokół projektu ustawy o związkach partnerskich, jest niepokojące. Projekt już miał być gotowy, teraz ponownie pojawiają się sygnały, że może być ograniczany w zakresie wspólnego rozliczania partnerów. W mojej ocenie może okazać się, że przygotowywana regulacja nie będzie realizowała tego, co wynika z orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. I wyobrażam sobie sytuację, kiedy Trybunał po kolejnych skargach par jednopłciowych, czy na etapie monitorowania wykonania obecnych wyroków, Komitet Ministrów Rady Europy, uzna, że w Polsce w sposób niewystarczający zabezpieczane są podstawy prawne tego typu związków. A przecież chodzi o podstawowe więzi pomiędzy osobami bliskimi. Więź emocjonalną, ekonomiczną itp. Te minimalne – podkreślam – kryteria, umożliwiające np. dziedziczenie partnera po partnerze bez konieczności dzielenia się z państwem podatkiem, nie są obecnie zagwarantowane.
Czytaj: Rising Stars 2025, znamy już młodych prawników - liderów jutra>>
Pojawiają się argumenty, że takie kwestie związane z dziedziczeniem czy wspólnym majątkiem można uregulować u notariusza. To dopytam, notariusz nie wystarczy?
Oczywiście, że nie. Wróćmy choćby do dziedziczenia. Oczywiście można spisać testament, tyle że partnerzy w związkach nieformalnych nie są traktowani przez przepisy jak osoby bliskie. To z kolei oznacza, że nawet jeśli na podstawie testamentu będą dziedziczyć, to będą musieli zapłacić bardzo duży podatek od spadków i darowizn. W przypadku nieruchomości po śmierci partnera może to oznaczać konieczność jej sprzedaży lub zaciągnięcia kredytu „na podatek". Kolejnym takim obszarem są kwestie medyczne. Mamy teoretycznie przepis, można wskazać dowolną osobę uprawnioną do uzyskiwania informacji. No, ale lepiej byłoby, gdyby to wynikało wprost z ustawy o związkach partnerskich. Żeby był potwierdzony status osoby, z którą jesteśmy w nieformalnym związku. Do tego dochodzą kwestie podstawowe, czyli godnościowe. Obywatel ma prawo do tego, by państwo respektowało jego prawa, w tym uznawało jego relację, także jeśli jest partnerska. Powinniśmy iść w kierunku równości małżeńskiej, a nie „odcinania" kolejnych uprawnień od związków partnerskich.
Cena promocyjna: 69.5 zł
|Cena regularna: 139 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 97.3 zł
Wyrok TSUE coś zmieni?
Wyrok TSUE zmienia reguły gry. Unijny Trybunał powiedział, że państwo polskie musi uznawać małżeństwa zawarte legalnie w innych krajach UE. W polskich warunkach takie uznanie musi oznaczać transkrypcję zagranicznego aktu małżeństwa, czyli na podstawie zagranicznego aktu musi być wydany polski akt małżeństwa. Teraz urzędy stanu cywilnego muszą wydawać takie akty, a sądy muszą w razie czego nakazywać dokonanie transkrypcji. Ale to nie wszystko, nie chodzi tylko o sam dokument. Trybunał – inaczej niż w poprzednich sprawach – nie zaznaczył, że uznanie małżeństwa ma być tylko i wyłącznie na potrzeby przyznania prawa pobytu i przemieszczania się w UE. Czyli małżonkowie powinni móc kontynuować życie małżeńskie na podobnych warunkach jak za granicą, inaczej znów mielibyśmy do czynienia z „przeszkodą w korzystaniu ze swobody przepływu osób”. Jest to logiczne, bo powinni móc korzystać np. z zabezpieczenia społecznego, z ubezpieczenia zdrowotnego, zasad dziedziczenia i rozliczania z fiskusem jak inne małżeństwa. Zapewne będą nas czekać kolejne postępowania sądowe dotyczące tych kwestii. Ale wyrok TSUE to kolejny bardzo wyraźny sygnał – musimy zapewnić ochronę prawną dla związków osób tej samej płci.
Jakie mogą być konsekwencje dla Polski wynikające z braku uregulowania związków partnerskich?
