Na zwołanej nagle w czwartek konferencji Alexander Fleischmann, prezes Raiffeisen Bank International i Ireneusz Stolarski, radca prawny, partner w kancelarii Baker&McKenzie, pełnomocnik RBI w sporze z państwem Dziubak przekonywali, że w piśmie procesowym przygotowanym na wniosek sądu wskazali jedynie hipotetyczne skutki unieważnienia umowy, gdyby do niego doszło. – Postulowaliśmy, by skutki te dokładnie zbadał sąd – podkreślał mec. Stolarski.

Chcesz wiedzieć więcej o sprawach frankowych? Pobierz bezpłatny e-book o konsekwencjach prawnych i ekonomicznych wyroku TSUE w sprawie Dziubak >>

 


Najgłośniejsza sprawa frankowa w Polsce

Małżeństwo Dziubaków w 2008 roku zawarło umowę kredytu hipotecznego na kwotę 400 tys. złotych, ale indeksowaną do franka szwajcarskiego. Do spłaty pozostało im ok. 170 tys. zł. W sądzie domagają się unieważnienia umowy. Kamil Gołaszewski, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, który prowadzi ich sprawę, na jej kanwie zadał pytania do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To jedyne polskie pytania prejudycjalne dotyczące kredytów w walucie obcej, stąd ogromne zainteresowanie nimi mediów, banków, frankowiczów i ich prawników. Po ogłoszeniu wyroku TSUE - uznanego za korzystny dla kredytobiorców - sąd poprosił strony o przedstawienie swoich stanowisk. Z informacji przedstawionych przez pełnomocników państwa Dziubaków wynika, że bank wyliczył, że w przypadku nieważności umowy, może domagać się od nich 477 288,62 zł z tytułu bezumownego korzystania przez nich z kapitału banku przez 11 lat,  321 129,38 odsetek, a także mieszkania. I te kwoty, w sumie blisko 800 tys. zł wywołały kolejną burzę medialną, a do sprawy przyłączył się Rzecznik Praw Obywatelskich.

To jest tylko hipotetyczny scenariusz, który nie musi się zadziać

- To jest okropne przekłamanie – podkreśla mec. Stolarski. – W stanowisku przedstawiliśmy sądowi hipotetyczne prawne konsekwencje nieważności umowy. Wówczas byłoby tak, jakby umowa nigdy nie istniała, w chwili podpisania była nieważna. Wówczas podstawą jakiegokolwiek świadczenia zwrotnego nie jest umowa, ale przepisy kodeksu cywilnego o  świadczeniu nienależnym. Bank domagałby się kwoty, która nie jest spłacona do chwili obecnej – tłumaczył mec. Stolarski. Jak ją hipotetycznie wyliczył bank? Otóż przyjął, że udzielił kredyt niehipoteczny, w polskich złotych o rynkowym oprocentowaniu, obliczonym na podstawie stawek ogłaszanych przez Narodowy Bank Polski. Ewentualnie możliwe jest też dochodzenie zwrotu tej kwoty z odsetkami. I informacja medialna musi być "mixem" tych wariantów, ale kwota 800 tys. nie jest prawidłowa – tłumaczył mec. Stolarski. I podkreślił, że jest to tylko pewna estymacja, a nie pozew, która bierze pod uwagę fakt, że państwo Dziubakowie spłacali raty. Z kolei prezes Alexander Fleischmann dodał, że skoro wyrok TSUE mówi, że skutki unieważnienia muszą być jasno przedstawione, to bank starał się nakreślić, co nieważność może oznaczać, ale taki scenariusz nie musi się zadziać.  – Jest to podejście uczciwe, transparentne – mówił Alexander Fleischmann.  Agnieszka Plejewska, adwokat i pełnomocnik państwa Dziubaków nie zgadza się z tymi argumentami. – Kwota, którą podają media, wynika z pisma procesowego. Przede wszystkim jednak nie zgadzam się z poglądem, że niezależne świadczenie można potraktować jak kredyt. Umowa kredytu jest bowiem umową dwustronną – tłumaczy mec. Plejewska.

 

Regulator nie zakazał udzielania kredytów w CHF, nie czujemy się winni

Podczas konferencji prezes Alexander Fleischmann odniósł się też w ogóle do umów kredytowych. – Nie było mnie w Polsce, gdy ten produkt miał swój szczyt. Wówczas jednak był on kontrolowany przez polskich regulatorów i nie został zakazany. Był też silnie wspierany przez różne partie polityczne. Wówczas zatem był legalny, a zatem nie może nagle po 10-12 latach stać się nielegalny. Może zostać zakazany i wycofany, ale to nie znaczy, że był nielegalny, gdy był wprowadzany na rynek. Dlatego nie możemy posypywać głowy popiołem – tłumaczył prezes Fleischmann. Podkreślił też, że dyskusyjne jest, czy klauzule są abuzywne,  ale faktem jest, że  nie zostały w sposób abuzywny wykorzystane. Zwrócił też uwagę, że umowy o kredyt frankowy podpisywali też sędziowie, w tym Sądu Najwyższego. - Umowa została sformułowana w sposób legalny w 2008 roku, i nie poczuwamy się do jej nielegalności w tym zakresie. Wówczas to było zgodne z  obowiązującym prawem, takie kredyty brali sędziowie i politycy, eksperci w dziedzinie prawa, którzy nie dostrzegali ich wad. Straty, które ponieśli kredytobiorcy, nie były skutkiem działalności banków, ale tego, co się wydarzyło na rynku – mówił prezes Fleischmann.

Co wskazał NIK w swoim raporcie o kredytach

Najwyższa Izba Kontroli w raporcie opublikowanym  w sierpniu 2018 roku wskazała jednak, że przy udzielaniu kredytów miały miejsce niewłaściwe praktyki banków. Wymienia m.in. zawieranie w umowach kredytowych niedozwolonych postanowień umownych, pozwalających na jednostronne kształtowanie przez banki, na niejasnych zasadach, wysokości oprocentowania lub kursów, po jakich przeliczane były udzielane kredyty lub spłacane rat. NIK badała skuteczność systemu ochrony konsumentów wobec problemu kredytów objętych ryzykiem walutowym w latach 2005-2017. Izba wskazała, że żaden z organów państwowych dotychczas nie ustalił miarodajnie skali bezprawnych praktyk stosowanych przez banki, to główny zarzut kieruje do Komisji Nadzoru Finansowego, dawniej Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Kontrolerzy przyznają, że UKNF najszybciej zidentyfikował zagrożenia wynikające z kredytów objętych ryzykiem walutowym, ale działania KNF - jak dodają - były zbyt ostrożne i ograniczone. Miały w szczególności charakter niewiążących wytycznych, stopniowo zaostrzanych, i nie odnosiły się do umów już zawartych. W efekcie były niewystarczające, żeby na wczesnym etapie wyeliminować nieprawidłowości w działaniach banków, szczególnie w okresie najintensywniejszego udzielania tych kredytów w 2008 r. - wskazano w raporcie. NIK zwraca też uwagę, że KNF w 2008 r. zalecała bankom przedstawianie kredytobiorcom symulacji wysokości rat kredytu przy założeniu osłabienia złotego w stosunku do waluty kredytu o 20 proc. I zdaniem izby nie oddawało to rzetelnie skali ryzyka walutowego, jakim były obarczone kredyty zaciągane na okresy wieloletnie, niekiedy przekraczające 30 lat - wskazuje Izba. Justyna i Kamil Dziubakowie zawarli umowę na 40 lat.