Grażyna J. Leśniak: Już ćwierć wieku minęło od przeprowadzenia reformy systemu ubezpieczeń społecznych. Jakie na przestrzeni tych lat ujawniły się jego plusy i minusy?

Zbigniew Derdziuk: System emerytalny w Polsce i świecie to jest pewien konglomerat historycznych zdarzeń i różnych narośli. Pod tym względem jesteśmy na etapie młodego państwa, które 25 lat temu zmieniło system. Ale co to jest 25 lat w systemie emerytalnym, podczas gdy obywatel ma do czynienia z systemem emerytalnym średnio przez około 60 lat, zakładając, że „wchodzi” do systemu mając lat 18 czy 20, a żyje średnio 82 lata (tyle wynosi średnie trwanie życia w przypadku kobiet, dla mężczyzn jest to niecałe 75 lat). Dlatego, mówiąc o systemie emerytalnym, cytuję najczęściej prof. Nicholasa Barra, który stwierdził, że system emerytalny jest dosyć prosty, bo ma trzy składniki: wysokość składki, sposób liczenia emerytury i wiek, który jest mechanizmem regulacyjnym i działa jak suwak.  

O wieku emerytalnym w Polsce się nie mówi, bo on jest jaki jest i politycznie nie będzie zmieniany. Jeśli zaś chodzi o składki, to na świecie systemy emerytalne są aktuarialnie wyliczalne. To jest ścisła nauka, która opiera się na szeregach czasowych zdarzeń historycznych i probabilistyce na przyszłość. Bardzo ważnym komponentem jest demografia. W tym zakresie nie tylko Polska, ale większość krajów ma pewne kulturowo-historyczne uwarunkowania, których nie da się łatwo przełamać. Popatrzmy na polski system emerytalny. W 1999 r. go zmieniliśmy i były co najmniej dwa założenia, które się nie zweryfikowały. Pierwsze, że wszyscy będą w tym systemie, także służby mundurowe, szczególnie policjanci mieli w nim być, a nie są. Kolejnym wyłomem są górnicy, których w tym systemie nie ma, choć mieli być. Ważnym komponentem do tego był system emerytur pomostowych.

Nie da się powiedzieć, czy system ten ma plusy i minusy. Po prostu taki jest, bo takie są uwarunkowania. Oczywiście teorie systemów emerytalnych są w tym zakresie bardzo ciekawe, ale życie je koryguje. Myślę, że bardzo ważnym aspektem jest jednak to, że przeszliśmy w systemie powszechnym – od zasady zdefiniowanego świadczenia (z ang. defined benefit, DB) do systemu zdefiniowanej składki (z ang. nonfinancial defined contribution, NDC). Dlatego, że system DB, który był powszechny w latach powojennych w całej Europie, w tym także w Polsce, był możliwy w sytuacji dywidendy demograficznej. Do 1988 r. mieliśmy przecież wskaźnik dzietności 2,1. W latach 50. to było powyżej trzech. Ten współczynnik zmienia się i dlatego przejście z DB na NDC uważam za ważne. I choć system ten ma swoje wymogi i uwarunkowania, to dzięki temu jest transparentny i wiadomo, że emerytura zależy od składek. Oczywiście czasami pojawiają się dodatkowe aspekty, które zmieniają tę kalkulację aktuarialną, związane z dodatkowymi elementami, jak 13. czy 14. emerytura, ale zawsze są one elementem pewnego kontekstu politycznego, bo tworzą go politycy, a ZUS jest instytucją, która to opisuje i wdraża. Nie ocenia. Tak jak powiedziałem, system emerytalny w Polsce jest spuścizną zdarzeń historyczno-politycznych.

Czytaj również: Składka rentowa pobierana od emeryta jest niekonstytucyjna>>

 

Powiedział Pan, że przeciętny ubezpieczony jest w systemie przez 60 lat. Z jego perspektywy problem polega na tym, że po drodze, czyli na przestrzeni tych 60 lat, ciągle się coś zmienia…

