Rada Przedsiębiorczości BCC wyraziła stanowczy protest wobec projektu rządowego, który zakłada dodatkowe opodatkowanie przychodów z reklam. Organizacja zwraca uwagę, że wejście w życie projektu w obecnym kształcie będzie miało dalece negatywne skutki dla całej gospodarki i zamiast zakładanych dodatkowych przychodów, przyniesie wielomiliardowe straty.

BCC: Reklama jest dźwignią handlu

Eksperci BCC wskazują, że w gospodarce rynkowej znana powszechnie jest prawdziwość twierdzenia, że reklama jest dźwignią handlu. Rynek reklamy jest jednym z najważniejszych kół zamachowych gospodarki. Ich zdaniem, ograniczenie reklamy zmniejszy konsumpcję, która i tak jest na poziomie najniższym od lat. A konsumpcja bezpośrednio wpływa na kondycję PKB. Według wyliczeń Deloitte dla World Federation of Advertisers w UE każda złotówka wydana na reklamę przekłada się na 7 złotych wzrostu PKB.

Zobacz również: Media bez wyboru - protest przeciwko nowym podatkom >>

BCC wskazuje, że planowane obciążenia podatkowe dotkną zatem wszystkich przedsiębiorców, a w konsekwencji również obywateli. Wprowadzenie takich obciążeń w środku roku podatkowego, wbrew ustalonym od lat zasadom – a ponadto w czasie, w którym pandemia wciąż dławi gospodarkę – będzie miało efekt odwrotny do zamierzonego. Zdaniem organizacji, wyliczenia Ministerstwa Finansów, według których dodatkowe opodatkowanie przychodów reklamowych miałoby w 2022 roku przynieść ok. 800 mln złotych są błędne, gdyż nie uwzględniają negatywnych skutków proponowanych rozwiązań w postaci obniżki PKB. Straty na podatku VAT, PIT i CIT wielokrotnie przewyższą planowane wpływy z nowego podatku i mogą osiągnąć poziom 6 miliardów złotych. Polski rząd postanawia nałożyć na obywateli kolejne podatki i ograniczyć dopływ tlenu do gospodarki, gdy jednocześnie kraje sąsiadujące z Polską wprowadzają rozwiązania pozytywnie oddziałujące na gospodarkę. Niemcy obniżają VAT, a Czesi radykalnie zmniejszają podatek dochodowy.

 

Nad podatkiem pracuje UE, Polska wprowadza dodatkową daninę

- Rząd twierdzi, że jest to podatek na gigantów cyfrowych, ale nad takim podatkiem pracuje aktualnie Unia Europejska i OECD, a założenia nowego rządowego projektu nakładają na reklamę w internecie jedynie 5 proc. podatku, podczas gdy media tradycyjne zapłacą przynajmniej dwa razy tyle, czyli 10 proc. lub więcej. Całkowicie niezrozumiałe jest rozgraniczenie planowanych stawek podatkowych w zależności od formatu reklamy – uważa Marek Goliszewski, prezes BCC. Jego zdaniem, ustawodawca celowo zawyża stawki dla rynku prasy drukowanej, kin i reklamy zewnętrznej w sytuacji, w której czytelnictwo prasy w Polsce należy do najniższych w Europie.

- Czy w takim razie prawdziwą intencją nowej ustawy nie jest właśnie zamach na niezależne media? W końcu takie działania dotkną przede wszystkim te media, które nie są powiązane ze spółkami skarbu państwa – wskazuje ekspert.

 


Zakres i konstrukcja podatku pełne wątpliwości

Wątpliwości budzą też zakres i konstrukcja podatku. Nie są one zgodne z prawem Unii Europejskiej, w tym z unijną zasadą swobody przepływu usług, swobody prowadzenia działalności gospodarczej oraz proporcjonalności.

Podnoszenie podatków w kryzysie nie jest rozwiązywaniem problemów polskiej gospodarki. Za dodatkowe opodatkowanie reklam zapłaci cała gospodarka i konsumenci, a w efekcie budżet państwa. Zapowiadane korzyści finansowe w istocie okażą się stratami – których koszt liczony będzie w ogromnej skali bankructw, rosnącego bezrobocia i spadającej konsumpcji. - Jesteśmy za poprawą jakości polskiego systemu ochrony zdrowia, ale w sposób przemyślany i wypracowany wspólnie ze wszystkimi interesariuszami dla dobra polskiego społeczeństwa i polskiej gospodarki - podkreślają eksperci.

