Po 500 tys. euro dziennie ma płacić Polska Komisji Europejskiej za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów - zdecydował w poniedziałek Trybunał Sprawiedliwości UE. Rząd jednak nie zamierza ani zamykać kopalni, ani płacić kar. 

Czytaj: Pół miliona euro dziennie Polska ma płacić za Turów>>

- Działalność Turowa ma znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju, a tym samym dla zdrowia i życia Polaków, a także dla dziesiątek tysięcy miejsc pracy - tłumaczył premier Mateusz Morawiecki na wtorkowej konferencji prasowej. I zapowiedział, że Polska wykorzysta wszystkie możliwe środki prawne, polityczne i społeczne, ponieważ "nie można dopuścić do tego", żeby taka "arbitralna decyzja" zagroziła zdrowiu i życiu Polaków. - Jeśli Unia Europejska i Trybunał Sprawiedliwości chcą ryzykować zdrowiem i życiem Polaków i za nic mają naszą kilkudziesięciostronicową argumentację, to ja uważam, że takie postawienie sprawy jest postawieniem sprawy na głowie - dodał, podkreślając, że polski rząd się z tym nie zgadza.

Zdaniem szefa rządu decyzja Trybunału pozbawiona jest adekwatności oraz proporcjonalności w przypadku zastosowania kary finansowej. Natomiast wypowiedzi przedstawicieli Brukseli nie pozostawiają złudzeń.

 

Rzecznik Komisji Europejskiej pytany o to wskazał, że KE zwróci się do Polski o zapłatę kar. - Jako część regularnych płatności do budżetu UE, Polska będzie musiała zapłacić te środki. Jestem pewien, że jeśli oni nie zapłacą, oczywiście są możliwości podjęcia działań przez KE - powiedział Eric Mamer. - Wydamy notę. Muszą zapłacić. To jest ich prawny obowiązek. Jeśli nie zapłacą, to zobaczymy - dodał pytany, jak długo KE zamierza czekać na płatności kar.

Rzeczniczka KE Vivian Loonela wskazała, że KE chce, aby Polska natychmiast wstrzymała wydobycie węgla w Turowie.

Surowa decyzja TSUE 

Chodzi o postanowienie Trybunału Sprawiedliwości UE, który 21 maja br. zobowiązał Polskę do natychmiastowego zaprzestania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Według niego podjęcie takich kroków uzasadniają podnoszone przez Czechy  zarzuty. Rząd Andreja Babisza zdecydował się na zaskarżenie Polski do TSUE na wniosek ministerstw środowiska i spraw zagranicznych. Kopalnia Turów ma mieć bowiem negatywny wpływ na życie dziesiątków tysięcy mieszkańców graniczących z Polską regionów wokół miast Gródek nad Nysą (Hradek nad Nisou) i Frýdland.

Czytaj: TSUE: W Turowie nie wolno wydobywać węgla>>

Poniedziałkowa decyzja TSUE to skutek wniosku rządu republiki Czeskiej. W połowie czerwca  zwrócił się on o ukaranie Polski grzywną w wysokości 5 mln euro dziennie za niewstrzymanie wydobycia tam węgla brunatnego. Wcześniej polski rząd podjął rozmowy z rządem Czech, a premier Mateusz Morawiecki po spotkaniu z premierem Andrejem Babiszem podczas szczytu UE w Brukseli 25 maja ogłosił, że porozumiał się z nim i Czechy wycofają swój wniosek. - Jesteśmy bliscy porozumienia. Dzisiaj spotkałem się z premierem Republiki Czeskiej, panem Andrejem Babiszem, wcześniej byłem już na Dolnym Śląsku i ustaliłem, w jaki sposób można prowadzić negocjacje ze stroną czeską. Potwierdziłem kierunek tych negocjacji z panem premierem Babiszem i te negocjacje dzisiejszego wieczoru się odbyły - powiedział szef polskiego rządu.

Rokowania rozpoczęto 17 czerwca. Odbyło się kilka spotkań obu delegacji, którym przewodniczyli ministrowie środowiska. Minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka oświadczył w lipcu, że rozmowy z Czechami weszły w trudny etap technicznych rozstrzygnięć wielu kwestii.

Jednocześnie Rada Ministrów nakazała Pełnomocnikowi Rządu ds. Reprezentacji Republiki Czeskiej przed Trybunałem Sprawiedliwości UE Martinowi Smolkowi wystąpienie o kare pieniężną na Polskę wysokości 5 mln euro dziennie. Strona czeska przekonuje, że wbrew nałożonym środkom tymczasowym przez TSUE, Polska nadal wydobywa węgiel brunatny w kopalni w Turów.

Potem były kolejne rozmowy z przedstawicielami czeskiego rządu, ale jak widać nie przyniosły skutku i wniosek o kary dla Polski nie został wycofany.