Ale to się zmienia w sposób naturalny, bo systemy emerytalne jako część redystrybucji dochodu narodowego muszą uwzględniać kluczowe czynniki. My, jeśli przygotowujemy prognozę długoterminową, to robimy analizę wrażliwości na kilka parametrów. Pierwszym jest oczywiście demografia. A jaka ona jest to wiemy – mamy spadek liczby ludności. W Polsce ubywa aktualnie około 150 tys. ludzi rocznie. Zmienia się też proporcja osób pracujących i emerytów. I to jest pierwszy czynnik. W efekcie zwiększa się obciążenie osób pracujących. To wymaga subsydiów z budżetu. Dzisiaj i tak mamy bardzo dobrą sytuację, bo mamy cudzoziemców. Oni stanowią około 7 proc. ubezpieczonych, a z każdą ich składką państwo zaciąga w stosunku do nich zobowiązanie, że będą mieli w przyszłości prawo do świadczenia. Wśród tych osób dużą grupę stanowią obywatele Ukrainy i Białorusi. Z tymi krajami mamy umowy o zabezpieczeniu społecznym. Tak więc na podstawie tych umów te będą miały prawo do emerytury w Polsce. Dziś wydolność systemu utrzymuje się powyżej 80 proc. W 2024 roku wyniosła około 83,5 proc. To powoduje, że dopłata do FUS w 2024 roku wyniosła 64,7 mld zł, a na rok 2025 zaplanowano 81,4 mld zł, zaś w kolejnych latach ta kwota będzie jeszcze większa, bo wzrośnie przeciętne wynagrodzenie w gospodarce i mamy waloryzację rent i emerytur. Tak więc te wydatki rosną, ale wpływy ze składek też przecież rosną.

 

I mamy wzrost liczby emerytów…

Tak, to wszystko powoduje, że te wydatki rosną. Oczywiście wpływy składkowe też rosną, ale nieproporcjonalnie. ZUS jest źródłem danych. Co roku robi też prognozę pięcioletnią. Ostatnia pokazała, że o 1 punkt procentowy zwiększyła się liczba osób w wieku emerytalnym. To jest efekt struktury demograficznej.

Czytaj również: 

GUS: W 2050 r. w Polsce będzie 13,7 mln osób w starszym wieku stanowiąc 40,4 proc. społeczeństwa>>

ZUS: Sytuacja FUS stabilna, ale nadal będzie deficyt. Eksperci mówią o pętli zadłużenia>>

 

Wspomniał Pan o tym, że w założeniach system miał być jednolity, ale niestety nie jest. Mamy KRUS, górników, sędziów, prokuratorów, mamy służby mundurowe, które są poza systemem składkowym. Czyli państwo płaci im świadczenia, choć składek od nich nie pobierało. Czy da się to jakoś ujednolicić i czy możliwe jest, aby to ZUS był zakładem emerytalno-rentowym dla wszystkich?

Ja na to tak nie patrzę. To są pracownicy budżetowi. Budżet daje pieniądze na te składki i budżet potem zapisuje ich należności w systemie emerytalnym, które są skwantyfikowane i policzone. Jak już mówiłem, są pewne historyczne uwarunkowania i bardzo trudno jest to zmienić, bo ludzie traktują to jako prawa nabyte. Nie sądzę, żeby w kwestii obsługi było lepiej, gdyby to ZUS tym wszystkim zarządzał. Dla tych osób nie prowadzi się przecież indywidualnych kont. My od 25 lat mamy Kompleksowy System Informatyczny (KSI), gdzie mamy zapisane wszystkie składki od 1999 roku. Do 1999 r. ZUS też nie prowadził indywidualnych kont i nie miał wielkiego systemu informatycznego.

Owszem, to jest ciekawe rozwiązanie, ale skoro dotąd nie zostało zrealizowane, to dziś nie widzę wielu chętnych do zmiany tego systemu. Tym bardziej, że tu bardzo interesujący jest rynek rolny. Pamiętajmy, że ubezpieczenia rolnicze zostały wprowadzone dopiero w 1975 r., a sam KRUS powstał niespełna 34 lata temu. To był nowy rodzaj mechanizmu wyliczenia świadczenia. W sytuacji nietypowych dochodów rolników przyjęto ryczałtowe wielkości składek.

Trzeba też pamiętać, że nawet gdy mówimy o ubezpieczonych w ZUS, to mamy różne sposoby zarobkowania, które próbujemy ujednolicić. Bo mamy osoby, które są zatrudnione na umowie o pracę, mamy też działalność gospodarczą, która jest oskładkowana w praktyce ryczałtowo. I tu mała dygresja. Co roku słyszymy narzekania, że wzrosła składka ZUS, ale ona przecież nie wzrosła, tylko wzrosło przeciętne wynagrodzenie, a najniższe składki przedsiębiorców są obliczane od 60 proc. tego wynagrodzenia. Ta składka zabezpiecza przyszłą emeryturę. Bo gdyby nie rosła, to ich przyszła emerytura byłaby bardzo niska.

