Mieszkanie bez wkładu własnego to jeden z głównych punktów programu Polski Ład. Od 26 maja obowiązuje ustawa o gwarantowanym kredycie mieszkaniowym (dalej jako: ustawa kredytowa), która go wdraża. Na razie jednak program nie działa. Rząd próbuje to zmienić. We wtorek przyjął projekt noweli w tej sprawie, ale co on dokładnie zawiera tego nie wie nikt, bo nie został jeszcze opublikowany. Wiele można się jednak dowiedzieć z komunikatu opublikowanego  na stronie internetowej Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Eksperci uważają, że choć propozycje  nie są złe, to nic nie zmienią. Program dalej będzie martwy, jeżeli nie uspokoi się sytuacja na rynku kredytów. Przede wszystkim chodzi o ich oprocentowanie. 

 

 

Co się zmieni oprócz nazwy programu

Rząd proponuje zwiększyć wysokość wkładu własnego z 10 do 20 proc. Ponadto chce umożliwić skorzystanie ze spłat rodzinnych osobom, które zgromadziły środki na pokrycie 20 proc,  wartości nieruchomości, a do 25 proc. w przypadku kredytobiorców, którzy zaciągną kredyty o stałej lub okresowo stałej stopie procentowej. 

Czytaj w LEX: Polski Ład – kredyty hipoteczne bez wkładu własnego. Nowa propozycja kredytowań >>>

Projekt wykreśla przepisy o minimalnej wysokości gwarancji. Podnosi  limit ceny metra kwadratowego dla lokali nabywanych na rynku pierwotnym i wtórnym. Będzie też zmiana nazwy programu na program „Rodzinnych Kredytów Mieszkaniowych”.

W opinii Ministerstwa Rozwoju i Technologii dzięki tym rozwiązaniom zwiększy się liczba osób zakwalifikowanych do programu.  - Wychodząc naprzeciw sytuacji na rynku mieszkaniowym, dostosowujemy też gwarantowany kredyt mieszkaniowy do obecnych realiów  – informuje minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.

Czytaj też: Generation Rent, czyli pokolenie bez domu >>>

Cel szczytny, ale nierealny 

Eksperci są zgodni. Program nie ma szans póki co ruszyć z miejsca. Program kredytów bez wkładu własnego praktycznie nie funkcjonuje. Na razie takie kredyty oferują tylko dwa banki (Alior i Santander), a na dniach zapowiadany jest akces obu państwowych tuzów - Pekao SA i PKO BP. Kolejki po kredyt się nie ustawiają, chętnych zwyczajnie brakuje.

Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl uważa, że o słabych wynikach programu decyduje obecnie przede wszystkim feralny moment jego wprowadzenia, a może jedynie w minimalnym stopniu jego parametry. Np. limity cen mieszkań kwalifikujących się do programu mocno ograniczały dostępność takich lokali, ponieważ w powszechnej opinii i według wszelkich dostępnych danych były za niskie, zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym. Ich podniesienie byłoby więc właściwym posunięciem, jednak w obecnych warunkach rynkowych prawdopodobnie bezproduktywnym.

 

- Raczej mało kogo skusi w tym momencie możliwość skorzystania ze spłat rodzinnych przy zaciągnięciu kredytu o stałej stopie procentowej, który obecnie notuje historyczne poziomy oprocentowania. Pozostałe zmiany, ze zmianą nazwy programu na czele, to raczej kosmetyka bez większego znaczenia - wyjaśnia Jędrzyński. 

Przypomina, że najnowsze dane o spadku wniosków o kredyt hipoteczny o 73 proc. rdr oraz spadającej średniej wartości takich kredytów świadczą o najgorszej sytuacji rynkowej w historii. Oczekiwane są kolejne podwyżki stóp przy prognozowanych spadkach cen mieszkań, co nawet osoby ze zdolnością kredytową zniechęca do kupna lokum w najbliższej perspektywie.  

- W tej sytuacji zmiany w programie kredytów bez wkładu własnego nie będą w stanie zwiększyć jego efektywności w stopniu istotnym statystycznie przez dłuższy okres czasu, aż do powrotu sytuacji rynkowej do względnej normalności, czyli spadku inflacji i stóp NBP do akceptowalnych poziomów - podkreśla. 

Podobnie myślą inni eksperci. - Szczegółów jeszcze projektu nie znamy. Ale nie sądzę, żeby jakiekolwiek zmiany w prawie pomogły. Program nie zafunkcjonował  tak jak projektodawcy chcieli. Ministerstwo rozwoju tłumaczyło, że program nie działa, bo mamy okres wakacji. Mamy już wrzesień i wkrótce się przekonamy ile w tym prawdy. Myślę, że fiasko programu bierze się stąd że potencjalni kredytobiorcy  nie mają,, w ocenie banków, wystarczających środków na spłatę kredytów przy nieustannie rosnących stopach procentowych. Dlatego zmiany wskaźników, podnoszenie wysokości wkładu własnego nic specjalnie nie  zmieni - twierdzi Przemysław Dziąg, szef prawników w Polskim Związku Firm Deweloperskich. 

- Wielu  Polaków nie stać na kredyt, bo albo  stracili zdolność kredytową albo znacznie się im obniżyła. Powodem są wysokie stopy procentowe, czyli też oprocentowanie kredytów. oraz zalecenia  UKNF-u które przy  badaniu zdolności kredytowej nakazują dodawać do oprocentowania co najmniej 5 punktów (wcześniej było 2,5) - mówi. Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.

Tak jak przedmówcy  proponowane zmiany uważa za zbędne. Program bowiem nie zadziała, jeżeli  oprocentowanie kredytów nie spadnie  a zalecenia UKNF-u poluzowane.  - Wyjściem z patowej sytuacji może być  połączenie tego programu z nisko oprocentowane kredyty, o których ostatnio mówił Jarosław Kaczyński. - dodaje.