Nie ma wątpliwości, że brak ustawy o związkach partnerskich będzie skutkował kolejnymi skargami do ETPCz. Jak na razie Trybunał potwierdzał naruszenie i uznawał, że to samo w sobie stanowi wystarczającą kompensację krzywdy. Ale wyobrażam sobie, że w sytuacji, gdy będzie coraz więcej tych spraw, a państwo będzie opieszałe w wykonywaniu wcześniejszych wyroków, Trybunał zacznie zasądzać skarżącym zadośćuczynienia. W zawodowym zainteresowaniu Pana Mecenasa, co zresztą wynika z uzasadnienia tegorocznej nagrody, są też inne obszary związane z ochroną praw człowieka. Co – jeśli chodzi o potrzebne zmiany w przepisach czy praktyce – jest priorytetem? Nie ukrywam, że taką podstawową kwestią jest sytuacja na granicy polsko-białoruskiej, a konkretnie nieprzestrzeganie przez Polskę prawa do ubiegania się przez osoby, które przekraczają tę granicę, o ochronę międzynarodową. Oczywiście władze tłumaczą się koniecznością podnoszenia bezpieczeństwa, ale powiedzmy wprost, to, jak traktowani są imigranci, jest jawnym naruszeniem standardów międzynarodowych. Niepokojące jest też to, w jaki sposób państwo polskie traktuje osoby niosące pomoc humanitarną na granicy. Te represje kryminalne utrzymują się, mimo że przed sądami zapadają rozstrzygnięcia uniewinniające.
Problemem są przepisy czy praktyka?
Oczywiście i jedno, i drugie. Nie zapominajmy przecież o wprowadzeniu tzw. zawieszenia prawa do azylu, czyli innymi słowy możliwości ubiegania się o ochronę międzynarodową przez osoby, które przekraczają granicę polsko-białoruską w sposób nieuregulowany. Co więcej, obecnie Straż Graniczna nie przyjmuje wniosków w zakresie ochrony międzynarodowej od osób, które przekroczyły granicę polsko-białoruską w sposób nieuregulowany, i to niezależnie od tego, gdzie ten wniosek jest składany. A przecież zgodnie ze standardami, o czym mówią i organizacje pozarządowe, i RPO, wystarczyłoby przyjąć takie deklaracje i przeprowadzić zgodne z procedurami postępowanie. Sam wniosek nie oznacza przyznania ochrony międzynarodowej. Jeśli dana osoba na to nie zasługuje, jeśli nie ma faktycznego zagrożenia dla niej ze względu na powrót do ojczystego kraju, to przecież Polska w ostateczności ma możliwość jej deportacji. Powtarzam, to ma także znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo to także przestrzegania prawa i procedur. Taka procedura pozwala na weryfikację, z kim mamy do czynienia, na udzielenie tym osobom odpowiedniego wsparcia, co też pokazałoby naszą siłę jako społeczeństwa no i przywiązanie do praworządności. Bo praworządność w tym przypadku oznacza umiejętność zgodnego z prawem zapanowania nad sytuacją, a nie budowanie murów, które i tak są nieszczelne i powodują ogromne koszty. Więc potrzebna byłaby także zmiana praktyki działania służb i państwa. Spójrzmy choćby na obecnie obowiązujące ustawodawstwo Unii Europejskiej i tak zwaną dyrektywę facylitacyjną, która definiuje pojęcie ułatwiania nielegalnego wjazdu, tranzytu i pobytu na terytorium UE zobowiązuje kraje do wprowadzania różnych przepisów penalizujących właśnie taką pomoc w przekraczaniu granicy. Ale nawet te przepisy unijne, które są bardzo restrykcyjne, pozwalają na to, żeby państwo albo przez zmianę prawa, albo przez zmianę swojej praktyki nie karało osób, które pomagają z przyczyn humanitarnych – wspierając wodą, jedzeniem, udzielając pomocy medycznej.
Słynna sprawa piątki z Hajnówki?