 

Przedsiębiorcy, tak jak i chyba każdy inny ubezpieczony, patrzą na składki jak na koszt, wydatek, który dziś ponoszą. Nie myślą o przyszłej emeryturze, bo perspektywa jest zbyt odległa, zwłaszcza jeśli mają do niej jeszcze 20-30 lat. Stąd wśród postulatów, jakie się pojawiają i powracają jest obniżenie składki na ubezpieczenia społeczne. Stąd takie propozycje rozbijające system ubezpieczeniowy, jak dobrowolny ZUS.

To jest oczywiście bardzo nośne hasło, tylko pytanie, czy ci ludzie są gotowi zrezygnować z zabezpieczenia na starość. Jak chcą to sobie zabezpieczyć? Mamy dane, które w tym zakresie są dosyć pouczające. Osoby prowadzące działalność gospodarczą mają możliwość płacenia wyższych składek emerytalnych niż ten ryczałt. A jaki procent osób to robi? To jest mniej niż 1 proc. Tak wygląda więc dobrowolny ZUS w praktyce. Przecież te osoby mają możliwość, dzięki kalkulatorowi ZUS, policzyć sobie, jaka będzie ich przyszła emerytura.

Jeśli mamy system emerytalny, w którym świadczenie zależy od opłaconych składek, i wiemy, że stopa zastąpienia – co wynika z arytmetyki – przy wydłużaniu się dalszego czasu trwania życia będzie spadać, to przejście z DB na NDC oznaczało, że kapitał początkowy był hojniej liczony. W systemie DB uwzględniono składki za okresy nieskładkowe, tj. np. studia i służba wojskowa, za które naliczono składki w wysokości 70 proc. Dodajmy, że w przypadku osób bezrobotnych i na zwolnieniu chorobowym składki nie są naliczane i baza do wyliczenia emerytury jest niższa. Uzupełnieniem systemu są instrumenty III filara emerytalnego. Takie osoby, które chcą otrzymywać wyższe świadczenia, mogą korzystać z instrumentów trzeciego filara. Mamy IKE, IKZE, PPK, PPE. Państwo daje różne zachęty materialne, żeby z tego produktu korzystać, ale korzystają z tego ci, którzy mają świadomość, że trzeba oszczędzać na przyszłość i mają możliwości finansowe.

Osobiście jestem zwolennikiem systemu NDC (zdefiniowanej składki) i tego, żeby on dojrzał przez co najmniej dwa pokolenia. My tak naprawdę ćwiczymy ten system przez jedno pokolenie, ponieważ osoby, które zaczęły być tylko w systemie NDC jeszcze nie przechodzą na emeryturę. Osoby obecnie przechodzące na emeryturę mają wyliczone świadczenia na bazie systemu mieszanego – DB i NDC.

Dlaczego o tym wszystkim mówię? Bo dobrowolny ZUS zakłada indywidualną odpowiedzialność za brak środków na starość. Bez przymusu odprowadzania składek tacy ludzie oczekiwaliby od państwa wsparcia. Owszem, żyjemy w Europie, gdzie opieka socjalna jest standardem, ale chcemy, żeby każdy był kowalem swojego losu i płacił składki, aby miał wypracowaną przez siebie emeryturę. Oczywiście są w systemie rozwiązania, które wspierają osoby w różnej sytuacji – dla osób niezdolnych do pracy od urodzenia lub młodego wieku jest renta socjalna, osoby niezdolne do pracy z powodu wypadku czy innego nieszczęścia otrzymują rentę z tytułu niezdolności do pracy. Ale to są sytuacje szczególne.

