Po raz kolejny przeczytałem artykuł autorstwa sędziego Henryka Walczewskiego dotyczący złudności sukcesów konsumentów na froncie "frankowym". I po raz kolejny nie mogłem przejść obok niego obojętnie, czego efektem jest moja polemika.

Czytaj: Sędzia Walczewski: Proces „frankowy” to nie walka Dawida z Goliatem, a unieważnienie umowy to dopiero początek>>

Przede wszystkim chciałem mniej zainteresowanym tematem przytoczyć fakt, iż ów sędzia orzeka w Sądzie Okręgowym w Warszawie, w XXVIII Wydziale Cywilnym, który rozpatruje wyłącznie sprawy z tego zakresu i pewnie około 90 proc. wszystkich wszczynanych od kwietnia 2021 roku procesów "frankowych". Ocenę stawiania tak kategorycznych i niekorzystnych dla konsumentów tez w publikacjach medialnych, biorąc pod uwagę całokształt sytuacji, pozostawiam czytelnikom.

Sprawdź też: Przedawnienie roszczeń z nieważnej umowy kredytu frankowego. Glosa do uchwały siedmiu sędziów SN z dnia 7 maja 2021 r., III CZP 6/21 >>>

 

 

Koniec procesu frankowego to dopiero początek

I po raz kolejny przychodzi mi się w jednym zgodzić – koniec procesu frankowego to dopiero początek. Początek życia wolnego od toksycznego kredytu dla wielu polskich rodzin.  Oczywiście – banki mogą wytaczać powództwa w dowolnych ilościach, na dowolne kwoty, oparte o dowolne podstawy. Polskie prawo nie zabrania wytaczania nawet najbardziej absurdalnych powództw. Ale ich wytaczanie nie jest absolutnie przecież równoznaczne z ich uwzględnieniem. Idąc tym tropem, mógłbym skonstruować kilkanaście różnego rodzaju roszczeń na rzecz konsumentów, związanych z udzieleniem przez banki toksycznego kredytu. Zaczynając od zadośćuczynień za doznane krzywdy, spowodowane latami wyrzeczeń finansowych (bo zamiast na wakacje, trzeba było płacić zawyżone raty), a na odszkodowaniach za konieczność leczenia chorób wywołanych stresem kończąc. I - nawiasem mówiąc - takie powództwa miałyby o wiele większą szansę powodzenia, niż wytaczane obecnie przez banki.

Czytaj również: Bierność banku w dochodzeniu swoich roszczeń nie może utrudniać kredytobiorcom realizacji ich uprawnień>>

Frankowicze chcą ustalenia nieważności umowy kredytowej

Chciałem też wyjaśnić jedną kwestię – olbrzymia większość frankowiczów chce ustalenia nieważności umowy kredytowej i zwrócenia przez każdą ze stron to, co od drugiej otrzymała. Oznacza to, że bank otrzyma wypłacony kapitał, a klient wszelkie wpłaty – zazwyczaj po procesie rozlicza się to poprzez wzajemną kompensację roszczeń. Nie jest więc absolutnie prawdą, że teoria dwóch kondykcji jest gorsza niż teoria salda, bo takie rozliczenie spokojnie można przeprowadzić.

Sprawdź też: Jak rozliczyć poniesione koszty ubezpieczenia w związku z nieważnością umowy kredytu? >>>

Ponadto klienci chcą się na ogół z tego rozliczać, ale – co zrozumiałe – dopiero po przyznaniu przez banki nieważności umowy lub zapadnięciu prawomocnego wyroku. Nie jest więc tak, że to banki są zmuszone wytaczać równoległe postępowania. Robią to po to, żeby wywołać efekt mrożący i zniechęcić kolejnych konsumentów do walki o swoje w sądzie. Naprawdę wystarczy odrobina dobrej chęci z obu stron i sprawa zostanie rozliczona polubownie. Natomiast sądy nie rozstrzygają w tych procesach o roszczeniach banków, bo banki takich roszczeń nie zgłaszają lub po prostu ze względów proceduralnych.