Podatek zapłacą nie tylko media zagraniczne

Michał Borowski minister ds. podatków w Gospodarczym Gabinecie Cieni BCC, zaznacza z kolei, że pomimo że nowy podatek ma objąć przede wszystkim duże, międzynarodowe podmioty uzyskujące przychody z reklam (w tym z reklam internetowych), w jego ocenie w dużej mierze podmioty te tego podatku nie zapłacą, ale na pewno zapłacą je krajowi przedsiębiorcy (wydawcy, stacje telewizyjne, ale również np. duże kluby sportowe uzyskujące określone przychody z reklam na nośnikach tradycyjnych). Warto także podkreślić, że podatek liczony ma być od przychodu. W praktyce oznacza to, że wielu przedsiębiorców, w których uderzyła pandemia COVID-19 (dla branży wydawniczej jest to na pewno bardzo widoczne) i którzy, albo już generują straty, albo funkcjonują na granicy opłacalności, otrzyma mocny cios podatkowy, który jeszcze bardziej utrudni ich już obecnie niełatwą sytuację finansową.

- Dodatkowo, jak już wielokrotnie apelowali przedsiębiorcy, nowy podatek ma pojawić się w połowie 2021 roku, a to oznacza, że wszystkie plany finansowe, budżety i założenia rentowności przygotowywane przez przedsiębiorców w zeszłym roku, właśnie się dezaktualizują. Zgodnie z listopadowymi deklaracjami ministra finansów, żaden podatek cyfrowy nie miał być w Polsce wprowadzany. Dość szybko, jak się okazuje, takie deklaracje się zdezaktualizowały. Pominę w tym miejscu planowane rozdzielanie środków z nowego podatku (m.in. na ochronę zabytków, NFZ, czy krzewienie polskości w mediach). Istotą tej regulacji jest bowiem dodatkowe, wysokie opodatkowanie części polskich przedsiębiorców i to w czasie, gdy powinni oni skupić się na ratowaniu swoich biznesów i wychodzeniu na prostą w tych trudnych czasach – zaznacza Michał Borowski.

Do podatku od reklamy zastrzeżenia ma także Krzysztof Kajda, radca prawny, zastępca dyrektora generalnego Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem, nowy podatek negatywnie wpłynie na media prywatne w Polsce, uderzy w najważniejsze źródło ich przychodu – reklamę, zwiększy niepewność inwestycyjną, ograniczy rozwój branży oraz pogorszy jej konkurencyjność.

- Osłabienie mediów zagraża demokracji  i wolności słowa. Dlatego wspieramy wolne media w ich proteście przeciwko wprowadzeniu kolejnego podatku  – mówi Krzysztof Kajda.

Na podatek złożą się konsumenci

Ekspert zwraca uwagę, że konsekwencją wprowadzenia podatku będzie wzrost ceny reklamy w Polsce, co docelowo dotknie konsumenta. Przypomina także, że podobny mechanizm wywołały obowiązujące od 2021 r. nowe podatki od sprzedaży detalicznej i napojów słodzonych. Ich skutki już odczuwają Polacy podczas codziennych zakupów.

Zdaniem Krzysztofa Kajdy, ważną kwestią jest także uzasadnienie nałożenia nowego podatku. Jeżeli rząd twierdzi, że nowy podatek ma służyć walce ze skutkami pandemii, dlaczego regulacja nie jest ograniczona czasowo (na czas pandemii lub określony okres po jej zakończeniu).

To żadna składka, to podatek

- W krajowym porządku prawnym przyjmuje się, że składka to okresowe świadczenie pieniężne członka stowarzyszenia lub ubezpieczonego, ponoszone przez wszystkich i przeznaczone na wspólny cel. Tego celu w opisie projektu ustawy dostępnym na stronie BIP Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie ujawniono, a to w mojej ocenie najważniejszy element świadczący, że nie mamy do czynienia z żadną składką. Jest to oczywisty przykład wprowadzenia podatku, spełnia wszystkie jego elementy definicyjne z art. 6 Ordynacji podatkowej - jest to publicznoprawne, nieodpłatne, przymusowe oraz bezzwrotne świadczenie pieniężne na rzecz Skarbu Państwa, wynikające z ustawy - w praktyce - podatkowej - twierdzi prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej.

Nasz rozmówca podkreśla, że projekt określa przyszłych podatników, przedmiot i sposób opodatkowania, a także zasady poboru. Pozbawiony jest jednak cechy kluczowej, która mogłaby go odróżniać od podatku tj. ekwiwalentności, jakiej oczekiwać mogą podmioty objęte składką. Krótko mówiąc nie określa co jest celem finansowym świadczeń pobieranych w formie składki. Projektowane utworzenie Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów zakłada, że środki Funduszu będą przeznaczane na finansowanie działań mających na celu podnoszenie poziomu wiedzy i świadomości społeczeństwa na temat zagrożeń w mediach, w szczególności cyfrowych. Nie określa jednak, kto i w jaki sposób będzie zadania te wykonywał i jaki jest związek podmiotów objętych "składką" z realizacją powyższych zadań.

- Wygląda więc na to, że w powyższym przypadku nie można mówić o składce, bowiem potencjalni jej adresaci nie będą beneficjentami ponoszonego świadczenia pieniężnego - podsumowuje prof. Suwaj.