Są różne okresy w życiu ubezpieczonego, jeśli pozostaje on w systemie przez 60 lat, jak np. mężczyzna od 25 do 85 roku życia. Zauważmy, że obecny system wprowadza ograniczenia w płaceniu składek, że w jednym roku ubezpieczony może zapłacić tylko do trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, nawet jeśli ma wyższe przychody, ale w kolejnym nie mieć składek i wtedy już nie może dopłacić. W tym systemie osoby prowadzące działalność gospodarczą mają w przeciwieństwie do pracowników sporą swobodę, bowiem mogą płacić składki wyższe od minimum, zwłaszcza gdy ich faktyczny dochód jest wyższy, a mimo to prawie nikt tego nie robi. Wspomniałem wcześniej, że można oszczędzać w III filarze, ale korzysta z tego blisko 6 mln osób, mimo że państwo wspiera te osoby przez zachęty finansowe.

 

Nowość
Prawo ubezpieczeń społecznych
-10%

Cena promocyjna: 62.1 zł

|

Cena regularna: 69 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 51.74 zł


Ale czy można się dziwić ludziom, że mają w pamięci to, co stało się z OFE. W społeczeństwie panuje dość powszechne przekonanie, że zostali oszukani przez państwo…

Nieprawda. Problem polega na tym, że żyjemy w pewnym stereotypie postrzegania OFE. To warto wyjaśnić. Po pierwsze - my płaciliśmy i płacimy nadal 19,52 proc. od wynagrodzenia jako składki na ubezpieczenie emerytalne, z czego połowę, czyli 9,76 proc. płaci pracodawca, a drugą połowę płaci pracownik. I z tej części pracowniczej 7,3 proc. było przekazywane do wybranego OFE. Te pieniądze były inwestowane na giełdzie, przy czym od razu była pobierana opłata dystrybucyjna, tj. od zapłaconej składki, w pierwszych latach nawet w wysokości 10 proc., czyli pracowało tylko 90 proc. składek wpłaconych do systemu. Takie było uwarunkowanie rynkowe lat 90., tak się tworzył ten system i tak to wyglądało.

Było też założenie, że ubytek Funduszu Ubezpieczeń Społecznych będzie w wystarczającym stopniu zrefundowany dochodami z tytułu prywatyzacji, a do tego istotnie pomoże wchodzenie na rynek pracy wyżu demograficznego. Ale ten uszczerbek składek, które były przekierowane do OFE (34 proc.), nie był pokrywany wyższymi dochodami, tylko prawie cała ta brakująca kwota musiała być pokrywana z dotacji budżetu państwa, które miało deficyt budżetowy i pożyczało pieniądze na rynku finansowym i wkładało je do oszczędzania w OFE, a jednocześnie płaciło zarządzającym 10 proc. prowizji. Takie wysokie opłaty nie były we wszystkich latach, ale te koszty administrowania były naprawdę były duże. Upraszczając, to jest mniej więcej tak, jakby ktoś wziął kredyt, pozyskał pieniądze na lokatę i cieszył się, że ma oszczędności, bo ma odsetki z lokaty, a zapominał, że płaci odsetki od kredytu.

Rząd i pan minister Jacek Rostowski nie odebrał ludziom tych pieniędzy. Po pierwsze – te pieniądze są zapisane na subkoncie w ZUS i ludzie mają prawo – tak jak w przypadku OFE – do dziedziczenia tych środków. Po drugie – od tych składek nie pobiera się żadnych prowizji. Ci zaś, którzy chcieli lub chcą być w OFE – mogą nadal być w OFE. Opłata za zarządzanie gromadzonymi tam środkami nie przekracza 0,5 proc. aktywów.