Czytaj także: Szcześniak: Sądy powinny motywować banki do ugód z kredytobiorcami>>

 

Nie jest też absolutnie prawdą, że ustalenie nieważności tych umów jest dla konsumentów niekorzystne, bo stawia ogromną w kwotę do spłaty w stan natychmiastowej wykonalności. Około 8 na 10 "frankowiczów" z uwagi na spłacanie zawyżonych rat przez wiele lat już oddała kapitał do banku, a ustalenie nieważności spowoduje konieczność dopłacenia jeszcze klientom środków przez bank, a nie na odwrót. Gdzie tu upatrywać niekorzystnych skutków dla konsumentów?

Z kolei teoria dwóch kondykcji pozwala – inaczej niż w przypadku teorii salda – na uzyskanie przez kredytobiorców odsetek ustawowych za czas opóźnienia od żądanej kwoty. Jest to jedna z podstawowych zasad prawa cywilnego, że jeśli jedna strona żąda od drugiej zapłaty wymagalnej i należnej kwoty, to strona w zwłoce jest obowiązana zapłacić "karę" w postaci odsetek. W tym wypadku to także "kara" za nieuznawanie oczywistych roszczeń kredytobiorców i przeciąganie procesów.

Z racji uchwały Sądu Najwyższego (III CZP 6/21) większość sądów obecnie odmawia co prawda przyznania takiej rekompensaty osobom starającym się o ustalenie nieważności kredytu, to jednak w mojej opinii uchwała ta jest wprost sprzeczna z podstawowymi przepisami i zasadami prawa cywilnego i w niedalekiej przyszłości ten pogląd zostanie zrekapitulowany. Dlaczego bowiem wszyscy inni dochodzący swoich roszczeń mają otrzymywać odsetki wynikające z ustawy, a frankowicze akurat nie? Z racji charakteru artykułu nie będę przytaczał tutaj dalszej, sztywnej argumentacji prawniczej, ograniczając się do krótkiego zobrazowania problemu.

Sprawdź też: Skutki abuzywności klauzul umownych kształtujących istotne postanowienia stosunku prawnego. Glosa do uchwały SN z dnia 7 maja 2021 r., III CZP 6/21 >>>

Wynagrodzenie za korzystanie z kapitału jest wyłącznie doktrynalnym rozważaniem

Natomiast roszczenie o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału jest wyłącznie doktrynalnym rozważaniem, wyciągniętym przy okazji tych spraw przez prawników reprezentujących banki, którzy starają się minimalizować straty swoich klientów - wszak wiedzą już, że w sprawach wytaczanych przez kredytobiorców już wygrywać nie będą. Taki zabieg - przede wszystkim PR-owy - ma więc za zadanie przede wszystkim zniechęcić potencjalnych "Frankowiczów" do walki o swoje w sądzie. Nie jest możliwa także – wbrew twierdzeniom mojego przedmówcy – waloryzacja świadczenia pieniężnego z powodu zmiany siły nabywczej pieniądze na podstawie art. 358 ze zn 1 par. 3  kodeksu cywilnego, jako że par. 4 tegoż artykułu wyłącza taką możliwość w odniesieniu do przedsiębiorców. Ale nawet gdyby tak nie było, takie roszczenie sprzeczne byłoby z Dyrektywą 93/13 i to w sposób oczywisty,

Co do ugód - zawsze jest to najlepsza forma wyjścia ze sporu. Tylko, że banki proponują ugody na poziomie 10 - 15  proc. tych korzyści, które kredytobiorca uzyska w wyniku wygranego procesu sądowego. Przy szansach na wygranie procesu w okolicach 95 proc., taka propozycja nie może być raczej traktowana poważnie. Więc to raczej apel do banków o lepsze ugody, a nie do kredytobiorców o przyjmowanie mizernych propozycji.

Podsumowując, nie mogę zgodzić się, że to kredytobiorcy są źródłem wszelkiego zła. Jako społeczeństwo nie jesteśmy po prostu jeszcze przyzwyczajeni, że tak wielkie i cieszące się zaufaniem podmioty ponoszą konsekwencje na tak wielką skalę. Pora więc zmienić myślenie, bo konsekwencje nadchodzą. A w zasadzie już nadeszły.

Autor: Andrzej Zorski  adwokat, wspólnik w Kancelarii Pilawska Zorski Adwokaci

 

Jacek Czabański, Tomasz Konieczny, Mariusz Korpalski

Sprawdź  
POLECAMY