Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce na umowę zlecenia pracuje ok. 1,3 mln osób. W tej grupie są freelancerzy i osoby pracujące dla wielu firm, ale są też i tacy, którzy świadczą pracę dla jednego podmiotu. Tych określa się mianem zleceniobiorcy zależnego, bo tak naprawdę pracują dla jednego podmiotu. I choć osoby te płacą składki na ubezpieczenie społeczne (od 2016 r.), to lata pracy na umowie zlecenia nie są im zaliczane do stażu emerytalnego. W efekcie wiele z nich, pracując latami, może nie tylko nie wypracować minimalnego stażu uprawniającego do emerytury, czyli 20 lat w przypadku kobiet i 25 lat w przypadku mężczyzn, ale nawet minimalnego świadczenia. A jeśli dodać do tego tzw. samozatrudnionych, czyli osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą (na koniec 2018 r. ich liczba, według GUS, również sięgnęła ok. 1,3 mln osób), to grupa tych, którzy pracują, ale nie są nigdzie zatrudnieni na podstawie umowy o pracę, jest już niemała.

Czytaj w LEX: Tarcza antykryzysowa – zasady i ocena rozwiązań dla przedsiębiorców >

Problem polega jednak na tym, że umowa zlecenia, podobnie jak i umowa o dzieło, są umowami cywilnoprawnymi. Kodeks pracy ich nie zna.

Czytaj również:  Dopłaty do wynagrodzeń rozbijają się o nieżyciowe wnioski i nieprecyzyjne przepisy

Dr Wojciech Nagel, członek Rady Nadzorczej ZUS, ekspert BCC ds. ubezpieczeń społecznych i pracy, uważa, że jest to kwestia konstrukcji prawa ubezpieczenia społecznego. - Umowy cywilnoprawne mają swoje źródło w Kodeksie cywilnym. Prowadzenie działalności gospodarczej - w przepisach odpowiednich. Zatem pracownicy najemni na etacie, objęci są najszerszym katalogiem uprawnień, ale i danin - mówi dr Wojciech Nagel. I dodaje: - Z pewnością osoby, które odprowadzają składki na ubezpieczenie społeczne, mają to zaliczone do kapitału emerytalnego. Jednakże są to daniny przeciętnie niższe niż u pracowników najemnych. Dlatego w efekcie ich świadczenia oscylują wokół przedziału pomiędzy świadczeniami minimalnymi a połową świadczenia przeciętnego.

 

Osoby pracujące na umowach zlecenia lub umowach o dzieło*

Rok

Liczba osób w milionach

2013

1,4

2014

1,3

2015

1,3

2016

1,25

2017

1,2

2018

1,3

*Szacunkowa liczba osób  w gospodarce narodowej, z którymi została zawarta umowa zlecenia lub umowa o dzieło, a które nie były nigdzie zatrudnione na podstawie umowy o pracę

Źródło: Główny Urząd Statystyczny, opracowanie „Wybrane zagadnienia rynku pracy” z 30 grudnia 2019 r. Dane dla roku 2018.

 

Nowa kategoria pracownika

W specustawie do walki z koronawirusem ustawodawca potraktował zleceniobiorców jak pracowników. W jej art. 15g ust. 4 (dotyczącym świadczenia na czas przestoju ekonomicznego albo obniżonego wymiaru czasu pracy) zapisano, że pracownikiem (zgodnie z ust. 1), do wynagrodzenia którego pracodawcy przysługuje dofinansowanie jest osoba fizyczna, która zgodnie z przepisami polskiego prawa pozostaje z pracodawcą w stosunku pracy. Ale, co ważne, przepis ten stosuje się odpowiednio do osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę nakładczą lub umowy zlecenia albo innej umowy o świadczenie usług, do której zgodnie z ustawą z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz. U. z 2019 r. poz. 1145 i 1495) stosuje się przepisy dotyczące zlecenia, albo która wykonuje pracę zarobkową na podstawie innej niż stosunek pracy na rzecz pracodawcy będącego rolniczą spółdzielnią produkcyjną lub inną spółdzielnią zajmującą się produkcją rolną, jeżeli z tego tytułu podlega obowiązkowi ubezpieczeń: emerytalnemu i rentowemu, z wyjątkiem pomocy domowej zatrudnionej przez osobę fizyczną.

