Jolanta Ojczyk: Dziś Izba Cywilna Sądu Najwyższego w pełnym składzie odpowie na pytania I prezes Małgorzaty Manowskiej  dotyczące kredytów denominowanych i indeksowanych w walutach obcych. Jedno z nich dotyczy problemy na który w piątek wypowiedział się siedmioosobowy skład SN. Jak pan ocenia piątkową uchwałę? 

Dr Piotr Bodył–Szymala, radca prawny, dyrektor Obszaru Prawnego Santander Bank Polska, członek zespołu „Monitora Prawa Bankowego”: Rozstrzygniecie Sądu Najwyższego jest istotne co najmniej z paru powodów. Po pierwsze dlatego, że uzyskało moc zasady prawnej, a zatem wszystkie składy Sądu Najwyższego będą musiały się do tego stosować. Po drugie dlatego, że przesądzone zostało w tej uchwale, że gdyby nieważność umowy stała się faktem - a już wiemy, patrząc na rozstrzygnięcie TSUE, że jest to opcja niepożądana, ale czasami może się przytrafić, to każda ze stron rozlicza się osobno, a roszczenia banku przedawniają się licząc od momentu, kiedy bezskuteczność umowy stała się definitywna, a nie od momentu, gdy umowa – czy precyzyjniej - bezskuteczna umowa, została zawarta. Dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ jest to kolejny dowód na próbę połączenia reguł prawa z zasadami społecznej gospodarki rynkowej. To ważny i cenny sposób myślenia i opisywania rzeczywistości, w której funkcjonujemy. Wreszcie, warto też odnotować, że sędziowie Sądu Najwyższego zwrócili uwagę, że nie uchylając się od odpowiedzi na palące problemy, dostrzegają potrzeby ingerencji ustawodawcy, co się tyczy tych spraw. 

Czytaj również: 
Kolejny wyrok TSUE w polskiej sprawie korzystny i dla frankowiczów, i dla banków >>
Jest "frankowa" uchwała siedmiu sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego>>

 

Wspomniał pan o wyroku TSUE z 29 kwietnia br. w polskiej sprawie dotyczącej kredytu we frankach. Jakie są pana zdaniem najważniejsze wnioski z niego?

Jak już wspomniałem, przede wszystkim TSUE kolejny raz mówi konsekwentnie, że celem dyrektywy 93/13 jest przywrócenie równowagi kontraktowej stron, a nie anulowanie umów. To, że w Polsce 70 proc. spraw kończy się nieważnością trudno uznać za spełnienie celu, jakim jest przywrócenie równowagi kontraktowej stron. W samym wyroku pojawia się jednak dużo więcej ciekawych wniosków.

Jakich?

TSUE wyraźnie zwraca uwagę na to, że sąd oceniając konsekwencje abuzywności, powinien zważyć interesy strony kontraktu, a nie tylko konsumenta. W motywie 56 mówi, że jeśli chodzi o kryteria umożliwiające dokonanie oceny tego, czy umowa może rzeczywiście nadal obowiązywać po wyłączeniu z niej nieuczciwych warunków, należy podnieść, że zarówno brzmienie art. 6 ust. 1 dyrektywy 93/13, jak i wymogi pewności prawa przy prowadzeniu działalności gospodarczej przemawiają za przyjęciem przy wykładni tego przepisu podejścia obiektywnego. I podkreśla tam, że sytuacja jednej ze stron umowy - w tym przypadku konsumenta - nie może zostać uznana za decydujące kryterium rozstrzygające o dalszym losie umowy. Z kolei w kolejnym motywie mówi, że przy ocenie kwestii, czy zawierająca jeden lub więcej nieuczciwych warunków umowa może nadal obowiązywać po wyłączeniu z niej tych warunków, sąd rozpatrujący spór nie mógłby przyjąć za podstawę rozstrzygnięcia jedynie tego, iż unieważnienie owej umowy w całości byłoby ewentualnie bardziej korzystne dla konsumenta. To jest ważny akcent, który pokazuje próbę szukania równowagi kontraktowej, niezależnie od tego, co jest w motywach rozstrzygnięcia w sprawie państwa Dziubaków. Po wyroku TSUE w ich sprawie przyjęło się uważać, jeśli konsument chce nieważności umowy z klauzulami abuzywnymi, to sąd ją zasadza. Tymczasem eliminowanie postanowienia i szukanie sposobu utrzymania umowy stanowi już element odstraszający. Zatem rozkład akcentów w sprawie C-19/20 jest inny niż w sprawie C-260/18.

 


Jak sam pan zauważył, sądy jednak orzekają częściej nieważność. W 2020 roku na 955 orzeczeń w I i II instancji zrobiły to aż 635 razy, „odfrankowiły” kredyt tylko 154 razy. Dlaczego? Może przepisy kodeksu cywilnego jednak uniemożliwiają jej utrzymanie.