Trzeba jednak pamiętać, że OFE były tylko elementem fazy akumulacji, to jest zbierania środków w okresie, kiedy pracuję i płacę składki. W Polsce nie powstały bowiem zakłady emerytalne do wypłaty świadczeń emerytalnych, co zapowiadała ustawa z 1997 r.  I to jest problem. Jeśli Pani pamięta, był taki pomysł, że będą tzw. wypłaty programowane, czyli przez 10 lat. A później bez odpowiedzi, co dalej. To było do racjonalnej wysokości. Dlatego, że rynek annuitetu, czyli emerytury dożywotniej, jest bardzo złożonym i kosztownym produktem. My w systemie powszechnym mamy emeryturę dożywotnią, gdzie ryzyko wypłacalności jest rozłożone na całą populację. Ona się statystycznie i aktuarialnie da się policzyć. Jeśli chcielibyśmy tworzyć zakłady emerytalne, to koszty antyselekcji, czyli zróżnicowania, a też koszty gwarantowanej stopy zwrotu i rezerw na tę okoliczność byłyby znacznie wyższe. Ustawa o funduszach dożywotnich i emeryturach kapitałowych była przyjęta w 2008 roku już przez rząd premiera Tuska, ale zawetowana została przez prezydenta Kaczyńskiego. Czyli nie stworzono systemu wypłat z filara kapitałowego, czyli dożywotniej emerytury kapitałowej ze środków zgromadzonych w OFE. Zamiast tego wprowadzono okresowe emerytury kapitałowe dla kobiet, wypłacane przez ZUS, odraczając na kilka lat decyzję na temat docelowego kształtu systemu. Później, w 2011 roku utworzono subkonta, a w 2014 roku ustalono, że środki z OFE będą wracać do ZUS, który wyliczy emeryturę od całości zgromadzonego kapitału emerytalnego z obu filarów. Wprowadzono tzw. suwak bezpieczeństwa, polegający na tym, że pieniądze członków OFE są stopniowo, bo w 120 transzach wycofywane z giełdy i przekazywane na ich subkonta w ZUS. Te pieniądze wróciły do ludzi i nikt na tym nie stracił. A nawet – jeśli popatrzy się na stopy waloryzacji tych środków na subkoncie, to w niektórych latach były one wyższe niż przyrosty środków na rynku kapitałowym.

Tak więc myślę, że żyjemy w pewnym przekłamaniu, bo niektóre osoby uwierzyły przeciwnikom tej zmiany. Przekaz był niestety nieprawdziwy i krzywdzący, bo państwo niczego nie zabrało. Od początku były to środki pochodzące ze składki emerytalnej w systemie powszechnym. Państwo tylko ochroniło te pieniądze przed zmiennością rynku i wypłaca je ZUS. To były środki z drugiego filara. Zapewniam, że trzeci filar jest niezależny, rynkowy i nie ma żadnych przesłanek i ryzyk, żeby ktoś te pieniądze chciał przejąć.   

Czytaj również: Pieniądze przekazane z OFE do ZUS są dziedziczone, ale mało kto o tym wie>>

 

Nie mogę nie wrócić do kwestii tzw. trzynastej i czternastej emerytury, o której Pan wspomniał. Pierwsze z tych świadczeń otrzymują wszyscy emeryci i renciści. Drugiego nie otrzymują ci, którzy całe życie płacili składki na ubezpieczenie emerytalne i w efekcie mają za wysoką emeryturę, żeby te pieniądze otrzymać. Są rozżaleni i czują się pokrzywdzeni przez państwo. Ja wiem, że trudno odpowiadać za poprzedników, ale nie zmienia to faktu, że 14-tka jest bardzo źle postrzegana przez ludzi, którzy do niej nie mają prawa…

Powtórzę, że demokratycznie wybrane władze podejmują określone decyzje, a ZUS je tylko wdraża. Więc w tym zakresie czasem warto dostrzec elementy takiej poprawności systemu i tych polityczno-historycznych „nakładek”, które są bardziej elementem polityki socjalnej niż systemu ubezpieczeniowego…

 

Tyle tylko, że państwo zabiera sobie argumenty w przekonywaniu ludzi, że warto płacić składki, by mieć wyższą emeryturę. Po co być frajerem i je płacić skoro państwo z głodu umrzeć nie da…

To jest, jak powiedziałem, element polityki państwa i po to jest budżet państwa, żeby wypłatę tych świadczeń sfinansować. Oczywiście jest to pewien element wyrównywania dochodów, ale system emerytalny, co dobrze widać na tym przykładzie, jest częścią redystrybucji produktu krajowego brutto. Jeśli mamy dochód narodowy i mamy środki, to demokratyczna władza ustala sobie wydatki, a obywatele to akceptują. ZUS jest instytucją, która to obsługuje, a nie recenzuje. Eksperci mogą powiedzieć, że nie jest to w całości spójne, ale istnieje.

 

Ale wracając do demografii… Czy ZUS ma pomysł, jak zatrzymać na rynku pracy osoby po osiągnięciu wieku emerytalnego? Ja wiem, że nie ma obowiązku przechodzenia na emeryturę…

Osoby, które pracują po osiągnięciu wieku emerytalnego nie mają ograniczeń w dorabianiu. Obecnie ponad 800 tys. osób pobierających emeryturę wciąż pracuje. Państwo limituje prawo do dorabiania osobom, które są na rencie i chcą dorabiać albo są na wcześniejszej emeryturze. To jest jedna rzecz. Ale druga jest taka, że osiągnięcie wieku emerytalnego nie jest dla pracodawcy przesłanką do rozwiązania umowy o pracę. A kiedyś było inaczej. Bo bywały takie okresy w Polsce, że sam wiek był powodem do wypowiedzenia umowy o pracę. Dzisiaj już tego nie ma.

