Ministerstwo Zdrowia, wbrew zapowiedziom, nie wprowadziło obostrzeń na weselach w całej Polsce. Od soboty, 8 sierpnia obowiązują one tylko na weselach w tzw. strefach czerwonych i żółtych, czyli w sumie w 19 powiatach. Z informacji uzyskanych w resortach rozwoju i zdrowia wynika, że teraz prace trwają tylko na rejestrem wesel. Co nie oznacza, że w przypadku wzrostu zachorowań dany region nie trafi do strefy żółtej lub czerwonej. Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński zapowiedział bowiem, że lista powiatów, w których obowiązują dodatkowe obostrzenia będzie poddawana bieżącej analizie i modyfikowana dwa razy w tygodniu. Jeśli nowych zachorowań będzie powyżej 12 na 10 tys. mieszkańców, powiat stanie się strefą czerwoną, jeśli odpowiednio między 6 a 12 na 10 tys. – żółtą. Zarówno młode pary, jak i organizatorzy wesel apelują jednak, by rząd o takich planach informował z wyprzedzeniem.

 

Czytaj również: Nowe zasady noszenia maseczek >>

Połowa gości do wyrzucenia z dnia na dzień

Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii zostało opublikowane w piątek, 7 sierpnia o godz. 21.58, a zaczęło obowiązywać już po północy. Do północy w piątek 7 sierpnia w całej Polsce na weselach mogło się bawić do 150 osób, a po północy w strefie czerwonej tylko 50 osób, a w żółtej - 100.

– Rząd zmniejszył limity z dnia na dzień. Nie miało znaczenia, że wesele zostało zaplanowane znacznie wcześniej, a goście co najmniej od tygodnia potwierdzili swoją obecność – mówi Agnieszka Winnicka, prezes Polskiego Stowarzyszenia Branży Ślubnej i pyta dlaczego nie pozwolono przygotować się do nich. W efekcie część młodych par, musiała chwycić za telefony i poprosić gości, by... nie pojawili się na ich ślubie. Najtrudniej miały te, które wesele zorganizowały w powiatach: ostrzeszowskim (woj. wielkopolskie), nowosądeckim (np. w Krynicy Górskiej, Piwnicznej, Gródku nad Dunajcem), wieluńskim (woj. łódzkie), pszczyńskim, rybnickim, wodzisławskim (woj. śląskie)  i trzech czerwonych miastach na prawie powiatu: Nowym Sączu, Rybniku, Rudzie, bo tam liczbę gości ograniczono o 2/3. W powiatach żółtych: cieszyńskim (woj. śląskie),  jarosławskim (woj. podkarpackie), kępińskim (woj. wielkopolskie), pińczowskim (woj. świętokrzyskie), wieruszowskim (woj. łódzkie) i miastach na prawach powiatu: Jastrzębiu-Zdroju, Żorach i Przemyślu mieli łatwiej, bo liczba gości zmniejszyła się o 1/3.
Z moich doświadczeń prowadzenia wesel głównie na Mazowszu wynika, że w czasie epidemii na weselach bawi się góra 100 osób, ale też każdy region ma swoją specyfikę, i z pewnością na Śląsku czy Podkarpaciu imprezy są robione z większym rozmachem – mówi Agnieszka Winnicka. I dodaje, że o tym, że dany powiat trafi na czerwoną lub żółtą listę, resort zdrowia powinien informować z wyprzedzeniem.

