Za głosowało 348 europosłów , przeciw 274, 36 wstrzymało się od głosu.

Uchwalona przez Parlament Europejski dyrektywa wzbudza one emocje, między innymi w Polsce, a nawet jest określana mianem ACTA2. Kontrowersje wzbudzają dwa artykuły: 11 wprowadzający tzw. podatek od linków oraz art. 13 mówiący o filtrowaniu. Pojawia się wiele głosów, że przyjęcie ich negatywnie wpłynie na konkurencyjność całego sektora związanego z nowoczesnymi technologiami. - Zgodnie z dyrektywą platformy internetowe i aplikacje, w których użytkownicy mogą publikować treści, muszą „dołożyć wszelkich starań”, aby pozyskać licencje na wszystko, co użytkownicy mogą przesłać – czyli całą twórczość chronioną prawem autorskim na świecie. Zadanie o tyle karkołomne, co niemożliwe do wykonania - uważa Natalia Mileszyk, specjalistka ds. polityk publicznych w Fundacji Centrum Cyfrowe.

W Polsce dwa lata na zmiany w prawie

Polski rząd od momentu prawomocnego zakończenia procedury, ma dwa lata na implementację tej dyrektywy. - Parlament Europejskie przyjął dyrektywę, która stanie się prawem powszechnie obowiązującym. Polska, jako lojalny członek Unii Europejskiej będzie zmuszona podporządkować się jej. Rząd polski będzie mógł jednak przy implementacji skorzystać z nieprecyzyjności przepisów, by ograniczyć najbardziej negatywne skutki tej dyrektywy dla społeczeństwa obywatelskiego i obiegu informacji w gospodarce - zapewnia Paweł Lewandowski, wiceminister kultury.

Filtrowanie treści

Art. 13, który ostatnio, wzbudził największe dyskusje, wprowadza obowiązek filtrowania internetu w celu ochrony praw autorskich, a także odpowiedzialność prawną dostawców usług internetowych za treści zamieszczenie przez ich użytkowników. - Większość platform internetowych - poza tymi najmniejszymi i najnowszymi - będzie zmuszona zrobić wszystko, co w ich mocy, aby na ich platformie nie zostało opublikowane nic, co do czego nie posiadają licencji.  – Nie będą miały więc innego wyjścia jak wdrożyć filtry treści – drogie i popełniające wiele błędów - tłumaczy Natalia Mileszyk. - Jeśli sąd uzna, że wysiłki platformy w zakresie filtrowania treści i pozyskiwania licencji były niewystarczające, platforma będzie bezpośrednio odpowiedzialna za naruszenia prawa autorskiego przez użytkowników. W efekcie platformy będą więc nadmiernie blokować treści, aby nie narazić się na odpowiedzialność.

Art. 13. nie będą objęte: encyklopedie internetowe, takie jak np. Wikipedia, archiwa edukacyjne i naukowe oraz platformy pasywne (tzw. usługi w chmurze dla indywidualnych użytkowników jak Dropbox), platformy w ramach otwartego dostępu, platformy sprzedażowe jak Ebay czy Amazon i te, których głównym celem nie jest dostęp do treści objętych prawem autorskim, np. portale randkowe.

Czytaj również: Dyrektywa autorska korzystniejsza dla twórców niż serwisów >>

Serwisy, których dotyczy art. 13., powinny podpisać licencje z właścicielami praw na treści chronione prawem autorskim. Jeśli platforma nie otrzyma takiej licencji, będzie musiała usunąć treści wskazane przez właściciela praw. Jeśli platforma nie dopełni obowiązków, będzie odpowiedzialna za nielegalne treści wprowadzane przez użytkowników.

Podatek od linków

W przypadku "podatku od linków” tak naprawdę nie chodzi o nową daninę, ale wprowadzenie praw pokrewnych dla wydawców prasy (z ang.  ancillary copyrights). W praktyce oznacza to, że na korzystanie z danego artykułu  będzie  potrzebna nie tylko zgoda  samego autora, ale też wydawcy. W efekcie bez takiej zgody nie będzie można korzystać z krótkich fragmentów artykułów, tzw. snippetów.

- Jak tylko dyrektywa zostanie wdrożona, internetowe korzystanie z więcej niż „pojedynczych słów lub bardzo krótkich fragmentów” artykułów informacyjnych będzie wymagało licencji – wydawcom prasowym przyznano nowe prawo pokrewne. Nie przewidziano żadnych wyjątków dla blogerów, małych firm lub organizacji non-profit – również te strony będą musiały uzyskiwać licencje - tłumaczy Natalia Mileszyk.  Nowa dyrektywa wymaga, by platformy, takie jak np. Facebook, płaciły posiadaczom praw autorskich za publikowane przez użytkowników treści albo kasowały takie materiały.

To rozwiązanie popiera Izba Wydawców Prasy. Uważa ona, że jest ono korzystne przede wszystkim dla małych i średnich, także lokalnych wydawców, których nie stać na prowadzenie długotrwałych i kosztownych procesów sądowych w obronie swych praw. Wydawcy prasy będą mieli bowiem możliwość negocjowania licencji z platformami i agregatorami treści.

Nowe prawo nie dotyczy hiperlinków, a wraz z nimi krótkiego wyciągu z artykułu. Na mocy przepisów wydawcy mają obowiązek dzielenia się wpływami z nowego prawa z autorami danej publikacji.

Ponadto dyrektywa reguluje wiele innych kwestii. W trakcie unijnego trialogu postanowiono, że wyjątek na rzecz eksploracji tekstu i danych (text and data mining) będzie obowiązkowy. Ponadto po raz pierwszy w historii przyznano na poziomie europejskim prawną ochronę domenie publicznej – to co jest w domenie publicznej na zawsze musi w niej pozostać.