Zobacz procedurę w LEX: Przyznanie przedsiębiorcom zatrudniającym pracowników dofinansowania części kosztów związanych z pracownikami w związku z pandemią koronawirusa >

Co więcej, specustawa przyznała także osobom pracującym na umowie zlecenia - na podstawie art. 15zq - także prawo do świadczenia postojowego.

- To jest przejaw ekspansji prawa pracy – mówi krótko dr hab. Monika Gładoch, prof. UKSW, kierownik Katedry Prawa Pracy, radca prawny. Jak podkreśla, zleceniobiorca nie jest pracownikiem, ale różnica między nim a pracownikiem jest płynna. – To jest nierzadko podział wyłącznie formalny. Kwestia nazewnictwa. Bo rodzaj świadczonej pracy i zależność ekonomiczna, a nawet organizacyjna od jednego pracodawcy w przypadku tzw. zleceniobiorców zależnych, niczym nie odróżnia go od pracownika. No może z wyjątkiem tego, że zleceniobiorca  jest pozbawiony praw pracowniczych – podkreśla prof. Gładoch. I dodaje: - W specustawie zleceniobiorca został potraktowany nawet lepiej niż pracownik, bo ustawodawca przyznał mu prawo do świadczenia z tytułu przestoju ekonomicznego, które będzie mu wypłacać ZUS, podczas gdy pracownik może dochodzić swoich praw jedynie od niewypłacalnego pracodawcy, i to pod warunkiem, że zostały spełnione przesłanki przestoju z art. 81 Kodeksu pracy.

Sprawdź w LEX: Czy pracodawca może zaliczyć okres przestoju do nieobecności zmniejszającej procentowy wskaźnik obecności pracownika, mający wpływ na wyliczenie premii do wypłaty? >

Także prof. dr hab. Arkadiusz Sobczyk, radca prawny i partner w kancelarii Sobczyk i Współpracownicy, wykładowca w Katedrze Prawa Pracy i Polityki Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego jest zdania, że ustawodawca stworzył w specustawie nową kategorię „pracowników”: tj. zleceniobiorców, których wynagrodzenie ma charakter stały i w stosunku do których adekwatnym słowem jest słowo „przestój ekonomiczny”. - Tym samym ustawa dostarcza kolejnego argumentu przemawiającego za sztucznością konstrukcji tzw. pracy na zleceniu. Dlatego nie ma argumentów przemawiających za tym, że praca takiej osoby nie powinna być zaliczona do stażu emerytalnego – podkreśla prof. Arkadiusz Sobczyk.

Sprawdź w LEX: Czy przepisy o ochronie przedemerytalnej mają zastosowanie w odniesieniu do zmiany warunków pracy i płacy dokonanych na podstawie tarczy antykryzysowej? >

- Skoro pracujemy i odprowadzamy składki na ZUS bez względu na podstawę prawną powinniśmy być tak samo traktowani. Przecież nie ma różnicy między zleceniobiorcą a pracownikiem w rodzaju wykonywanej pracy – mówi z kolei prof. dr hab. Grażyna Spytek-Bandurska, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP) oraz Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE). Przyznaje, że wielką niewiadomą jest to, jak rynek pracy będzie wyglądał po epidemii koronawirusa. Nie można bowiem wykluczyć, że pracodawcy będą zmuszeni wybierać elastyczne formy zatrudnienia, takie jak np. umowa zlecenia, samozatrudnienie czy umowa o dzieło, z uwagi na dużą niepewność na rynku.

 

Sprawdź również książkę: Emerytury i renty w praktyce ebook >>


Granica się zaciera

Specustawa to nie pierwszy wyłom w prawie.

- Od 2015 r. coraz bardziej zaciera się granica między zleceniobiorcami a pracownikami - ocenia Adam Szkurłat, adwokat z kancelarii Lubasz i Wspólnicy. Na dowód przytacza m.in. wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2 czerwca 2015 r. (sygn. akt K 1/13), w którym Trybunał uznał prawo osób samozatrudnionych do zrzeszania się w związkach zawodowych na równi z pracownikami. A ponadto objęcie – od 2016 r. – umów zlecenia składkami na ubezpieczenie społeczne, wprowadzenie w 2017 r. minimalnej stawki godzinowej a obecnie – zrównanie dofinansowania dla pracodawców do wynagrodzeń pracowników i zleceniobiorców (art. 15g specustawy).

