Lektura artykułu z 19 sierpnia br. autorstwa sędziego Henryka Walczewskiego Unieważnienie umowy to dopiero początek prowadzi do wniosku, że to na skutek pozwów kredytobiorców korzystających ze swojego prawa w dochodzeniu stwierdzenia abuzywności klauzul waloryzacyjnych, banki „są zmuszone do zajęcia stanowiska”, ergo do wytoczenia swoich własnych powództw, co ma stanowić negatywne, a co najmniej niepewne dla przyszłości konsumenta konsekwencje. Autor zdaje się tłumaczyć opieszałość banków w zgłaszaniu swojego roszczenia kondykcyjnego tym, że czekały one (nadal czekają) na wyjaśnienie wątpliwości dot. rozliczeń stron przez Sąd Najwyższy w oczekiwanej uchwale ws. III CZP 11/21, które, jak doskonale wiemy, do tej pory nie nastąpiło (i prawdopodobnie długo jeszcze nie nastąpi).

Sprawdź: Konsekwencje prawne i praktyczne braku uchwały SN dotyczącej rozbieżności w orzecznictwie dotyczącym kredytów frankowych - III CZP 11/21 >>>

Bank ma prawo do obrony swojego interesu

W powyższych argumentach zapomina się jednak o tym, że brak dokonania wykładni prawa przez uprawniony organ nie ogranicza możliwości obrony banku przed roszczeniami konsumenta, skoro poznał on żądania kredytobiorcy. Przepisy pozwalające na obronę w tym samym postępowaniu (art. 204 k.p.c.powództwo wzajemne, czy też art. 498 par. 1 i 2 k.c.potrącenie oraz art. 410 k.c.świadczenie nienależne) istnieją niezależnie od tego, jak zostaną wyłożone, albo trafniej – jak, zamiast rozwiązania masowego i poważnego problemu prawnego, jaki wystąpił na kanwie „kredytów frankowych” w drodze ustawowej, Sąd Najwyższy wykreuje sposób postępowania w tego rodzaju sprawach.

Za wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 20.10.2021 r., sygn. akt: I ACa 155/21 stwierdzić trzeba, że: jeżeli bank obiera strategię negowania roszczeń dłużnika i w związku z tym nie dochodzi w czasie właściwym zwrotu kapitału, musi się liczyć z tym, że wskutek własnej bezczynności doprowadzi do przedawnienia się tego roszczenia. To samo ma znaczenie dla dnia wymagalności roszczeń kredytobiorców oraz okresu, za który liczy się odsetki za opóźnienie w spełnieniu świadczenia pieniężnego przez bank. Przypomnieć trzeba, że umowa kredytu frankowego na podstawie najczęściej zgłaszanych roszczeń, jest albo bezskuteczna w części albo nieważna w części lub w całości i ma to swój skutek ex tunc (a więc od dnia jej zawarcia, wstecz) oraz ex lege (z mocy prawa).

 

Agnieszka Mikos-Sitek, Piotr Zapadka

Sprawdź  

Bank otrzymując takie roszczenie od swojego klienta ma więc dwie drogi – albo iść w zaparte i twierdzić, że umowa (która jest częścią masowej akcji sprzedaży tożsamych kredytów) jest ważna i skuteczna, a konsument nie ma zupełnie podstaw do dochodzenia własnych roszczeń – albo, rozumiejąc skutek nieważności ex tunc i ex lege, wykorzystać uprawnienia materialnoprawne lub procesowe w jednym postępowaniu i doprowadzić do rozliczenia stron, nie narażając żadnej z nich na ewentualne negatywne konsekwencje takiego powództwa. Na pewno nie ma zgody na tłumaczenie opieszałości banków w dochodzeniu ich praw oczekiwaniem na takie, a nie inne orzeczenie Sądu Najwyższego. W tym kontekście twierdzenia dot. konieczności dochodzenia przez banki roszczeń wzajemnych (jak się wydaje w oddzielnych postępowaniach) z uwagi na prawo bankowe oraz zasady współżycia społecznego są bezzasadne. Zasady współżycia społecznego i troska o dobro pozostałych klientów banku, na których sytuację prawną ma wpływ kondycja spółki wymagałyby od banku właśnie odmiennych zachowań, tj. najprostszej obrony i poszukiwania złotego środka w jednym postępowaniu bądź w ugodzie sądowej lub pozasądowej.

WZORY DOKUMENTÓW:

 

Gdy konsument sam wybiera teorię salda – ryzyko pozwania przez Bank jest mniejsze

Z sędzią Henrykiem Walczewskim można zgodzić się w jednym – teoria dwóch kondykcji przysparza od strony praktycznej wiele trudności związanych przede wszystkim z pozwami banków przeciwko swoim klientom, podczas gdy rozliczenie stron na podstawie teorii salda byłoby z pewnością bardziej logiczne i gwarantowałoby konsumentowi brak powództwa ze strony banku, lecz tylko w zakresie wypłaconego kapitału. Niemniej jednak, gdy konsument zgłasza swoje roszczenie kondykcyjne, zaś bank nie czyni tego samego broniąc się przed roszczeniem swojego klienta, sąd powszechny nie jest uprawniony żadnym przepisem powszechnie obowiązującego prawa do samodzielnego rozliczenia stron nieważnej umowy kredytu, bez wyraźnego żądania. Remedium na powyższe może być natomiast takie formułowanie roszczeń przez konsumentów, która samo teorię salda by uwzględniało. Rozwiązanie takie wydaje się być przede wszystkim możliwe w tych sytuacjach, w których doszło już do spłaty kapitału kredytu, a pozew skonstruowany byłby na zasadzie „banku oddaj mi nadwyżkę ponad to, co sam mi wypłaciłeś”. Wówczas bank pozywając w przyszłości klienta o zwrot kapitału narażałby się w przedbiegach na przegraną oraz utratę kosztów postępowania. Zastanowić się trzeba, czy pozew w takich okolicznościach nie stanowiłby działania na szkodę spółki i nie powodowałyby odpowiedzialności odszkodowawczej po stronie członków zarządu banku wobec ich akcjonariuszy.