 

Oj chyba…

To znaczy formalnie tego nie ma. I nie jest to podstawa do rozwiązania umowy o pracę.

 

Tak, formalnie tego nie ma… ale nieformalnie tak jest nadal…

Czasem niektórzy pracodawcy tak postępują.  I wielu pracowników też traktuje ustawowy wiek emerytalny jako naturalny moment dezaktywizacji. Ale jeśli chodzi o demografię to musimy być świadomi i jako ZUS zwracamy na to uwagę, że gospodarka potrzebuje pracowników. Dlatego uważam, że warto pracować nad zmianą postaw pracodawców, pracowników. Cieszę się, że takie głosy pracodawców już słyszę, że powinniśmy cenić starszych pracowników i zachęcać ludzi do dalszej aktywności zawodowej po osiągnięciu wieku emerytalnego. Po pierwsze dlatego, że nie ma tylu młodych, żeby zastąpić te osoby, a po drugie dlatego, że seniorzy  mają cenne doświadczenie. Na pewno warto rozważyć większą elastyczność pracy czy mniejszy wymiar czasu pracy, aby starsi pracownicy mieli więcej czasu na odpoczynek.

 

Czy są prowadzone analizy i czy są pomysły na to, jak zachęcić Polaków do opóźnienia momentu zakończenia aktywności zawodowej?

Takie działania muszą zostać podjęte znacznie wcześniej, tj. przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Bo jeśli my zdemotywujemy taką osobę w wieku przedemerytalnym i ona będzie postrzegana jako osoba nieatrakcyjna na rynku pracy, to ona sama się też zdemotywuje. To jest kwestia budowania pewnej świadomości, że osoby te są cenne i że warto je zatrzymać na rynku pracy, zachęcając do pracy niezależnie od wieku, bo to jest opłacalne z kilku powodów. Ich osobistego samopoczucia, bo jednak praca daje dużą satysfakcję (oczywiście dotyczy tych, którzy mogą pracować). Po drugie, tworzą PKB i mają dodatkowe dochody. Po trzecie aktywność przekłada się na samopoczucie i somatyczne odczucia. Ludzie są wtedy bardziej zmotywowani, czują się potrzebni i statystyki pokazują, że są zdrowsi. Namawiamy więc wszystkich do tego, żeby budować świadomość, że starość to okres, kiedy mogę być aktywny. Nazywa się to silver economy. To będzie proces, ale myślę, że demografia i niedobór pracowników będzie sprzyjał temu, że to nie będzie tylko życzenie, ale rzeczywistość.

Czytaj również: Polska nie ucieknie przed podwyższeniem wieku emerytalnego, czy to się politykom podoba, czy nie>>

 

A jaka jest ostateczna decyzja co do oskładkowania wszystkich umów zlecenia oraz umów w tzw. zbiegu tytułów do ubezpieczeń?

Jak już powiedziałem, ZUS jest agencją wykonawczą. Był taki plan, ale temat ten został wstrzymany. To nie jest jednak tak, że to jest jakaś wielka luka, bo większość samodzielnych umów zlecenia jest oskładkowanych. Zawsze jest to kwestia polityczna, która dotyczy konkurencyjności rynku pracy i równości podmiotów. Ważne jest, żeby nie tworzyć warunków do nierównej konkurencji. Planowane jest zwiększenie uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy w celu przeciwdziałania nadużyciom. Ostatnio była też kwestia cudzoziemców i zatrudniania ich tylko na umowę o pracę. Ostatecznie rząd opowiedział się za elastycznością zatrudnienia. Tak jak mówiłem, trzeba mieć na względzie to, że na rynku mamy wiele różnego rodzaju kontraktów. My zastanawiamy się dziś np. nad tym, w jakim zakresie oskładkować pracę platformową.

Czytaj więcej:  ZUS zastanawia się, jak oskładkować pracę platformową >>

Zbigniew Derdziuk, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych