W opinii do polskiej sprawy frankowej rzecznik TSUE napisał wprost, że abuzywna klauzula co do zasady powinna być usunięta. Następnie sąd ma sprawdzić, czy taka umowa może nadal funkcjonować. Jeśli ją unieważni, to zgodnie z Kodeksem cywilnym każda ze stron zwraca uzyskane od drugiej strony świadczenie. Powstaje jednak pytanie, jak je rozliczać. Sądy dopuszczają dwie metody. Żadna nie gwarantuje pełnego sukcesu.

Czytaj również: Opinia rzecznika TSUE korzystna dla frankowiczów  >>

Jedna jest bardziej korzystna dla banków - zgodnie z teorią salda pieniądze zwraca ta strona, która uzyskała większą korzyść. Gdy kredyt nie jest spłacony w całości, może okazać się, że żądanie zapłaty zostanie oddalone, a bank zacznie dochodzić pozostałą do spłaty część. Druga co do zasady jest lepsza dla kredytobiorców - zgodnie z teorią dwóch kondykcji każda ze stron zgłasza żądanie zwrotu odrębnie, bez automatycznego kompensowania przez sąd. - Skoro strona domagała się zapłaty, a bank nie, to sąd w praktyce po prostu zasądzi zgodnie z żądaniem pozwu, a bank musi się martwić o swoje należności w innym procesie - tłumaczy prof. Maciej Gutowski, adwokat, partner w kancelarii Gutowski i Wspólnicy.  I jego zdaniem sądy nie powinny obliczać salda, tylko raczej stosować teorię dwóch kondykcji.  Wówczas pojawiają się przepisy o przedawnieniu i potrąceniu. Bank ma tylko trzy lata na dochodzenie swoich należności, zwykle liczonych od dnia udostępnienia środków.

Sprawdź w LEX:
Niedozwolone opłaty i prowizje pobierane przez banki w umowach z konsumentami >
Klauzule abuzywne w umowach z konsumentami >

W wielu sprawach, przy niespłaconych kredytach, okazałoby się, że termin już minął i bank zostaje z niczym. To nie oznacza jednak, że bank nie podejmie próby odzyskania utraconych korzyści. W praktyce więc unieważnienie umowy może oznaczać kolejne kłopoty spowodowane potencjalnymi procesami i rozbieżnym orzecznictwem.

 

Wyliczenia sędziego Gołaszewskiego

Teorię salda zastosował m.in.: sędzia Kamil Gołaszewski - ten, który zadał pytania do TSUE w sprawie frankowej.  W listopadzie 2018 r. unieważnił umowę kredytu indeksowanego, ale frankowiczom zasadził tylko to, co nadpłacili ponad otrzymaną kwotę (wyrok z 10 października 2018 r., sygn. XXV C 695/17). Sąd uznał, że bank ma zwrócić jedynie ok. 24,5 tys. zł, a nie żądane 78 tys. zł.

Sędzia wyliczył, że bank z tytułu unieważnionej umowy wypłacił 231 tys. zł, a otrzymał 255,5 tys. zł. Wobec tego tylko świadczenia ponad 231 tys. zł są nienależne i tylko w tym zakresie żądanie jest zasadne. Zgodnie z teorią dwóch kondykcji powódki zapewne otrzymałyby 78 tys. zł, o które wnosiły. O pozostałą kwotę musiałyby wytoczyć kolejny pozew, podobnie jak bank o całość. 

Co jednak, gdy kredytobiorca nie spłacił jeszcze całego kredytu, np. otrzymał 700 tys. zł, a spłacił jedynie 300 tys. zł. Wówczas zgodnie z teorią salda po unieważnieniu umowy musiałby zwrócić nagle bankowi pozostałe 400 tys. zł. Takie rozliczenie wskazują również inne sądy, np. we Wrocławiu.  Dlatego też Michał Jabłoński, adwokat z kancelarii Dentons zauważa, że unieważnienie umowy może rodzić ryzyko natychmiastowej wymagalności spłaty całego kapitału kredytu, a zatem wbrew pozorom może niekiedy nieść dotkliwe konsekwencje dla kredytobiorcy. Nie każdy może dysponować od ręki odpowiednią kwotą. Jeśli jednak sąd wybrałby teorię dwóch kondykcji, która zdaniem prawników jest słuszniejsza, to bank musiałby zwrócić wpłacone już 300 tys. zł, a dopiero potem domagać się zwrotu 400 tys. zł. Tu zaś pojawiają się przepisy o terminach przedawnienia.

Przepisy po stronie frankowiczów

- Roszczenie o zwrot bezpodstawnego wzbogacenia przedawnia się klientowi w ciągu 10 lat, a bankowi jako przedsiębiorcy - w ciągu 3 lat. Bieg terminu przedawnienia liczy się od dnia, w którym roszczenie o zwrot stałoby się wymagalne, gdyby wezwano do zwrotu w najwcześniej możliwym terminie (art. 120 § 1 kodeksu cywilnego w związku z art. 455 k.c.) – tłumacz Mariusz Korpalski, radca prawny, partner w kancelarii Komarnicka Korpalski. – W efekcie bank nie może żądać od byłego klienta ani złotówki. Może jedynie zażądać potrącenia kwoty za okres, kiedy jego roszczenie nie było przedawnione, czyli rat z trzech lat od zawarcia umowy – uważa mec. Korpalski.

To byłoby niesprawiedliwe

W uzasadnieniu swojej decyzji sędzia Gołaszewski przekonuje jednak, że konsument - nawet jeśli stał się ofiarą niedozwolonych postanowień umownych - nie może być uprawniony do żądania zwrotu całości spełnionych przez siebie świadczeń bez równoczesnego przeprowadzenia wzajemnych rozliczeń stron. - Tego wymagają ogólne reguły słuszności i uczciwości – uważa sędzia.  - Rolą przepisów jest ochrona konkretnego konsumenta przed niekorzystnymi dla niego skutkami nieuczciwych i nierzetelnych działań przedsiębiorcy, nie zaś wymierzanie przedsiębiorcy kary finansowej połączonej z równoczesnym niesłusznym wzbogaceniem konsumenta – podkreśla sędzia Gołaszewski.


W uzasadnieniu do innego wyroku, w sprawie, gdzie kredytobiorcy pozostała spora część do spłacenia, ten sam sędzia wskazał, że mimo unieważnienia umowy, nie może zasądzić zwrotu należnych świadczeń, ze względu na czynniki odwołujące się do sfery moralności i uczciwości (wyrok z 15 grudnia 2017 r., sygn. XXV C  961/17). Wywodził to z art. 411 kc zgodnie z którym nie można żądać zwrotu świadczeń, jeżeli spełnienie świadczenia czyni zadość zasadom współżycia społecznego.

 


 

To nie jedyny problem

Niezależnie od tego, czy sąd zastosuje teorię dwóch kondykcji, banki mogą zacząć pozywać byłych klientów o wynagrodzenie za nieodpłatne korzystanie z ich kapitału. Część prawników uważa, że takie pozwy są bezpodstawne i bank powinien przegrać. Sędzia Grzegorz Chmiel z Sądu Okręgowego w Warszawie w uzasadnieniu do orzeczenia z sierpnia 2016 r., unieważniającego umowę zasygnalizował, że zwrot faktycznie spełnionych wzajemnych świadczeń nie wyczerpuje wszystkich roszczeń (sygn. III C 1073/14 . Fakt korzystania przez kredytobiorcę z kapitału bez wynagrodzenia uiszczanego pod postacią prowizji i odsetek kapitałowych może bowiem zostać uznany za źródło jego wzbogacenia (odpowiadającego uczciwemu kosztowi pozyskania kapitału), którego zwrotu, jako bezpodstawnego bank mógłby się od niego domagać. Marcin Szymański, adwokat, partner w kancelarii Drzewiecki Tomaszek zwraca uwagę, że nawet, gdyby istniało takie roszczenie banku, to przedawniałoby się w terminie trzech lat od daty jego powstania. - Bank zatem mógłby teoretycznie domagać się „wynagrodzenia za korzystanie z kapitału” za okres trzech lat od daty wytoczenia powództwa o nie.  Istnieją jednak liczne argumenty przeciwko uwzględnieniu takiego roszczenia banku - podkreśla Marcin Szymański. Droga do ujednolicenia orzecznictwa może być równie długa jak ta do ustalenia skutków abuzywności.

Odfrankowienie czasem może okazać się lepsze

Zdaniem Damiana Nartowskiego, radcy prawnego i partner w kancelarii WN Legal, nieważność umowy wcale nie musi okazać się optymalnym rozwiązaniem dla każdego kredytobiorcy, bo może generować problemy (potencjalne procesy) na kolejne lata. – Wielu sędziom trudno zrozumieć, że skoro bank przygotował wadliwy produkt, to powinien ponieść tego konsekwencje. Wielu, kłóci się to z zasadami słuszności. Czują, że coś jest nie tak, bo kredytobiorca ma dostać pieniądze, ma nieruchomość a bank zostaje z niczym, „stracił” niemal wszystkie udostępnione środki. W efekcie unieważnienie umowy zawsze pozostaje, pytanie co dalej, i potencjalne dalsze spory sądowe. Umyka, że to bank przygotował, stosował i zarabiał na określonym rozwiązaniu, które – jak się okazuje – może zostać skutecznie zakwestionowane.  – tłumaczy Damian Nartowski. Jego zdaniem lepsze może okazać się wyeliminowanie z umowy abuzywnej klauzuli, czyli odfrankowienie umowy. - Zawiera ono sankcję, dotkliwą dla banku, realną korzyść dla konsumenta, a umowa trwa nadal i powinna być wykonywana zakwestionowanych postanowień, co oznacza, że nie mamy problemu z pytaniem: co po unieważnieniu umowy. Jednak w aktualnym stanie prawny i zapadających orzeczeniach nie można zrezygnować z argumentacji zmierzającej do unieważnienia - podsumowuje Damian Nartowski. Dlaczego? Marcin Szymański mówi wprost: nieważność umowy jest bardziej  korzystna dla konsumenta, niż jej „reperowanie” poprzez uzupełnianie luk w umowie dyspozytywnymi normami prawa. - Na szczęście zgodnie z opinią rzecznika Generalnego TSUE decyzja czy umowę reperować należy do konsumenta - podkreśla Szymański.