Polskie sądy zwróciły uwagę na jeden z motywów w wyroku w sprawie państwa Dziubaków, w którym czytamy, że sąd nie mógłby uznać, że upadek całej umowy jest szczególnie niekorzystny dla konsumenta wbrew świadomie i wielokrotnie wyrażonej woli samego konsumenta. Tyle, że w wyroku z 29 kwietnia jak już powiedziałem TSUE wskazał, że sąd oceniając konsekwencje abuzywności, powinien zważyć interesy strony kontraktu, a nie tylko konsumenta. Statystyk sądowych nie łączyłbym zaś z prawem polskim. Mamy bowiem art. art. 358 par. 2 Kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim wartość waluty obcej określa się według kursu średniego ogłaszanego przez Narodowy Bank Polski z dnia wymagalności roszczenia, chyba że ustawa, orzeczenie sądowe lub czynność prawna zastrzega inaczej. Zatem lukę po klauzuli abuzywnej odsyłającej do tabeli bankowej, powinno zastąpić odesłanie do kursu średniego NBP; oczywiście o ile mechanizm kursowy w ogóle zostanie uznany za abuzywny. Mam wrażenie, że przyzwyczajamy się do myślenia, że ten mechanizm jest abuzywny i nie bardzo analizujemy jak to jest, że analogiczny mechanizm kursowy w Austrii tamtejszy Sąd Najwyższy uznaje za legalny, a w Polsce to samo staje się nielegalne, przy czym i tam i tu obowiązują te same regulacje europejskie.

Trudno się z panem zgodzić. Chyba już nikt nie ma wątpliwości, w tym Sąd Najwyższy, że sąd nie może uzupełnić umowy po usunięciu z niej niedozwolonej klauzuli.

Proszę zwrócić uwagę na motyw 67 wyroku z 29 kwietnia. TSUE mówi, że w przypadku stwierdzenia przez sąd krajowy nieważności nieuczciwego warunku art. 6 ust. 1 dyrektywy 93/13 należy interpretować w taki sposób, że niezgodny z tym przepisem jest przepis prawa krajowego dający sądowi krajowemu możliwość uzupełnienia tej umowy poprzez zmianę treści owego warunku. To jest zakaz wprowadzenia do systemu normy kompetencyjnej. Motyw ten jednak należy rozumieć tak, że skoro sąd stwierdza abuzywność, to musi wymyślić, jak przywrócić równowagę stron. Zabrania on prawotwórstwa, ale nie znalezienia sposobu na utrzymanie umowy. Dlatego jeśli ktoś mówi, że motyw 67 wyroku zabrania zastosowania art. 358 par. 2, to ja twierdzę, że jest to teza nieprawdziwa. Jedyny problem jaki się pojawia, to z datą wejścia w życie art. 358 par. 2 KC, ale przed tą datą w systemie prawnym już były normy, które „w razie wątpliwości” odsyłały do średniego kursu NBP (tak było w prawie wekslowym, w prawie bankowym, etc.)

Dokładnie. Ten przepis obowiązuje od 24 stycznia 2009 roku, a umowy zwykle były zawierane wcześniej.

Z tego powodu niektórzy mówią, że nie można zastosować przepisu, który nie obowiązywał, gdy podpisywano umowę. Wyrok z 29 kwietnia jednak otworzył drogę do jego wykorzystania. Skoro powstaje luka, to sąd nie może unieważnić  umowy na życzenie konsumenta, bo to godzi w pewności prawa przy prowadzeniu działalności gospodarczej. Wówczas sąd może rozważyć uzupełnienie umowy przepisem prawa zobowiązań, może skłaniać strony do mediacji.

Patrząc po wyrokach, takim rozwiązaniem utrzymującym umowę jest „odfrankowienie” kredytu. Tu jednak też słychać ostrą krytykę, dlaczego?

Proszę spojrzeć na motyw 70 wyroku. Trybunał orzekł, że przepisy dyrektywy 93/13 stoją na przeszkodzie temu, żeby uznany za nieuczciwy warunek został częściowo utrzymany w mocy poprzez usunięcie elementów przesądzających o jego nieuczciwym charakterze, w przypadku gdyby to usunięcie sprowadzało się do mającej wpływ na istotę tych warunków zmiany ich treści. TSUE mówi, nie można usuwać fragmentu, zostawiając całość. A moim zdaniem tzw.  „odfrankowienie” to  to właśnie usunięcie fragmentu i pozostawienie reszty. W efekcie mamy kredyt w złotówkach ze stawką LIBOR.I TSUE mówi nie takiej konstrukcji bo wskazuje, że usunięcie fragmentu klauzuli nie może zmieniać treści zobowiązania. Przyzna pani, że czym innym jest kredyt indeksowany, a czym innym kredyt złotowy oprocentowanym stawka LIBOR. Zresztą negatywnie o „odfrankowieniu” TSUE wypowiedział się też w wyroku w sprawie Dziubaków. Zatem jeśli nie chcemy kuglować dyrektywą 93/13, to skupmy się na przywróceniu równowagi kontraktowej stron. Jeśli jednak nieważność, to należy szukać innych rozwiązań, co powinno być już domeną sędziów.