Tak. W tej sprawie prokuratura finalnie chciała, aby osoby były skazane za organizowanie przekraczania granicy. Inny mój klient był oskarżony o wywieranie wpływu na Straż Graniczną. A chodziło o to, że przyszedł do placówki SG i tam dowiedział się, że z kolei jego klient, który chwilę wcześniej chciał ubiegać się o ochronę międzynarodową, ponoć zmienił zdanie. Chciał spotkać się ze swoim mocodawcą, poniosły go emocje, powiedział kilka niecenzuralnych słów, co skończyło się sprawą o „wywieranie wpływu i grożenie Straży Granicznej". Natomiast obywatel Somalii został wywieziony na Białoruś. Sąd I instancji w tej sprawie wyraźnie wskazał, że nie było żadnej groźby, a to funkcjonariusze nie przestrzegali procedury, nie przestrzegali też praw mojego klienta, który występował wówczas jako pełnomocnik osoby ubiegającej się o ochronę. Sąd uznał, że słowa były emocjonalną reakcją na zderzenie ze ścianą, - dodajmy – ścianą bezprawia.
Mówiliśmy również o ubezwłasnowolnieniu, chociaż w tym zakresie widać światełko w tunelu, projekt jest w opiniowaniu.
Rzeczywiście projekt jest gotowy, prace nad nim trwają, ale jest sporo opinii krytycznych, które wskazują, że projekt nie realizuje w pełni standardów Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami. Innym problem to kwestia asystencji, która ma wspierać samodzielność osób z niepełnosprawnościami – środowiska osób z niepełnosprawnościami krytykują obecnie proponowane rozwiązania. Zresztą to, w mojej ocenie, pokazuje, jaki generalnie problem mamy z tematami związanymi z prawami człowieka. One nie są tzw. mainstreamem dla polityków, ciężko jest na nich zbudować poparcie polityczne i dlatego są spychane na margines. Przy czym oczywiście politycy, polityczki mają wystarczające narzędzia, żeby w ciągu, nie wiem, kilku miesięcy wytężonej pracy te najbardziej pilne kwestie uregulować.
Z tą polityczną chęcią jest chyba największy problem, co widać też na przykładzie aresztów?
To jest polski problem systemowy i rzeczywiście, mimo licznych wyroków ETPCz, zmian przepisów, kolejnych zapowiedzi i propozycji nadal nierozwiązany. A przecież wydawałoby się, że mówimy o temacie, który nie ma barw politycznych – czyli nie powinno być nic prostszego niż przyjęcie nowych przepisów, chociaż obawiam się, że bez systemowego rozwiązania przewlekłości i długotrwałości postępowań kolejne nowelizacje mogą nie wpłynąć znacząco na poprawę praktyki stosowania tymczasowego aresztowania. Moim zdaniem generalnie kwestie związane z ochroną praw człowieka nie są ani popularne, ani tak naprawdę dla polityków wygodne.
Panie Mecenasie, skąd taki wybór ścieżki kariery?
Niewątpliwie ma to związek z tym, że współpracę z Helsińską Fundacją Praw Człowieka rozpocząłem w 2012 r., tuż po tym, kiedy na drugim roku studiów prawniczych trafiłem na zajęcia do profesor Doroty Pudzianowskiej, która była związana z Fundacją, opowiadała o ciekawych sprawach prowadzonych w Fundacji i zasugerowała, że mógłbym się zgłosić na praktyki. Ta praca, zaangażowanie bardzo mi się podobało i tak już zostało. Uznałem, że dla mnie ważne jest to, by móc w swojej pracy wspierać osoby, które tej pomocy najbardziej potrzebują. Myślę, że gdyby nie moi klienci, moje klientki, którzy są bardzo odważni, bez ich odwagi do sprzeciwiania się rzeczywistości, niesprawiedliwościom, to tej nagrody bym nie otrzymał . Nie da się też ukryć, że w sprawach trudnych, wymagających sporego zaangażowania, precedensowych wygrana daje ogromną satysfakcję i poczucie, że coś się zmienia dla klientów. I powtórzę, politycy mówią: „no tak, prawa człowieka, ale to bezpieczeństwo jest najważniejsze". Niestety bez przestrzegania praw człowieka nie ma bezpieczeństwa, bo nie stworzymy bezpiecznego państwa i społeczeństwa, jeśli nie będziemy przestrzegać praw mieszkańców naszego kraju, chronić ich przed mową nienawiści, dyskryminacją, gwarantować im normalne, godne życie. Prawa człowieka nie mogą być traktowane jak coś abstrakcyjnego, są bezpiecznikiem i naszą tarczą przed władzą, jeśli je łamie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.