 


Ślub w czerwonej strefie, wesele w zielonej

Niektóre pary w ogóle zrezygnowały z imprezy lub przeniosły ją na inny termin. – Odwołaliśmy wszystko, weźmiemy tylko ślub, a bawić się będziemy, gdy minie epidemia – pisze na Facebooku pani Ewa. Z postów w mediach społecznościowych wynika jednak, że część młodych i organizatorów wesel znalazło sposób na obejście ograniczeń - przenieśli imprezy do obiektów w zielonych strefach. Tak się dzieje zwłaszcza na Śląsku i w rejonach Nowego Sącza. Z każdym dniem od ogłoszenia rozporządzenia pojawiają się nowe problemy. Młodzi pytają, czy jeśli wesele jest w zielonej strefie, to jego uczestnikami mogą być goście z czerwonej. Z rozporządzenia wynika, że tak, stąd część imprez została przeniesiona kilka kilometrów dalej do bezpiecznej strefy. Podwykonawca, np. fotograf, który ma zarejestrowaną działalność w zielonej strefie,  zastanawia się, czy może świadczyć usługi w czerwonej. Rozporządzenie nie wprowadza zakazu przemieszczania się, a więc, wydaje się, że tak. Jako, że wątpliwości jest wiele, zapytaliśmy Ministerstwo Rozwoju, czy planowane są kolejne obostrzenia, także w strefie zielonej.

Ministerstwo Zdrowia pracuje nad przepisami o rejestrowaniu imprez

- Jesteśmy w stałym kontakcie z branżą ślubną. Jednak w sprawie odpowiedzi na przesłane pytanie sugerowalibyśmy kontakt z Ministerstwem Zdrowia – odpowiedział Marcin Zawiśliński z Departament Komunikacji Ministerstwo Rozwoju. Z naszych informacji wynika, że kolejne spotkanie zaplanowane jest na czwartek.

Z kolei Ministerstwo Zdrowia zapewniło nas, że w najbliższym czasie planuje podjąć prace legislacyjne związane z wdrożeniem rejestru wydarzeń m.in. takich jak wesela. To może oznaczać, że rejestrowane mogą być także inne uroczystości - niektóre chrzciny czy komunie też bywają liczne. Zwłaszcza, że w strefie czerwonej obowiązek noszenia maseczek do czasu zajęcia miejsc przy stołach dotyczy nie tylko przyjęć ślubnych, ale też konsolacji lub przyjęć komunijnych, a także innych przyjęć okolicznościowych.

Resort zdrowia zapewnia też, że stale obserwuje sytuację sanitarno-epidemiologiczna dotyczącą zakażenia wirusem SARS-CoV-2, analizuje dynamikę przyrostu zachorowań oraz zmiany wskaźnika zakażeń. Jakie powiaty planuje wpisać na czerwoną listę – nie wiadomo, choć zgodnie z zapowiedziami, lista ma być aktualizowana dwa razy w tygodniu.

Lekarze za ograniczeniami na weselach

Dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii zwraca uwagę, że choć źródłem części zakażeń i zachorowań były ostatnio wesela, to nie oznacza, że nie powinno ich być. Dodaje jednak, że nie mogą odbywać się w takiej formie jak dotychczas i przy tak dużej liczbie uczestniczących w nich osób, na dodatek przyjeżdżających z różnych regionów kraju, co sprzyja rozprzestrzenianiu się epidemii. – Rozwiązaniem byłoby ograniczenie liczby osób uczestniczących w weselach lub wprowadzenie zakazu przyjeżdżania osobom z innych regionów. A także krótszy czas trwania wesel, np. bez zabawy do białego rana. Po spożyciu alkoholu łatwiej o sprzyjające zakażeniom ryzykowne zachowania, bo często tracimy instynkt samozachowawczy – uważa prof. Kuchar.

DJ, fotografowie wskazują, że równie niebezpieczne są msze,  komunie czy chrzciny. Według prof. Kuchara  mniejszym zagrożeniem są msze w kościołach, które trwają około godziny - łatwiej jest zachować zalecaną odległość dwóch metrów i nikt się tam nie całuje. Poza tym msze gromadzą zwykle lokalną społeczność. To zupełnie inna kategoria ryzyka, której nie można wrzucać do jednego worka - tłumaczy. Co zrobi resort zdrowia, powinno być wiadomo już w czwartek.