Zarówno przedstawiciele frankowiczów jak i Związku Banków Polskich zwracają uwagę na inny motyw wyroku. Chodzi o obowiązek poinformowania konsumenta o roszczeniach restytucyjnych będących konsekwencją stwierdzenia nieważności. Co pan rozumie pod pojęciem roszczenia resytucyjne?

Posłużę się wymyślonym przykładem. Proszę sobie wyobrazić, że dawno temu kupiła pani sztabkę złota i zapłaciła za nie 100 tys. w walucie Nibylandii. Potem ta waluta podlegała wysokiej inflacji, a na końcu okazałoby się, że umowa sprzedaży nie była ważna (na boku zostawmy z jakiego powodu). Czy w takiej sytuacji, gdy jedna strona odda sztabkę złota, a druga zwróci nic nie wartą walutę Nibylandii, to będzie to uczciwe?

Uczciwe może nie, ale sprawiedliwe, choć jak to z prawem bywa, wszystko zależy od tego, dlaczego umowa została unieważniona i przepisów Nibylandii.

A w moim przeświadczeniu – nie, bo jedna strona odda złoto, a druga nic nie wartą walutę. Dlatego biorąc pod uwagę przepisy prawa należy rozliczyć się biorąc pod uwagę realną wartość ekonomiczną korzyści jednej i drugiej strony. Chodzi tu o pryncypia. Jeśli jedna strona miałaby oddać realną wartość, a druga tylko nominalną wycenę, byłoby to nieuczciwe. Dlatego moim zdaniem informowanie o restytucyjnej wartości roszczeń obejmuje ich realną wartość. Na marginesie też zwracam uwagę, że TSUE w analizowanym rozstrzygnięciu wprost powiedział, że nieważność nie jest sankcją przewidzianą w Dyrektywie 93/13, bo to w ogóle nie jest dyrektywa karząca… Od karania są przepisy karne.

Czy zatem kwota, jaką wypłacił bank w 2007 roku ma inną wartość niż obecnie, i dlatego banki, np. Reiffeisne pozywa kredytobiorców o dwa razy większą kwotę, nie 400 tys. zł plus inflacja, ale 800 tys. zł? I jak do tego ma się motyw 5i, gdzie TSUE mówi, że obowiązek wyłączenia nieuczciwego warunku umownego nakazującego zapłatę kwot, które okazują się nienależne, wiąże się co do zasady z odpowiednim skutkiem restytucyjnym dotyczącym tych kwot. Zatem kwot nienależnych, a nie ich realnej wartości.

Jeśli chcemy się rozliczyć, to musimy rozliczyć realną wartość. Bank korzystał z rat, a klient z kapitału. I jedno i drugie trzeba skorygować o wartość wynagrodzenia za posługiwanie się kapitałem. Z całą pewnością rozliczenie nieważnej umowy nie może generować dla przedsiębiorcy większej korzyści niż stan obowiązywania umowy. Gdyby było inaczej to byłaby to jakaś aberracja. Stosowanie klauzul niedozwolonych winno pociągać dla profesjonalisty dolegliwość, ale czym innym jest dolegliwość, a czym innym darmowe mieszkanie dla konsumenta, który nie musi spłacić kredytu ani odsetek, bo umowa uznana została za nieważną, a roszczenie banku rzekomo przedawniło się. Takie reguły mogą obowiązywać w Nibylandii, ale ona pewnie nie stanie się 28 członkiem UE.

Wspomniał pan na początku o mediacji. Czy banki pójdą przykładem PKO BP i zaczną proponować klientom ugody?

Nie wiem, co zrobią banki. Z pewnością TSUE namawia do aktywnego poszukiwania ugodowego rozstrzygnięcia sporu. I na dłuższą metę nie możemy liczyć na to, ze relacje klient i bank będą rozstrzygane tylko w sądach. Przywrócenie tej normalności polega na tym, by poszukać ugody. Pomysł Przewodniczącego KNF, prof. Jacka Jastrzębskiego jest bardzo ważną inicjatywą. Pan Przewodniczący, działając w interesie stabilności systemu finansowego w Polsce, podjął istotne wyzwanie, na koniec drogi także, angażując swój osobisty autorytet. Uważam, że nawet oponenci powinni docenić, jak ważne jest to działanie. Po ruchu PKO BP, wiele banków zapewne na poważnie analizuje gotowość do zaangażowania się w ugody. To już  jest jednak polityka poszczególnych banków Ja jako prawnik mogę powiedzieć, że TSUE właśnie wskazuje ma mediacja i poszukiwanie ugodowego rozstrzygnięcia. Pomysł Przewodniczącego KNF ma cechu ugodowego przecięcia węzła gordyjskiego. Kwietniowy wyrok bowiem odrzuca skrajne tezy, co zbliża do skutecznej mediacji.

Czytaj: PKO BP do końca czerwca zaproponuje ugody z frankowiczami>>