Nieograniczone ryzyko kursowe jest nadal głównym powodem upadku umów frankowych

Nie tylko postanowienia umowne dotyczące tabeli kursowej banku oraz kursów tworzonych autorytarnie przez kredytodawców jako nieuzgodnionych indywidualnie stanowią dzisiaj podstawę do ustalania nieważności umów frankowych. Nadal, o ile nie przede wszystkim, podstawowym problemem pozostaje wprowadzenie do kontraktu z konsumentem nieograniczonego ryzyka kursowego, które ponosi wyłącznie ten drugi. Zgodnie z wymogami TSUE (por. wyrok ws. C-186/16) bank ma obowiązek sformułowania klauzuli umownej zawierającej ryzyko kursowe prostym i zrozumiałym językiem jednakowo dla wszystkich typów umów, które wprowadzają takie ryzyko po stronie konsumenta. Jak pokazuje dotychczasowe orzecznictwo – banki temu wymogowi nie sprostały, a to narusza w sposób rażący interesy konsumenta oraz dobre obyczaje (por. wyrok SA w Warszawie ws. I ACa 155/21). Nie same więc tabele kursowe (które w świetle uchwały SN ws. III CZP 40/22 można również wykładać w kontekście zgodności z naturą stosunku zobowiązaniowego) stanowią clue problemu, ale przede wszystkim ryzyko kursowe, które dla konsumenta nie było i nie jest weryfikowalne.
To prowadzi do wniosku, że koncepcja eliminacji wyłącznie abuzywnych klauzul dot. tabel kursowych, przy pozostawieniu umowy ważnej i mogącej być dalej wykonywaną, nie jest słuszna. Usunięcie z umowy tylko odwołań do kursu kupna/sprzedaży w banku nie eliminuje podstawowego problemu indeksacji czy denominowania kredytu, jakim jest nieograniczone ryzyko kursowe nałożone na konsumenta. Skutkiem doprowadzenia do stanu zgodnego z prawem i urzeczywistnienia zasady szczególnej ochrony konsumenta jest upadek umowy w całości.

Czytaj też: Czy stronie wadliwej umowy kredytu frankowego przysługuje prawo zatrzymania? >>>

Czy całkowita nieważność umowy jest dla konsumenta szczególnie szkodliwa? Można mieć wątpliwości.

Rzeczywiście skutkiem prawomocnego upadku umowy kredytu, przy braku przedawnienia roszczenia banku o zwrot kapitału, jest konieczność oddania bankowi całości bądź brakującej części wypłaconego kredytu. Konieczność ta jest natychmiastowa, a w przeciwnym razie powoduje opóźnienie, z którym prawo łączy obowiązek zapłaty odsetek. Przy przyjęciu teorii dwóch kondykcji, braku potrącenia roszczenia przez bank, bardzo wysokiej kwoty kredytu oraz relatywnie krótkiego okresu od dnia zawarcia umowy do dnia wyrokowania przez sąd odwoławczy, może się okazać, że kredytobiorca nie spłacił jeszcze kapitału kredytu, a obowiązek jego wyrównania będzie spoczywać na nim. Wydaje się jednak, że w przypadku umów frankowych, które zawierane były masowo przede wszystkim w latach 2007-2008 (i wcześniej) obecnie większość kredytobiorców kapitał już spłaciło i go nadpłaca. Oczywiście w każdym wypadku trzeba to sprawdzić, ale na pewno taka generalizacja, że całkowita nieważność umowy z uwagi na natychmiastowy obowiązek spłaty pozostałego zadłużenia jest dla konsumentów szkodliwa nie jest uprawniona. Konsument, przed wytoczeniem powództwa, jest jednak zobowiązany do sprawdzenia stanu ewentualnych przyszłych rozliczeń z bankiem z tytułu nieważności umowy i uświadomienia sobie tego, że w przypadku, gdyby nie spłacił w całości kapitału kredytu, będzie musiał jeszcze wyrównać bankowi różnicę. Oczywiście ta świadomość może ulec zmianie, jeśli bank swojego roszczenia nie będzie dochodził w ustawowym czasie przewidzianym dla przedawnienia.

Ugoda jako remedium na wszystko

Prawdą jest jednak, że ugoda jest najlepszym sposobem na rozwiązanie sporów oraz ochronę przed ewentualnymi roszczeniami drugiej strony. W ugodzie królują obie strony i one mają możliwość takiego ułożenia treści stosunku prawnego między sobą, jakiego nie posiadają obecnie sądy powszechne. Poprzez wzajemne ustępstwa wobec siebie można zatem doprowadzić do sytuacji, w której interesy zarówno banku, jak i konsumenta będą należycie chronione. Niemniej jednak, zgodnie z maksymą, że „do tanga trzeba dwojga”, ugoda jest narzędziem wszędzie tam, gdzie obie strony widzą potrzebę i zasadność zakończenia sporu i nieeskalowania go na szerszą skalę, na kolejne drogie postępowania sądowe.

Autor: Kacper Rożek, adwokat, założyciel i wspólnik kancelarii SKIBA | ROŻEK adwokaci