 

Warto też zwrócić uwagę na trzy przepisy ustawy o związkach zawodowych. Mianowicie art. 11 pkt 1, który definiuje osobę wykonującą pracę zarobkową jako pracownika lub osobę świadczącą pracę za wynagrodzeniem na innej podstawie niż stosunek pracy, jeżeli nie zatrudnia do tego rodzaju pracy innych osób, niezależnie od podstawy zatrudnienia, oraz ma takie prawa i interesy związane z wykonywaniem pracy, które mogą być reprezentowane i bronione przez związek zawodowy. Przepis art. 251 tej ustawy, który uprawnienia zakładowej organizacji związkowej przyznaje organizacji zrzeszającej co najmniej 10 członków będących innymi niż pracownicy osobami wykonującymi pracę zarobkową, które świadczą pracę przez co najmniej 6 miesięcy na rzecz pracodawcy objętego działaniem tej organizacji.

Czytaj w LEX: Obowiązki i uprawnienia pracodawców oraz pracowników związane z ustawą o przeciwdziałaniu COVID-19 >

I wreszcie art. 32 ust. 13, zgodnie z którym innej niż pracownik osobie wykonującej pracę zarobkową przysługuje, niezależnie od wielkości poniesionej szkody, rekompensata w wysokości równej 6-miesięcznemu wynagrodzeniu przysługującemu tej osobie w ostatnim okresie zatrudnienia, a jeżeli wynagrodzenie tej osoby nie jest wypłacane w okresach miesięcznych - w wysokości równej 6-krotności przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej w roku poprzednim, ogłaszanego przez Prezesa GUS w Monitorze Polskim, na podstawie art. 5 ust. 7  ustawy o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych, czyli wynagrodzenia pracowniczego.

Sprawdź w LEX: Jakie wynagrodzenie należy wypłacić pracownikowi sądu za czas gotowości do pracy w związku z epidemią COVID-19? >

- Zrównanie zleceniobiorców z pracownikami w liczeniu pracy do stażu emerytalnego jest pożądane. Pytanie tylko, czy zwłaszcza w obliczu epidemii koronawirusa - wytrzyma to system finansów publicznych z uwagi na obciążenie świadczeniami emerytalnymi – podkreśla mec. Adam Szkurłat.

Czytaj w LEX: Środki ochrony pracowników w walce z koronawirusem >

 


Niekonstytucyjna nierówność

Zdaniem prof. Moniki Gładoch, nierówność między zleceniobiorcami, zwłaszcza zależnymi, a pracownikami narusza zagwarantowaną w art. 32 konstytucji równość obywateli wobec prawa. Według niej, dla ustawodawcy to ostatni dzwonek na wyrównanie tych różnic.

Czytaj w LEX: Co powinien zrobić pracodawca jeśli u pracownika stwierdzono koronawirusa? >

- Myślę, że nie uciekniemy od wprowadzenia do Kodeksu pracy osobnego rozdziału poświęconego zleceniobiorcom zależnym i samozatrudnionym, tak jak proponowała to pracująca w latach 2016-2018 komisja kodyfikacyjna prawa pracy. Jeżeli ich wyodrębnimy jako szczególny rodzaj  zatrudnionych (quasi-pracowników), to będzie można im przyznać, choć w ograniczonym zakresie, niektóre z praw pracowniczych, np. prawo do urlopu. No i oczywiście liczyć staż pracy do stażu emerytalnego – zaznacza prof. Gładoch.

To, jej zdaniem, jest szczególnie ważne także z jeszcze jednego powodu.

- Po epidemii koronawirusa rynek pracy będzie wyglądał inaczej. Już dziś przedsiębiorcy, którzy dzwonią w poszukiwaniu porady deklarują, że nigdy więcej nie zatrudnią kandydatów do pracy na umowę o pracę. Skarżą się, że mimo iż nie zarabiają, pracownikom muszą wypłacać pensje, podczas gdy ich koledzy po prostu rozwiązali umowy zlecenia i nic nikomu nie muszą płacić – opowiada prof. Monika Gładoch. I dodaje: - Spodziewam się więc, że po epidemii skończy się rynek pracownika, a na rynku pracy dominować będą umowy zlecenia.  

Czytaj w LEX: Ochrona danych osobowych przy pracy zdalnej >