Ministerstwo Finansów przedstawiło w poniedziałek szczegóły rozwiązań podatkowych w Polskim Ładzie. Projekt zakłada wprowadzenie ulgi dla osób osiągających przychody z szeroko pojętego stosunku pracy. Z odliczenia nie skorzystają jednak osoby na umowach zlecenia i o dzieło. Ulga ma dotyczyć wyłącznie osób osiągających przychody w przedziale od 68 412 do 133 692 zł rocznie. Do przychodów nie będą wliczane kwoty objęte autorskimi kosztami uzyskania przychodów.

Czytaj więcej: Polski Ład: Będzie specjalna ulga, ale tylko dla pracowników

Polskiemu Ładowi nie straszna Konstytucja RP

Ustawodawcy wolno wiele. W podatkach to minister finansów i rządząca większość zawsze decydowali i decydują, jak ma wyglądać system podatkowy oraz jakie ulgi – w tym przypadku: w rozliczeniu podatku dochodowego od osób fizycznych (popularnie i powszechnie zwanego PIT) - i komu przyznać. Ustawodawca w prowadzonej polityce zawsze wspierał tych, których chciał. Jeszcze do niedawna jednak starał się nie zapominać o tych wszystkich, których takie rozwiązanie mogłoby skrzywdzić. Dobrym tego przykładem jest chociażby preferencja dla rodziców w postaci wspólnego rozliczenia - dla małżonków i dla samotnych rodziców. Ci ostatni rozliczają się wspólnie z wychowywanym dzieckiem.

Ten rząd, który na sztandarach ma dobro rodziny i rodziców, także jako pracowników, w praktyce – tzn. w przygotowywanych i przedstawianych właśnie rozwiązaniach – za nic ma art. 32 Konstytucji RP, który zabrania dyskryminacji obywateli. Przypomnijmy, zgodnie z tym przepisem, wszyscy są równi wobec prawa. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. I, jak mówi ust. 2 - nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

A co zamierza zrobić rząd?

Chce wprowadzić ulgę w PIT dla osób osiągających przychody z szeroko pojętego stosunku pracy. Z ulgi nie skorzysta jednak kilka milionów osób zatrudnionych na podstawie Kodeksu cywilnego, czyli na umowach cywilnoprawnych - umowach zlecenia i umowach o dzieło. 

Dlaczego dla rządu są to pracownicy drugiej kategorii, którzy nie zasługują na ulgę w podatku dochodowym? Rząd ulgi w PIT im dać nie chce, ale nie pogardzi ich podatkami i składkami. W planach jest przecież pełne ozusowanie umów zlecenia (dokładnie - likwidacja tzw. zbiegu ubezpieczeń), o którym teraz jest cicho.

Co więcej, decydując się na wprowadzenie ulgi pracowniczej w PIT, rząd wykazuje się dużą niekonsekwencją. Nie dalej bowiem jak w zeszłym roku, w ramach jednej z tzw. tarcz antykryzysowych (czyli w ustawie w sprawie COVID-19) rząd postanowił – na mocy art. 15g ust. 4 – udzielić pracodawcom dofinansowania do wynagrodzeń osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę nakładczą lub umowy zlecenia albo innej umowy o świadczenie usług, do której zgodnie z ustawą z dnia 23 kwietnia 1964 r. - Kodeks cywilny (Dz. U. z 2020 r. poz. 1740) stosuje się przepisy dotyczące zlecania, albo która wykonuje pracę zarobkową na podstawie innej niż stosunek pracy na rzecz pracodawcy będącego rolniczą spółdzielnią produkcyjną lub inną spółdzielnią zajmującą się produkcją rolną, jeżeli z tego tytułu podlega obowiązkowi ubezpieczeń: emerytalnemu i rentowemu, z wyjątkiem pomocy domowej zatrudnionej przez osobę fizyczną.

Wtedy pracownicy na śmieciówkach zrównani zostali - w pomocy państwa - z pracownikami zatrudnionymi na etat. A skoro tak, to dlaczego dziś dla celów PIT nie mogą być pracownikami?

 


Rząd powinien być mądry przed szkodą

W Polskim Ładzie gabinet premiera Mateusza Morawieckiego zapowiadał szumne zniesienie umów śmieciowych.

Czy to jest realizacja tej zapowiedzi? Czy to jest element tego planu? Pytanie, czy ktoś nad tym w ogóle myślał w szerszej perspektywie. Bo spójności w tych wszystkich działaniach trudno się dopatrzeć. I dlaczego to znowu pracownicy mają być karani za pracę na śmieciówkach?

Nie będzie to zresztą po raz pierwszy. Bo gdy prawie dwie dekady temu wprowadzano podatek liniowy, który miał być zachętą do samozatrudnienia, czyli pracy na rzecz swojego byłego pracodawcy (i tak zmieniano przepisy, by tę pracę jak najszybciej umożliwić), cele też były szczytne. W praktyce ucierpieli pracownicy, których pracodawcy masowo zaczęli „zachęcać” do przechodzenia z etatu właśnie na samozatrudnienie. A żeby tego było mało – to  to samo państwo, które uchwaliło takie przepisy, parę lat później ustami swoich urzędników postanowiło zakwestionować działalność gospodarczą prowadzoną przez samozatrudnionych (mówiono wtedy o teście przedsiębiorczości), zarzucając im udawanie przedsiębiorców, a faktycznie wykonywanie pracy jak pracownicy.

Warto o tym przypomnieć, bo rząd zdaje się mieć krótką pamięć. A nie ważne jest, kto te zmiany wprowadził, bo obowiązuje przecież ciągłość władzy.

Przy tej okazji warto też przypomnieć pierwsze opinie po niedawnym ogłoszeniu przez rząd zamiaru zwiększenia ochrony matek i – co będzie nowością - ojców na rynku pracy, by w ten sposób zachęcać osoby chcące mieć dzieci do ich posiadania. Jeśli spełnią się przewidywania ekspertów, to ci potencjalni młodzi rodzice będą pierwszymi, którzy nie skorzystają z tej ulgi pracowniczej w PIT. Dlaczego? Bo pracodawcy nie zaoferują etatu młodej kobiecie (potencjalnie – matce) i długo będą zastanawiali się nad tym, czy dać go też mężczyźnie. W efekcie zamiast przybywać pracowników zatrudnionych na umowę o pracę, będzie przybywać osób pracujących na śmieciówkach. No i może właśnie samozatrudnionych.

Czy taki faktycznie jest cel rządu?