Oficjalnie mogą to robić, ale nieoficjalnie każdy dyrektor szpitala przyznaje, że się boi. Chodzi o odpłatne leczenie ubezpieczonych pacjentów. Przepisy w tym zakresie przez ostatnią kadencję rządu nie zostały zmienione, pojawiają się tylko co jakiś czas ich nowe interpretacje.
Część zarządzających szpitalami chętnie spróbowałoby wyjść z ofertą komercyjną i podreperować budżet szpitalny. Zwłaszcza, że jak wynika z Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali: zadłużenie szpitali wzrosło o ponad 40 proc., z 1,2 mld zł w 2015 r. do 1,7 mld zł w 2019 r. Przychody z NFZ rosną o wiele wolniej.
Niecałe 40 proc. placówek gotowych do wystawiania e-recepty - czytaj tutaj>>
Nie ma klimatu na komercję
Zakazu leczenia odpłatnego pacjentów przestrzegają szpitale działające w formie samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej. - Nie ma obecnie klimatu do zorganizowania w szpitalach powiatowych i miejskich odpłatnych świadczeń. Dyrektorzy boją się, że gdyby zaczęli leczyć odpłatnie ubezpieczonego pacjenta, np. oferując mu zabieg szybciej, poza kolejką, to stracili by ryczał czy kontrakt z NFZ. Od rządu płynie bowiem sugestia, że wszystko co odpłatne i prywatne, jest złe - mówi Marek Wójcik, ekspert ds. ochrony zdrowia Związku Miast Polskich. I dodaje, że szpitale, aby choć odrobinę podreperować swoje budżety, imają się innych rozwiązań. Udostępniają np. swój sprzęt, część budynku a tym samym kadrę zewnętrznym firmom, które jako dzierżawcy świadczą pacjentom odpłatne usługi diagnostyki obrazowej czy rehabilitacji. – Przychody z takiej dzierżawy dla szpitala też nie są jakieś duże bo stanowią zaledwie 2-3 proc. przychodów i na chwilę obecną równoważą koszty mediów - zaznacza Marek Wójcik.
Prawo pozwala
Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, szpital za świadczenia udzielone pacjentowi odpłatnie powinien wystawić rachunek, wyszczególniając w nim zabiegi, materiały, konkretne świadczenia, z które chory płaci.
- Każdy pacjent ma prawo, mimo iż przysługują mu świadczenia bezpłatne z NFZ, skorzystać ze świadczeń komercyjnych, o ile ma taka wolę. Dlatego doradzam to szpitalom publicznym, samorządowym, które w ramach swojej działalności świadczą odpłatne usługi diagnostyczne lub laboratoryjne - zaznacza radca prawny Katarzyna Fortak-Karasińska. Dodaje jednak, że w takich sytuacjach podmiot powinien logistycznie dobrze oddzielić świadczenia komercyjne od NFZ-owskich.
Radca prawny podkreśla, że szpital musi uważać na to, aby udzielanie tych świadczeń nie pozostawało w konflikcie z realizacją umowy z NFZ. Nie jest możliwe przyjęcie pacjenta komercyjnego na łóżku szpitalnym, które zostało zgłoszone do Funduszu i na którym ma być przyjmowany pacjent, dla którego świadczenia są bezpłatne. - Przyjmowanie pacjentów komercyjnych musi się odbywać się bez uszczerbku dla np. realizacji kolejki oczekujących pacjentów ubezpieczonych - zauważa radca prawny.
Nadal nie ma współfinansowania świadczeń
Jeden aspekt w świadczeniach komercyjnych jest nierozwiązany jednak od lat. Chodzi o współfinansowanie świadczeń. Chodzi o to by pacjent mógł dopłacić do lepszej soczewki czy endoprotezy. - Tego typu działania wymagają nowej, klarownej regulacji prawnej. Nieporozumieniem jest, że obecnie pacjent może sobie dopłacić do lepszego wyrobu medycznego np. wózka inwalidzkiego, a do lepszej soczewki już nie - dodaje Katarzyna Fortak-Karasińska. W przeszłości szpitale, które dopuszczały się takich praktyk, zostały ukarane utratą kontraktu z NFZ, a nawet sprawą w prokuraturze.
Na Podlasiu brak chętnych
Odważniejsze na polu udzielania świadczeń komercyjnych są szpitale działające w formie spółek. Mazowiecki Szpital Wojewódzki im. Jana Pawła II w Siedlcach, podległacy pod marszałka, oferuje pacjentom bogatą ofertę świadczeń komercyjnych. Można tam np. skorzystać za 150 zł z porady specjalisty. Szpital oferuje także odpłatne badania obrazowe i diagnostyczne oraz szereg zabiegów. Za 8 tys. np. artroskopię biodra, a za 15 tys. angioplastykę wieńcową z implantachą stentu DES.
- Zainteresowanie tymi zabiegami wśród pacjentów nie jest duże. Ludzie nie są chętni, aby płacić. Może to też kwestia tego, że jesteśmy już Podlasiem, czyli mniej zamożnym regionem. Jak pacjent ma zapłacić, to woli iść do zupełnie prywatnej firmy abonamentowej, gdyż cały czas pokutuje przekonanie, że tam leczą lepiej - mówi Marcin Kulicki, prezes mazowieckiej spółki szpitalnej.
W Krakowie obawa przed represjami
Natomiast Szpital Miejski im. Rydygiera w Krakowie, choć działa w formie spółki, wcale nie jest odważny w kwestii świadczeń komercyjnych. - My nie przyjmujemy pacjentów komercyjnie. Przekaz od rządzących idzie bowiem taki, że szpital nie może za pieniądze sprzedawać pacjentowi szybszego terminu operacji. Choć uważam, że jest to nie do końca logiczne, bo gdy mamy kolejkę na dane świadczenia i 10 proc. osób z tej kolejki chciałby zapłacić za szybszy dostęp do operacji, to zyskaliby na tym pozostali oczekujący - mówi mówi Beata Gołąb- Bełtowicz, dyrektor finansowa Szpitala Miejskiego im. Żeromskiego w Krakowie. Przyznaje, że spzoz-y są i tak w lepszej sytuacji finansowej, bo nie płacą podatku CIT i dla nich zadłużenie nie jest tak dotkliwe jak dla spółki, nad którą wisi widmo upadłości.